SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Na zdjęciu artystka Matylda Sałajewska
1/2021

Pobierz PDF

WYZWANIE JEST MI POTRZEBNE DO CODZIENNEGO FUNKCJONOWANIA

Rozmawiamy z Matyldą Sałajewską - absolwentką Zespołu Państwowych Szkół Plastycznych im. Jacka Malczewskiego w Częstochowie oraz Wydziału Projektowania Graficznego katowickiej Akademii Sztuk Pięknych. Artystką tworzącą projekty w przestrzeni publicznej.


Sylwia Góra: Tworzysz sztukę ściśle związaną z określoną przestrzenią miejską. W jaki sposób wybierasz miejsca, które wchodzą w interakcję z Twoimi projektami?


Matylda Sałajewska: Jest odwrotnie, to te miejsca wybierają mnie. Gdy dostaję propozycję zrealizowania instalacji, w pierwszej kolejności badam to miejsce w kontekście architektonicznym, urbanistycznym, historycznym i społecznym. Zadaję sobie szereg pytań, prowadzę wewnętrzny dialog z tym, co widzę, co mnie otacza. Oswajam tę przestrzeń. Na późniejszym etapie tworzenia obiektu niejednokrotnie angażuję w niego lokalne społeczności, jeżeli one w danym miejscu występują. Sprawdzam wcześniejsze i aktualne funkcje tego miejsca, przyglądam się temu, z czego jest zbudowane, jaki materiał tam występuje, w jakiej jest kolorystyce, czemu służy i do tego dobieram formę oraz decyduję, w jaką interakcję wejdę z tą lokalizacją. Zadaję sobie podstawowe pytania: „co robię?” i „po co robię?”. To zestaw takich pytań, które należy sobie zadać, robiąc cokolwiek, co definiujemy jako sztukę. Nie chodzi o udzielenie gotowych odpowiedzi, ale w ogóle o potrzebę zadawania sobie i innym takich pytań. Jako artystka chcę, żeby moje projekty były o czymś, żeby miały sens. Ten sens może się różnie objawiać np. w charakterze dzieł – użytkowym, edukacyjnym czy interaktywnym. Jednak kluczowe jest, żeby ta sztuka wydarzyła się po coś, a nie była tylko dekoracją.


Wspomniałaś o interaktywności. Jak ważna jest ona w Twoich projektach?


Jest bardzo istotna. Interaktywność to dla mnie człowiek, bo to on się za nią kryje. Pracuję w przestrzeni publicznej, czyli realizuję projekty, które nie są selektywne, tylko trafiają na odbiorcę przypadkowego, co jest dla mnie zdecydowanym walorem tych działań. Oczywiście może się też wiązać z krytyką, ale to jest dla mnie cenne, bo dzięki temu dochodzi do dialogu, który prowadzi do zrozumienia, bycia z drugim człowiekiem. Dzięki interakcji możemy doprowadzić do zmian. Jestem przekonana, że sztuka odgrywa ogromną rolę w budowaniu świadomości społecznej i dlatego twórcy są zobligowani do uważnego tworzenia i edukowania na poziomie emocjonalnym. Czyli w sferach, których klasyczne nauczanie nie podejmuje. W temacie edukacji systemowej jest jeszcze wiele do zrobienia. Brak lekcji z współodczuwania, szacunku, empatii, radzenia sobie z trudami funkcjonowania w świecie, zastępuje obcowanie ze sztuką. Dlatego interakcja w moich projektach jest tak ważna. Bywa bardzo różna. Może być dosłowna lub bardzo subtelna. Może w oczywisty sposób zapraszać do wspólnego działania. Tak było w przypadku pracy „Dobry Klimat – pawilon edukacyjno-wystawienniczy”, którą zrealizowałam w ramach Szczytu Klimatycznego w Katowicach. Powstała ona ze słomy, zbudowana zgodnie z zasadami naturalnego budownictwa. Przy pomocy performansów, wystaw interaktywnych, pokazów filmowych, instalacji artystycznych opowiadała o zrównoważonym rozwoju, propagowaniu dobrych nawyków, życiu bez nadmiaru, z wrażliwością na świat przyrody i świat zwierząt. Z kolei „Staw” czy „Kuszenie” w Pałacu Schoena, zrealizowane z kilkudziesięciu kilometrów napiętych nici, w niedosłowny sposób odnosiły się do kontekstu historycznego i dawnej funkcji miejsca, czyli zakładów włókienniczych, dziś opuszczonych i ziejących pustką, dotykając w odbiorcach pokładów emocjonalnych.


