SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Szafa grająca i okładki płyt zespołów: AmperA, Infernal War, Clödie, Shamboo&Muniek, Mordor, Sołtys
9/2021

Pobierz PDF

Szafa grająca rocka

Układanie repertuaru do szafy grającej wcale nie jest proste, ale potrafi też być dobrą zabawą. Można to robić nawet „na sucho”, jedynie w wyobraźni. Zgodnie z tematem przewodnim bieżącego numeru CGK, należy wybrać płyty częstochowskich zespołów rockowych, a - żeby nie dać się porwać fali sentymentalnych wspominek - postawić wyłącznie na kapele nadal aktywne na scenie. Warto przy tym pamiętać o różnorodności rocka i przeplatać ze sobą jego odmienne odcienie: mocne uderzenie, liryczne tonacje, postpunkowe estetyki i klasyczne gitarowe brzmienie. W naszej redakcji taka szafa nie mogłaby się obyć bez opisanych poniżej albumów.


AmperA „Cztery strony” (2016 r.)


Drugi album częstochowskiej Ampery po brzegi wypełniony jest akustycznym brzmieniem i delikatną tonacją. Rock przeplata się tu z bluesem, reggae, folkiem, a nawet szantową estetyką. To propozycja idealna na wyciszenie, ukojenie i złapanie oddechu we współczesnym świecie, który gna do przodu jak szalony. Wokalista Kuba Bociąga, jak rasowy przewodnik na trudnym szlaku, mówi: zwolnij, uważaj, gdzie stawiasz kroki, pozostań czujny. A ponieważ na co dzień jest on nałogowym podróżnikiem, łatwo mu zaufać. Muzycznie towarzyszą mu gitarzyści Rafał Ociepa i Marcin Dawidowski (wcześniej kojarzeni ze zdecydowanie mocniejszymi dźwiękami, m.in. z kultowym zespołem Makle Kfuckle) oraz Mateusz Nienartowicz na instrumentach perkusyjnych. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj z pewnością utwór „Lecę jak ptak” z gościnnym udziałem aktorki częstochowskiego Teatru, Iwony Chołuj. Gdyby natomiast nasza szafa grająca wyposażona była w funkcję wideo, koniecznie należałoby sprawdzić trzy teledyski promujące wspomniany album: „Chudy”, „Moja identyfikacja” i „Hej, to ja”. Ten ostatni został zrealizowany przez reżysera Pawła Maślonę i operatora Cezarego Stoleckiego.


Infernal War „Axiom” (2015 r.)


Myśląc o naprawdę mocnym brzmieniu gitar z Częstochowy, trzeba wskazać na blackmetalowy Infernal War, który zebrał świetne recenzje za swój trzeci długogrający album - „Axiom”. Płyta udowodniła, że zespół doskonale odnajduje się w ekstremalnych dźwiękach, którym przy nagrywaniu udało się nadać nowoczesny szlif. Brawa za produkcję. Nawałnicę brutalnych riffów podbija niezmordowana perkusja Pawła „Stormblasta” Pietrzaka, którego wielu słuchaczy metalu kojarzy również z formacji Deus Mortem. „Axiom” to bardzo intensywny i zwarty w swej prostocie album, zagrany z dużą pewnością siebie. Czuć tu profesjonalizm i doświadczenie muzyków występujących od lat na blackowej scenie.


Clödie „Memories” (2020 r.)


Zmieniają się czasy, zmienia się rynek muzyczny. Młode pokolenie coraz rzadziej słucha muzyki z płyt, bo podstawowym medium jest internetowy streaming, gdzie pojedyncze utwory różnych wykonawców układa się w osobiste playlisty i zestawienia. Starzy melomani mogą z dezaprobatą kręcić nosami, ale nic nie poradzą na wiatr zmian. Do nowych strategii słuchaczy dopasowują się muzycy. Dziś najważniejsza jest promocja w sieci, a kluczem do sukcesu jest wydawanie kolejnych singli. Taką właśnie strategię ma pochodząca z Częstochowy wokalistka Klaudia Trzepizur, frontmenka zespołu Clödie. Szerszej publiczności dała się poznać w IV edycji The Voice of Poland, później, dzięki piosence „Go!”, znalazła się w Krajowych Eliminacjach Konkursu Eurowizji, aż w końcu jej utwory zaczęły osiągać milionowe zasięgi w internecie. Artystka konsekwentnie stawia na single, przemienia je w sukces i koncertuje w kraju oraz za granicą. Na szczęście w zeszłym roku Clödie wydała zbierającą klika najpopularniejszych utworów epkę, którą możemy włożyć do naszej szafy. „Memories” to lekka, klasycznie rockowa propozycja, gdzie pierwsze skrzypce gra charyzmatyczny, kobiecy wokal. Materiał może nie zaskakuje, ale ma spory potencjał przebojowości.


