SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Zdjęcie przedstawia częstochowską poetkę Ludmiłę Marjańską
10/2020

Pobierz PDF

POETKA POWŚCIĄGLIWA

17 października obchodzimy 15. rocznicę jej śmierci. Gdyby żyła, miałaby 97 lat. Ludmiła Marjańska – poetka, prozaiczka, tłumaczka, częstochowianka.


Kto kończył I LO im. Juliusza Słowackiego w Częstochowie, ten bez wątpienia wie, kim była Ludmiła Marjańska. Nie ma innej możliwości. Wyrosła tam na gwiazdę, najważniejszą bodaj absolwentkę szkoły, dla której historia zdaje się wciąż żywa. Chodząca legenda, spacerująca starymi korytarzami szkoły w czasie, kiedy nie stoi akurat na cokole.


Dystyngowana, piekielnie inteligentna, obyta w świecie. Bardzo kiepska legitymacja dla kobiety, jak na czasy, w których przyszło jej żyć. Za bardzo odstaje, kłując w oczy swą wyjątkowością. Kolejną jej „przewiną” była poezja. Nieprzystająca, niemodna, anachroniczna. Po II wojnie światowej dominuje bowiem awangarda. Zarówno w sztuce, jak i literaturze. Marjańskiej bliżej natomiast do Skamandrytów, do Lechonia, Tuwima, może do Staffa… Stoi zatem w przedpokoju. Nie ma wstępu do salonu, w którym królują już Miłosz, Różewicz, Szymborska, Przyboś, Ważyk, Brzękowski. W dodatku poznała nieco świata – w 1961 roku ukończyła w Warszawie filologię angielską, ale pracę magisterską broniła na University of Washington, będąc na stypendium naukowym w Stanach Zjednoczonych. Takich rzeczy łatwo się kobiecie nie wybacza. Mężczyzna to co innego.


O swoich wierszach mówiła w „Podkowiańskim Magazynie Kulturalnym”: wiersze przychodzą same. Często, jak już zasypiam, pojawia się wspomnienie, refleksja i przychodzą wiersze. Trzeba je szybko zapisać, bo rano ich już nie ma. Pisanie to jest dar, nie jestem poetką z zamysłu, to moja wewnętrzna potrzeba zapisywania tego, co czuję, co mnie spotyka. Może czasem jestem zbyt otwarta. I taka jest cała twórczość Marjańskiej. Pierwszy tom, „Chmurne okna” z 1958 roku, to debiut dość późny, co było częste dla okaleczonego wojną pokolenia. „Gorąca gwiazda” z 1965 roku jest już w dużej mierze poświęcona podróży do Ameryki. Podróży niezwykłej, bo nie tylko poznawczej, estetycznej, ale także filozoficznej. Towarzyszy jej pytanie o tożsamość podróżnika, sens podróży i jej kres. Kolejny tom poetycki, „Rzeki” z 1969 roku, jest konsekwencją tej wyprawy i zadawanych w jej trakcie pytań. Wiersze Marjańskiej stają się coraz bardziej skupione. Zdaje się, że ma też na nie wpływ wieloletnia przyjaźń z Anną Kamieńską, która stała się dla poetki paralelą wspólnych doświadczeń i losów. Ich twórczość łączy bez wątpienia głęboka lakoniczność, która stara się wyrazić to, co niewyrażalne. Ale nie tylko Kamieńska jest ważna dla Ludmiły. Jest jeszcze Emily Dickinson, którą tłumaczy. I mimo odległości czasowej, przestrzennej, kulturowej i obyczajowej zawiązuje się między nimi przyjacielska, wyjątkowa więź. Przekłady Marjańskiej są inne niż Iłłakowiczówny i Barańczaka, znajdują się gdzieś w połowie drogi pomiędzy nimi.


„W koronie drzewa” z roku 1979 to bardzo ważny tom w dorobku poetki. Zaczyna się dla niej etap pełnej dojrzałości życiowej i twórczej. Ostatnie tomy poetyckie to świadectwo stoicyzmu, cierpliwości, poczucia obdarowania Łaską, ale czasem także przejaw niezgody i walki ze starością, z pojawiającą się jak przypływy słabością, niemocą. Ta poezja to duchowa biografia samej Marjańskiej, którą pisała przez kilkadziesiąt lat swojego życia. Jest powściągliwa, lakoniczna, a przy tym pełna symboli i odniesień do tego, co działo się w życiu nie tylko poetki, ale i całego jej pokolenia.


Jest też Marjańska tłumaczką takich poetów i poetek, jak: Robert Burns, Theodore Roethke, Elizabeth Browning, Margaret Forster, Marianne Moore, Richard Wilbur, William Luce, John Bierhorst, Edwin A. Robinson, William Butler Yeats, Emily Dickinson. Córka Ludmiły, Maria wspominała dla „Gazety Wyborczej”, że: amerykańskie uniwersytety zapraszały moją mamę do siebie na wykłady jako specjalistkę od literatury amerykańskiej. To dopiero było coś. Skoro wiedziała o tym kilkunastoletnia dziewczynka, tym bardziej wiedziało środowisko literackie, choć zdaje się, że nie miało to dla niego większego znaczenia, bowiem Marjańska nie znalazła się wówczas na salonach. Bo też w ogóle kobiet było na nich niewiele. Dodajmy do tego niemodną formę i tematykę poezji, a w ten sposób – być może zbyt łatwo – znajdziemy kilka powodów przemilczania twórczości autorki „Chmurnych okiem” przez jej współczesnych. Ale czy dziś Ludmiła Marjańska zajmuje ważne miejsce w historii literatury? Nie jestem tego taka pewna. Przed nami jeszcze sporo pracy, żeby niedoceniane i zapomniane przez historię i krytykę kobiety znalazły należne im miejsce.

Sylwia Góra