Tak, jak wspomniałaś, edukacja w polskich szkołach w wielu zakresach zawodzi. Ewidentnym brakiem jest edukowanie przyszłego odbiorcy, który zetknie się ze sztuką współczesną, nieco bardziej wymagającą. W galerii sztuki dzieło trafia do wyselekcjonowanego odbiorcy. Sztuka w przestrzeni miejskiej nie przechodzi takiej selekcji. Z jakim odbiorem spotykają się Twoje projekty, jak na nie reagują ludzie?


Jest bardzo różnie. Czasami pojawia się lęk i rodzaj pewnego wycofania, czasami nawet agresja, akty wandalizmu, wrogie komentarze, np. że lepiej zamiast tego załatać drogę czy poszerzyć chodnik. Ale często jest też pole do rozmowy, do komunikacji, możliwość spotkania. Jak zauważyłaś, to nie jest wyselekcjonowany odbiorca, który idzie do galerii sztuki, bo chce tam pójść, bo jest tam stałym bywalcem. Mnie interesuje odbiorca, który nie obcuje ze sztuką na co dzień, który nie jest z nią obyty, który spojrzy na nią z innej strony. Taka sztuka to jest wyzwanie. Zatrzymać człowieka, który idzie do pracy, do sklepu czy gdzieś się spieszy i skłonić go do refleksji. Przekrój reakcji na sztukę w przestrzeni publicznej to jest trochę przekrój dzisiejszego społeczeństwa. Pamiętam, jak jakieś siedemnaście lat temu podejmowałam pierwsze próby tworzenia na ulicy. Wtedy te reakcje były inne niż obecnie. Można się było spotkać przede wszystkim z szokiem, brakiem zrozumienia. Dzisiaj te działania są już powszechniejsze, np. instytucje miejskie zlecają artystom stworzenie choćby murali, ale też instalacji użytkowych.


Street art, ale także sztuka w przestrzeni miasta mają to do siebie, że często są jednak efemeryczne. Na ile znaczenie ma ulotność Twoich prac - ich czasowość i powiązanie z konkretnym miejscem?


Sztuka w przestrzeni publicznej stanowi dla mnie integralną część tkanki miejskiej i zmienia się razem z nią. Tworzy jeden organizm. Wpływ warunków atmosferycznych, mijający czas oraz odbiorca i jego różne reakcje są wpisane w specyfikę tych realizacji. Trzeba to przyjąć za fakt, a nawet za atut. To, czy dany projekt, który realizuję, będzie efemerydą czy pozostanie w określonej przestrzeni dłużej - lub będzie wręcz miał charakter obiektu wielokrotnego użytku albo mobilnego - zależy zawsze od pytań, które sobie zadaję na początku, czyli: „co?” i „po co?” Formę dobieram do przekazu tak, żeby jak najlepiej wyrazić i podkreślić cel moich działań. Bardzo cenię tę efemeryczność, bo jest to nauka pokory wobec tego, co robimy jako twórcy. W pewnym sensie dajesz życie jakiejś rzeczy, projektowi i w ten sposób się do nich przywiązujesz, bo wypływają przecież z twoich trzewi. Sztuka jest formą ekshibicjonizmu, jest widzialną formą doświadczeń, przeżyć, nie ma gotowych ram, jak ją tworzyć. Każdorazowo oddaję moje projekty w ręce mieszkańców. Dalej nie mam już na nie wpływu i nie chcę go mieć. Żegnam się z nimi i mówię to bez żalu, choć musiałam się tego nauczyć. Byłam świadkiem, jak ktoś niszczył coś, co zrobiłam. Nie reagowałam na to, bo te projekty żyją już własnym życiem. Jednak są też instalacje, które powstały po to, żeby dłużej odgrywać swą rolę, są tzw. obiektami mobilnymi, wielokrotnego użytku, bo taki był od początku pomysł na ich realizację, wynikający z ich przeznaczenia. Dobrym przykładem jest tutaj instalacja edukacyjno-informacyjna „Drzewo Klimatyczne”.


No właśnie, „Drzewo Klimatyczne” jest projektem „wędrującym”. Pokazałaś je w 2019 r. między innymi na Festiwalu „Czytaj!” w Częstochowie, ale też w Katowicach czy Warszawie. Czy ta mobilność to kwestia tematu czy jeszcze czegoś innego?


