SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

CGK 2/2020

Pobierz PDF

Symfonika Organowa

Muzyka organowa to kilka wieków tradycji i inspirujące muzyczne możliwości. Z Janem Mroczkiem, częstochowskim organistą, pedagogiem i animatorem kultury, rozmawiamy przy okazji zeszłorocznej premiery jego płyty „Francuska Symfonika Organowa”.


Adam Florczyk: Organy postrzegane są przede wszystkim jako instrument liturgiczny, ale przecież nie są one na wyłączność przypisane do muzyki sakralnej. Jak bogaty i różnorodny jest świat muzyki organowej?


Jan Mroczek: Najstarsze zachowane kompozycje na ten instrument pochodzą z połowy XV wieku, czyli chyba śmiało można nazwać świat muzyki organowej bogatym i różnorodnym, skoro możemy podziwiać kompozycje pisane na przestrzeni prawie 600 lat. Do połowy XIX wieku rzeczywiście większość repertuaru była komponowana na użytek liturgii. Paradoks jest taki, że obecnie słuchamy np. Bacha na specjalnie zorganizowanym koncercie, a jeszcze około 100 lat temu muzyka na takim poziomie była
wykonywana co niedzielę dla podkreślenia sacrum. Na początku XX wieku organy były już w wielu salach koncertowych, wykorzystywano je także do ilustrowania muzyką na żywo pokazów kina niemego. W Stanach Zjednoczonych organy stanowiły również istotny element meczy koszykówki i hokeja. Drużyny Chicago Bulls i Chicago Blackhawks grały do 1994 roku w hali, gdzie były prawdziwe organy piszczałkowe.


Swoją przygodę z muzyką zaczynał Pan w dzieciństwie. Czy od początku było to marzenie o grze na organach, czy też musiał Pan dorastać do tego instrumentu?


Grałem już kilka lat na fortepianie. Myślałem o spróbowaniu czegoś nowego i, kiedy nadchodził czas egzaminów wstępnych do Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia, byłem akurat na wymianie naszej klasy organów ze szkołą muzyczną w Belgii. Zwiedzaliśmy m. in. Katedrę Najświętszej Maryi Panny w Antwerpii. Pan organista, wyglądający jak św. Mikołaj, grał wyśmienicie, a brzmienie organów przypominało ogromną orkiestrę symfoniczną. To był z pewnością ten impuls. Natomiast sam impuls nie miałby odpowiedniej mocy, gdyby nie fakt, że mój ojciec także jest organistą i wiele razy z podziwem wsłuchiwałem się w jego grę. Jako kilkulatek lubiłem przed mszą przygotować tacie stanowisko: rozsuwałem roletę kontuaru, włączałem wcześniej podpatrzone kombinacje głosów, które stosował, wyjmowałem nuty. Stąd widać, że to cały czas gdzieś krążyło. Zresztą od roku mam przyjemność grać na tych samych organach, w tym samym miejscu, czyli w wyjątkowym Kościele Rektorackim.


Ma Pan swoich artystycznych mistrzów? Kto ukształtował Pana jako muzyka?


Miałem szczęście do mądrych i inspirujących nauczycieli. Gry na organach uczyłem się kolejno u: mojego ojca - Adama Mroczka, prof. Józefa Serafina i Daniela Rotha. Podczas kilkunastoletniej edukacji instrumentalisty - zarówno w szkole średniej, jak i na studiach - jest możliwość brania udziału w licznych kursach mistrzowskich, są więc też inni pedagodzy i właściwie tych osób, które nas kształtują, jest naprawdę dużo. Opinie, które przekazują, często bardzo różnią się od siebie, ale naszą rolą jest przetworzenie ich na własny język muzyczny.


Sam też jest Pan pedagogiem. Czy to doświadczenie przekłada się jakoś na Pana twórczość? Czy praca z młodymi inspiruje i mobilizuje do ciągłego rozwoju, czy grozi raczej popadnięciem w dydaktyczną rutynę?


Praca pedagogiczna jest bardzo interesująca Staram się też doradzać uczniom i studentom w ich dalszej artystycznej drodze w oparciu o swoje doświadczenie z dotychczasowych występów. Do każdego młodego muzyka trzeba podejść indywidualnie. Często uczniowie zadają takie pytania, na które dopiero muszę poszukać odpowiedzi, dlatego uważam to za dodatkową inspirację.


Od prawie piętnastu lat organizuje Pan „Częstochowskie Dni Muzyki Organowej”. Może opowiedzieć Pan więcej o tej inicjatywie?


Jest to festiwal, podczas którego zawsze słyszymy różnorodną muzykę w najlepszych wykonaniach. Występowali dotąd uznani artyści z Polski, Anglii, Francji, Holandii, Rosji i Węgier. Czasem jest to spojrzenie w przeszłość i sięgnięcie do bogatego repertuaru z dawnych wieków, czasem klasyczny, znany repertuar, ale w ciekawym zestawieniu, innym razem organy są na pierwszym planie jako instrument solowy lub też akompaniują chórowi czy orkiestrze, czasem są to organy Hammonda w trio
jazzowym. Zapraszam wszystkich miłośników muzyki organowej co roku na przełomie września i października.


W tym roku ukazała się Pana nowa płyta „Francuska Symfonika Organowa”. Co na niej znajdziemy?


Na nagraniu prezentowanych jest siedem kompozycji, powstałych w latach 1900-1996. Wspólnym mianownikiem jest odwoływanie się do symfoniki - wcześniej w formie czy fakturze, w drugiej połowie XX wieku nadal są to bardziej nawiązania do brzmienia orkiestry, poszczególnych instrumentów solowych czy ich charakterystycznych efektów, np. arpeggio harfy, smyczkowego spiccato czy tremolo. Kilka kompozycji jest opartych na starych melodiach gregoriańskich, przy czym muzyka, jaka powstała z tych inspiracji na przestrzeni stu lat, jest bardzo zróżnicowana. To zróżnicowanie także podkreślają ogromne możliwości brzmieniowe organów Bazyliki Jasnogórskiej - drugiego pod względem wielkości instrumentu w Polsce.