SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Pędzel na palecie malarskiej i puszki farby w areozolu
5/2021

Pobierz PDF

PRACOWNIE MALARSKIE

Spacer po częstochowskich pracowniach malarskich to trochę jak odkrywanie drugiej, na co dzień ukrytej strony miasta. Tworzą one sieć artystycznego krwiobiegu Częstochowy i są jak portale do zupełnie innych wymiarów. Niezwykli są też przewodnicy tego spaceru, czyli sami malarze. Każdy z nich inaczej patrzy na swoją pracownię, inaczej ją opisuje, mówi zupełnie innym językiem. Wizytówki własnych pracowni spisane przez częstochowskich artystów układają się w intrygujący kolaż rozmaitych form, który skutecznie pobudza apetyt na sztukę. Poniżej prezentujemy tylko wyimek, skromny wybór z tego świata – szybki rzut oka przez dziurkę od klucza. Poukrywanych pracowni malarskich jest u nas w mieście naprawdę dużo, podobnie jak samych malarzy.


PRACOWNIA EMILII DUDZIEC


Na moją idealną pracownię składa się kilka bardzo prozaicznych elementów, takich jak światło, odległość i atmosfera wokół. Maluję głównie farbami olejnymi, używam terpentyny i to tworzy intensywny miks zapachów, który wymaga osobnej przestrzeni. Pracuję nad kilkoma rzeczami jednocześnie, paletę i podobrazia mam stale porozstawiane, bez stresu, że komuś to będzie przeszkadzało. Najwięcej czasu miewam późnymi wieczorami i nocą, dlatego dobre sztuczne oświetlenie jest super ważne - co jakiś czas zaglądam tu też do południa, by skontrolować, jak to się układa w świetle dziennym, które wpada przez duże okno. Niektóre projekty wymagają dłuższego gromadzenia szkiców, pomysłów i elementów. Pracownia jest miejscem, w którym od kilku miesięcy mogę powoli składować materiały na instalację, jaką szykuję na 10. edycję Festiwalu Dekonstrukcji Słowa „Czytaj!”. Ostatnia, już całkiem przyziemna sprawa, to odległości - muszą być niewielkie. Trasy dom-praca-pracownia pokonuję na rowerze w 5-15 minut, to jest ważne zwłaszcza zimowymi wieczorami. Poza tymi technicznymi warunkami, które decydują o komforcie pracy, potrzebuję mieć ze sobą przenośny głośnik z muzyką, książkę i wygodny kąt do spisywania pomysłów, inspiracji i do czytania. To miejsce w którym się relaksuję i regeneruję myśli. To moja pierwsza pracownia w Częstochowie i zupełnym przypadkiem trafiła mi się przestrzeń sąsiadująca z próbowniami muzyków. Nie wyobrażam sobie teraz lepszego miejsca - mam okazję malować do muzyki granej na żywo za ścianą. Jest tu też pod ręką naprawdę spora biblioteczka zainicjowana przez Maćka Kora, wymieniamy się w niej książkami. Częstymi gośćmi są tutaj moi przyjaciele, którzy wpadają, by wspólnie pomalować - Marja Zamoyska i Tomek Florczyk.

full-emilia.jpg


PRACOWNIA JACKA SZTUKI


Jak wysłać śpiące babcie do Paryża? Słynny obraz „Popołudnie na Grande Jatte” George’a Seurata miał dokładnie rozmiar ściany jego pracowni. Francis Bacon z kolei malował płótna na tyle duże, aby zmieściły się w pracownianych drzwiach. Zainspirowałem się tymi światowymi „trendami”, malując obraz pt. „Podróżne”. Na swój użytek nazwałem to płótno „Babciami”, ponieważ przedstawione są na nim dwie śpiące kobiety w podeszłym wieku. Okazało się jednak, że ani rozmiar pracownianej ściany, ani szerokość otworu w futrynie drzwi swoimi wymiarami – delikatnie mówiąc - nie sprzyjają możliwościom transportu obrazu. Po skomplikowanych, lecz udanych próbach przeniesienia dzieła przez drzwi pracowni, stanąłem przed koniecznością opracowania kolejnych manewrów zmierzających do dalszego transportu po schodach, co nieuchronnie powodowało klinowanie się obrazu między sufitem a ścianą. Po kilku godzinach prób udało się w końcu opuścić „Podróżne” na linie przez balustradę balkonu. Nauczony doświadczeniem, zacząłem powtarzać ten manewr przy kolejnych wystawach i takim to sposobem płótno raz po raz wydostawało się z pracowni, a ciężarówka zawoziła je wprost na docelowe miejsce ekspozycji. Jednak pewnego razu „Babcie” miały „zwiedzić” Francję, trasą z kilkoma przesiadkami. Trzeba było zatem zbudować solidną skrzynię, tak by Panie „czuły się” w niej bezpiecznie. Akurat spadł śnieg, więc pakowanie „Babć” do pudła na dworze było niemożliwe. Obraz musiał opuścić pracownię już w skrzyni o masie ok. 150 kg. O ile wcześniej same „Babcie”, odziane jedynie w folię bąbelkową, zjeżdżały bez trudu po linie, o tyle teraz zachodziła obawa, że cały ten ciężar pociągnie za sobą i „podróżne” i mnie jako autora w naszą wspólną ostatnią podróż. Na szczęście nie dopuścili do tego moi koledzy, którzy, ryzykując życiem na oblodzonej posadzce balkonu, asekurowali nas, opuszczając na linach obraz razem ze mną. Kierowca odwożący moje „Babcie” nie miał w ogóle maseczki i tłumaczył mi, że dlatego jej nie nosi, ponieważ od początku nie wierzył i nie wierzy w istnienie Covidu-19... Pożegnałem go, modląc się o zdrowie własne i tych, co mi w pocie czoła pomagali. I za niewierzącego kierowcę i za nas wszystkich… I o szczęśliwy powrót „Babć” z Paryża.