Założeniem było stworzenie projektu o charakterze edukacyjnym w kontekście zmian klimatycznych. Na poziomie tworzenia tego projektu zadałam sobie pytanie, co tak naprawdę jest dla mnie ważniejsze – czy zrobienie jednorazowego performansu i wykonanie drzewa z materiałów odzyskowych, odpadów, czy zrealizowanie projektu z wytrzymałych materiałów: wodoodpornej sklejki, z możliwością wielokrotnego wykorzystania. Bilans zysków i strat był dla mnie oczywisty. Na drzewie zawiesiłam 150 liści z wygrawerowanymi hasłami propagującymi dobre nawyki proekologiczne. Hasła zostały zebrane od mieszkańców i były rodzajem manifestu, wezwaniem do działania, również wokół samego obiektu. Część z nich miała charakter edukacyjny, przekazując konkretne informacje związane z postępującymi zmianami klimatycznymi. Idea stojąca za projektem to: „The World is changing by your action not by your opinion!”. Projekt miał uświadamiać, prezentując proste rozwiązania i dobre praktyki. W korzeniach drzewa umieściłam siedziska, na których można usiąść i odpocząć w cieniu gałęzi. Skryć się przed słońcem, poczytać książkę czy gazetę, zjeść śniadanie lub po prostu uciec od zgiełku miasta i w spokoju przymknąć na chwilę oczy, opierając się o stabilny pień. W cieniu drzewa były organizowane różne akcje i spotkania, jak wspólne czytanie książek, śpiewanie, słuchowiska czy warsztaty. Drzewo „wyrosło” w trzech miastach: Katowicach, Warszawie i Częstochowie. Działało przez prawie rok i wiosną mamy nadzieję znowu je gdzieś zasadzić.


Drugi nurt, który wyłania się z Twojej sztuki, to relacja z człowiekiem. Nawiązują do tego np. „Kuszenie” czy „Ręce”. Jaką rolę pełni człowiek w Twojej sztuce?


Przede wszystkim bez odbiorcy ta sztuka nie istnieje. Człowiek pełni najważniejszą rolę. Nie tylko na poziomie odbioru, ale już samego procesu. Do realizacji moich projektów zawsze angażuję dużo ludzi. Dzięki temu proces twórczy ma dla mnie charakter pewnego przeżycia, a nie tylko samej pracy. Niezwykle sobie cenię bycie razem, robienie czegoś wspólnie. To jest chyba coś najistotniejszego w mojej pracy. Ciągle się czegoś uczę, bo wciąż robię rzeczy nowe. Nigdy nie zdarzyło mi się zrealizować dwa razy tego samego projektu, wykorzystując ten sam patent, multiplikując jakieś znane mi rozwiązania. Gdybym powtarzała wciąż ten sam zabieg, nawet w różnej skali, szybko bym się znudziła, a tak jestem wciąż ciekawa tego, co finalnie powstanie. Ten rodzaj emocji jest mi potrzebny do codziennego funkcjonowania. Ryzyko i niewiadoma sprawiają, że każdy dzień jest wyzwaniem.


Na koniec powiedz, czy przez lata działalności twórczej zauważyłaś, że Twoje projekty pokazują pewną krótkowzroczność władz lub braki w danej przestrzeni?


Edukacja władz w zakresie ergonomii, funkcjonalności i estetyki to bardzo duża nisza do wypełnienia. Argumentacja ze strony urzędników często opiera się jedynie na indywidualnych ocenach, a nie na osądach popartych wiedzą i kompetencjami w tym zakresie. Operują sformułowaniami, że tak jest ładnie, schludnie, czysto i im się to podoba. To zdecydowanie nie ta droga. Urzędy rzadko zwracają się do środowisk, które się na tym znają, czyli do projektantów albo artystów. W Polsce wciąż pokutuje myślenie, że artyści są ludźmi trochę nawiedzonymi, którzy wstają w południe, wypijają kieliszek prosecco, siadają do sztalug i oddają się niezrozumiałemu aktowi tworzenia, z którego dla przeciętnego człowieka nic nie wynika. Są niepoważni. Gwarantuję, że jest wręcz odwrotnie. Wstajemy o szóstej czy siódmej rano i pracujemy do wieczora. W Polsce artystę często traktuje się jako zbędnego, jego sztukę jako fanaberię, podczas gdy są ważniejsze sprawy. A przecież sztuka towarzyszyła nam od zawsze, jest cały czas obecna w naszym życiu. Wystarczy spojrzeć na malowidła naścienne w Jaskini Snów, Altamirze czy Lascaux. Sztuka jest człowiekowi potrzebna do wyrażania tego, co trudno nazwać i rozumienia tego, co niepojęte. Dlatego jako artyści nie możemy pozwolić na bylejakość przestrzeni, która nas otacza.


full-streetartowa_wspolnynaglowek.jpg