SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Marek Ślosarski, Mariusz Urbaniec, Adam Machalica i Marta Honzatko na scenie

Kapelusz czy wąż boa?

13 czerwca 2022
Udostępnij

Zbliżający się do końca sezon teatralny 2021/2022 przyniósł premierę spektaklu „Mały Książę. Opowieść”. Choć odbyła się w Dzień Dziecka, to częstochowski teatr obdarował tym tytułem nie tylko najmłodszych.


middle-mk3.jpgSpektaklem mojego dzieciństwa jest „Bestia i Piękna” Stanisława Grochowiaka, którą w czasach dyrektury Henryka Talara zrealizował w naszym mieście Jarosław Kiljan. Miałam osiem lat i do dziś pamiętam scenografię, liczną obsadę, nieco przerażającą kotarę... Niestety, wielu aktorów, którzy wystąpili wówczas na częstochowskiej scenie, nie ma już wśród nas. Na przestrzeni lat pożegnaliśmy choćby Andrzeja Iwińskiego, Tadeusza Morawskiego, Ewę Agopsowicz czy Bonifacego Dymarczyka. To kolejny znak czasu. Mimo upływu lat, to przedstawienie nadal jest w mojej pamięci świeże, przypomina mi zachwyt wpisany w słowo „teatr”. Kto wie, może gdyby nie wspomniany spektakl, dziś nie pisałabym tego tekstu?


Dlaczego o tym wspominam? Zastanawiam się, czy dla najmłodszych widzów częstochowskiego teatru bieżące realizacje okażą się równie ważne. Czy po niemal trzech dekadach wciąż będą o nich pamiętać? Czy poczują kiedyś radość, podobną do mojej, gdy po latach zobaczyłam kostium Bestii na wystawie w Miejskiej Galerii Sztuki? Czy „Mały Książę”, którego realizacji podjął się Teatr im. Adama Mickiewicza, ma szansę stać się takim formującym doświadczeniem?


middle-mk4.jpgNie ukrywam, że gdy tylko dyrekcja teatru ogłosiła, że ten mocno „klasyczny" sezon na częstochowskiej scenie (z „Makbetem" i „Kandydem” wśród nowości) przyniesie również spektakl według Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, z niecierpliwością wyczekiwałam czerwca. W końcu taki prezent z okazji Dnia Dziecka zaadresowany był do każdego, bez względu na metrykę.


Ucieszył mnie fakt, że reżyserii i adaptacji tego tytułu podjęła się Agnieszka Baranowska, która wcześniej zrealizowała u nas „Stopklatkę”. To twórczyni obdarzona ogromną wyobraźnią. Jestem przekonana, że gdyby to jej Pilot pokazał węża boa, który trawi słonia, nie powiedziałaby, że to kapelusz. „Małego Księcia” przetłumaczono na ponad 400 języków, w tym gwary i dialekty. Baranowska nie sięgnęła po żadne z istniejących tłumaczeń. Zaproponowała swoje własne. Dlatego spektakl ma w tytule dodaną „Opowieść", nie jest to bowiem wersja, do której się przyzwyczailiśmy.


Sięganie po „Małego Księcia” wymaga odwagi, tak wiele osób wymienia dzieło francuskiego pilota jako „książkę życia”. Ja jej tak nie klasyfikuję, choć i dla mnie jest ważna. W dorosłym życiu sięgałam po nią wielokrotnie, nieustannie znajdując coś nowego i zastanawiając się, dlaczego dawniej interpretowałam dane fragmenty inaczej. Za każdym razem upewniam się, czy mam jeszcze w sobie dość wiary, by dostrzec, że w pudełku z otworami znajduje się wspomniany baranek (tutaj owieczka).

middle-mk2.jpg

Podczas premierowego pokazu usadowiłam się na widowni przepełniona dziecięcą ciekawością. Początek spektaklu przyniósł oczekiwaną przeze mnie magię. Scenografia i kostiumy autorstwa Kamili Grzybowskiej-Sosnowskiej są przepiękne. Żarówki przypominające gwieździste niebo nadają przedstawieniu niezwykły klimat. Poczułam się, jakbym była w środku „bajki na dobranoc”. Tu swoim charakterystycznym głosem opowiadał ją Marek Ślosarski, czyli Pilot. Robił to z typową dla niego lekkością i finezją. Cieszę się, że ten aktor coraz częściej wraca gościnnie na częstochowską scenę. Gościnnie pojawił się tu też Mariusz Urbaniec (czyli Macduff z „Makbeta” w reżyserii André Hübnera-Ochodlo). Grał jednego z trzech łotrzykowskich Baobabów. I choć na plakacie sygnowany jest jako Baobab 1, to właśnie jego ustami mówi Mały Książę. Złotowłosy chłopiec nie doczekał się osobnej kreacji, symbolizowała go animowana przez aktorów lalka i opowieści innych.


Poza Ślosarskim i Urbańcem większość aktorów kreowała po kilka postaci. Pijak, kobieta z wózkiem, mężczyzna z gazetą czy kobieta z pilnikiem sprawili, że ta historia nie sięgała wyłącznie planet i gwiazd, ale była osadzona w znanej nam rzeczywistości. Dzięki temu zawarte w niej proste prawdy łatwo można było przełożyć na „tu i teraz”. Każda kolejna scena była wizualną ucztą. Liczący gwiazdy Biznesmen, rozsądny Król, pełen blasku Próżny, dzierżący gigantyczny ołówek Geograf zachwycali i świetnie wpisywali się w konstrukcję scenograficzną. I choćby tylko ze względu na wizualną stronę warto wybrać się na ten spektakl.

middle-mk5.jpg

Jednak nie wszystkie pomysły były – w moim odczuciu – trafione. Wypełnione śląską gwarą sceny z udziałem Baobabów mocno wybiły mnie z rytmu, wyrwały z pierwszego oczarowania. I przyznam, że nieco mi zajęło to, by na nowo wczuć się w opowieść, złapać odpowiednie tempo. Na szczęście te potknięcia wynagrodziły moje ulubione sceny w tym spektaklu: z udziałem kolejno Króla, Latarnika i Lisa. Zresztą przewrotny rudzielec, który od 1943 r. (czyli daty premiery powiastki filozoficznej A. de Saint-Exupéry’ego) uczy oswajania i odpowiedzialności za bliską osobę, zawsze był moją ulubioną postacią. Sądząc po reakcjach publiczności (zwłaszcza najmłodszej), po częstochowskiej premierze skradł kolejne serca. Kto wie, może zostanie w nich na zawsze?


fot. Piotr Dłubak


Cykle CGK - Autorzy