Shamboo&Muniek „Piosenki” (2015 r.)


Większość powrotów na scenę po latach okazuje się porażką. Mało komu udaje się osiągnąć coś więcej, niż tylko ożywić stare sentymenty publiczności. Częstochowskie Shamboo jest jednym z tych wyjątków, który zdobył większą rozpoznawalność i popularność po powrocie. Historia zespołu sięga początku lat 80. XX w. Na basie grał w nim wtedy Muniek Staszczyk, który był jeszcze przed największymi sukcesami T.Love Alternative. Shamboo nie udało się jednak w tamtym okresie wybić i – podobnie jak wiele punkowych kapel – grupa ta po prostu zeszła ze sceny. Nikt się jednak nie spodziewał, że po ponad dwudziestu latach muzycy Shamboo wrócą i nagrają razem z Muńkiem dwie płyty dla S.P. Records. Ich „Piosenki” to gitarowe granie ze specyficznym punkowym zacięciem. Słychać inspiracje wczesnym T.Love, ale też innymi kapelami startującymi w latach osiemdziesiątych. Charakterystyczna melodyjność, prosty, zadziorny przekaz i przewrotne poczucie humoru, stały się znakami charakterystycznymi Shamboo. Muzyczna propozycja grupy to „pocztówka z przeszłości”, ale taka, na którą publiczność czekała z utęsknieniem. Zespół od pewnego czasu milczy, ale w przypadku Shamboo można chyba spokojnie założyć, że wcześniej czy później wyrwie się znów z zimowego snu.


Mordor „Prayer to...” (1993 r.)


W latach 90. XX w. Mordor stanowił kwintesencję polskiego doom metalu. Zespół co prawda ewoluował w stronę progresywnych klimatów („The Earth”) i powrócił po latach do ciężkiego uderzenia (Darkness...), jednak ten najważniejszy krok postawił dzięki „Prayer to...” Debiut grupy to odpowiedź na brytyjskie pomysły łączenia gotyckiej melodyjności z growlem. Główną zasadą przyświecającą nagranemu materiałowi była nostalgiczność. Musiało być melancholijnie – tęsknemu wokalowi i partii gitar towarzyszyły smutne klawisze, a nawet skrzypce. Zgodnie z wymogami gatunku, powolna perkusja czasem tylko ożywała dla przełamania kompozycji. Warto dodać, że płytę nagrano z gościnnym udziałem Anji Orthodox. Prekursorski album Mordoru doczekał się solidnej reedycji; z oryginalnych materiałów zremasterowano go w No Solace studio i wydano w Witching Hour.


Sołtys „Sołtys EP” (2018 r.)


Ten krążek to krótka, składająca się z pięciu utworów, „epka” - ale zdecydowanie nie mogło jej zabraknąć w naszym zestawieniu. Jakub Sołtysik, lider projektu, ma niezwykle prosty i szczery patent na swoje granie. Na płycie dominuje wokal, gitara i ambicja, żeby słuchaczy nie dopadała nuda. W związku z tym Sołtys czasem śpiewa po polsku, czasem po angielsku. Czasem romansuje z country, czasem z bluesem, a innym razem wchodzi na obszar grunge. I choć dominuje tutaj spokojna, melancholijna atmosfera, to gitary lubią u Sołtysa trochę powyć i poszeleścić – co zdecydowanie dodaje smaku całości. Jedyne, co można temu wydawnictwu zarzucić, to jego krótki format. Pozostaje więc kibicować temu świeżemu, częstochowskiemu projektowi i czekać na jego album długogrający.


af, tj


full-grafika.jpg