full-sztuka.jpg



PRACOWNIA JAROSŁAWA KWECLICHA, BARTOSZA FRĄCZKA I JUSTYNY WARWAS


Nie wiadomo, czy więcej jest rzeczy, które ich dzielą, czy takich, które ich łączą. Dzieli ich wiek, cechy charakteru, inny sposób wyrażania emocji na płótnach. Łączy to, co dla nich jest jednym z najistotniejszych zagadnień - malarstwo! Łączy ich też przyjaźń, która trwa już od lat i… pracownia. Ja się okazuje - nie jedna! Trzy pokolenia, trzy spojrzenia na sztukę - Jarosław Kweclich, Bartosz Frączek, Justyna Warwas. Spotkali się na uczelni (dzisiejszy Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza w Częstochowie). Katedra Malarstwa jest do tej pory ich wspólnym miejscem pracy. W czasach studiów Justyny - Jarek wraz z Bartkiem prowadzili jedną pracownię malarstwa dyplomowego, później dzielili godziny zajęć już na trzy osoby. Pamiętne było hasło nad drzwiami pracowni na Błesznie: „Krew, pot i łzy”, ale tak naprawdę było to najbardziej inspirujące miejsce, gdzie obrazy „malowały się same” (twierdzi Justyna). Kolejnym miejscem, w którym przeplatały się ich malarskie historie, była pracownia Jarka na ul. Wierzbowej. Kweclich malował tam na przełomie lat 80. i 90. XX w., później pracownię przejął Bartosz, a na końcu w pracowni na 11. piętrze tworzyła Justyna. Od trzech lat malują przy ul. Jasnogórskiej. Justyna nazywa pracownię Miejscem Mocy, gdyż energia miejsca i ludzi pomaga im budować i realizować artystyczne wizje. Wizje te są czasami skrajnie różne - ale im bardziej odmienne, tym bardziej mobilizują do wspólnych rozmów o obrazach. Pracują oddzielnie, każdy w swojej części pracowni, ale jest punkt dnia, kiedy przy kawie robią korekty, gadają o życiu, malarstwie, polityce i pracy… Niby zwykły dzień w pracowni, a wnosi wiele do malarskiego świata całej Trójki.

full-kweclichfraczekwarwas.jpg


PRACOWNIA DARIUSZA ŚLUSARSKIEGO


Moja pracownia jest moją przestrzenią twórczą, ale też miejscem dzielonym czasem z przyjaciółmi i klientami. Sercem pracowni jest okno, które wymieniłem na samym początku, bo drażniło mnie jego skrzydło i teraz mam jedną dużą taflę szkła. Patrząc na czubki drzew i serce miasta, znajduję spokój i ukojenie… Kilka lat zajęło mi urządzenie tego miejsca w najdrobniejszych szczegółach. W momencie, kiedy przekraczam próg pracowni, wchodzę w moją własną bajkę. Co robię? Maluję! To całe moje życie, zajmuje się tym, odkąd pamiętam. Wszystko, co działo się w moim życiu, było z tym ściśle powiązane - kolejne etapy, tory mojego dorastania, poznawania. Budowanie siebie jako człowieka, siebie jako artysty. Ja to moja praca – moja sztuka. Pracę twórczą nad obrazem zaczynam budować, począwszy od dokładnego rysunku. Poprzez formę malarską, która pod wpływem koloru zaczyna wzbogacać pierwotne założenie obrazu. W procesie twórczym nie zamykam się w ogólnym założeniu, jestem otwarty na nowe, ciekawsze rozwiązania, które często wychodzą dopiero w okresie długiego cyklu malowania. Rzadko zdarza się, że planowany efekt jest tym finalnym.

full-slusarski.jpg


PRACOWNIA PROJEKTU SĘTOWSKI / GAWRON


Nasza pracownia jest częścią większego kompleksu, w którym mieści się również należąca do nas galeria sztuki współczesnej Iron Oxide. Przestrzeń robocza podzielona jest na kilka obszarów. Pierwszym z nich jest pokój, który służy do przygotowywania projektów, wycinania szablonów oraz pracy koncepcyjnej. W drugiej części sprawy nabierają nieco większego rozmachu. Hala, nazywana przez nas roboczo „lakiernią”, to miejsce w którym tworzymy prace, przygotowujemy dedykowane naszym potrzebom podobrazia oraz... gramy w tenisa stołowego. To dla nas forma medytacji, w trakcie której uwalniamy mieszkające w podświadomości pokłady kreatywności. One z kolei prowadzą do nowych, nieszablonowych pomysłów (nieszablonowych dosłownie i w przenośni).

full-ironoxide.jpg


PRACOWNIA JACKA PAŁUCHY


Artysty nie ma obecnie w pracowni, ponieważ od momentu, gdy przybrał pseudonim Doktor Fantastykus, w środy dematerializuje się na 17 minut. Po imaginacyjnej podróży, przed aktem twórczym, wzmacnia jaźń preparatami ziołowymi. Tworząc, słucha winyli na specjalnie skonstruowanym drewnianym adapterze. W rogu pracowni widnieje aparat do mikrodestylacji bezimiennych pseudodemonów.

full-palucha.jpg


PRACOWNIE MALARSKIE ZESPOŁU SZKÓŁ PLASTYCZNYCH IM. JACKA MALCZEWSKIEGO OCZAMI PIOTRA KANIECKIEGO


Przestrzeń i obszar. Laboratorium. Układ zamknięty - otwarte drzwi. Miejsce z widokiem na przyszłość… a jakże. Koloru intensywny puls. Wymiana energii. Pożyczanie pędzli. Martwe natury i żywoty świętych malarzy. Czasem tort urodzinowy i sesja z modelem, który tym razem robi za kapitana portu w autentycznym kapitańskim uniformie i ma na sobie płetwy (w innym wariancie modelowi skrzydła wyrosną). I przyjdzie dziewczynom i chłopakom z Plastyka anioła studiować.

Taką rolę odgrywa to miejsce i obszar. Laboratorium. Pracownia, w której przyglądamy się, zastanawiamy i próbujemy rozwiązać węzełek problematu wysokości skrzydeł anioła wobec ramion i długości jego szyi. I nad światłem warto się będzie zastanowić. Czy lewe, czy prawe skrzydło bardziej to światło rozjaśnia?

Pracownie malarskie, o których mowa, to w częstochowskim plastyku faktycznie pełna dziwów i tajemnic kraina. Taką była 30 lat temu, taką była pewnie jeszcze wcześniej i taką pozostaje do dzisiaj. Jest niczym brama do ogrodu wiedzy o tajnikach warsztatu, podstawach i prawach, które nim rządzą. Jest miejscem zachwytu nad mistrzami renesansu, ich rewolucją w postrzeganiu przestrzeni, rozumieniu perspektywy i obszarem pierwszych udanych prób analizy przedmiotu, portretu, pejzażu. Ale pracownia jest też kluczem do tajemnych komnat eksperymentu, doświadczeń tego, co dzikie, zmysłowe, w oparciu o zdobycze ekspresji niemieckiej, Francuzów z kręgu Les Fauves, amerykańskiego action painting.

Przestrzenie pracowni (szczególnie dzisiaj) pozwalają na akty odwagi w odniesieniu do powierzchni płótna, płaszczyzny papieru. Rysunek jest bezpośrednim zapisem stanu emocji, tak jak (w dużym skrócie) malarstwo określa skalę wrażliwości. Tym samym nie dziwią tysiące, dziesiątki tysięcy kresek, którymi zarysowane papiery krzyczą przywoływanymi na nich formami wazonów, cytryn, udrapowanego tła, a plamy farby z płócien, kartonów i tektur przywołują zamorskie klimaty, wspomnienia rodzimych plenerów, portrety przyjaciół z klasy. Świat zostaje odczarowany. To się dzieje! To się dzieje naprawdę! Ale pracownia malarska z jej atmosferą – a, dzięki świetlikom w dachu, z niebem nad głowami uczniów i pedagogów - to również „pracownia las” i „pracownia a’la stadio olimpico”.

„Pracownia las” to stan wnętrza pracowni za czasów Plastyka u sióstr w III Alei, kiedy budynek zaczął się rozchodzić na różne strony. Ściany zaczęły pękać, a sufit najpierw sypać, a potem osuwać. Wtedy weszli fachowcy i podparli sufit stemplami z bali drewnianych. I w pracowni jak w lesie się zrobiło. Na pewno groźniej, ciemniej i gęściej.

A „pracownia a’la stadio olimpico” to historia już z ul. Pułaskiego, ale jeszcze przed stanem WR czyli Wielką Rozbudową szkoły. W tamtym bowiem okresie jednym z podstawowych elementów wyposażenia pracowni malarskiej prof. Czarnockiego vel Brody był stół do ping ponga - który to stół wjeżdżał na środek pracowni po zakończonych zajęciach, a profesor rozpoczynał jeden z wielkich swoich meczy. Tego wieczoru niespodziewanie zawitał w rejony ziemi częstochowskiej minister kultury z wielkim pragnieniem ujrzenia Plastyka, jego wnętrz, pracowni malarskich także. Jak przyjechał, to zobaczył. Ale podobno nie krył zachwytu.

Tak było. To się działo naprawdę.

full-plastyk.jpg


full-malarska_wspolnynaglowek-kopia.jpg