SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

CGK 3/2020

Pobierz PDF

Najpiękniejsza pasja

Maria Magdalena Jeziorowska chociaż jest na drugim roku studiów w Szkole Filmowej w Katowicach, wyreżyserowała już dwa filmy. Jej mistrzem jest Wojciech Jerzy Has. Chciałaby kiedyś osiągnąć ten sam poziom reżyserii.


Magda Fijołek: W lutym odbyła się premiera Twojego filmu „Najpiękniejsza”. Film zapowiadałaś już dwa lata temu, czemu zatem z premierą zwlekałaś tak długo?


Maria Magdalena Jeziorowska: Można powiedzieć, że tak długo trwały wykończeniowe prace przy filmie, poza tym rozpoczęłam studia w Szkole Filmowej w Katowicach. Dużo pracy trzeba było włożyć w postprodukcję. Z efektu jestem bardzo zadowolona. Cieszę się, że przekaz, który chciałam nieść, jest odczytywany - to jest budujące.


A pomysł na film? Wiele osób jest pod wrażeniem, że swoich filmach „Imitacja” i „Najpiękniejsza” dotykasz problemów dorosłych, a już z pewnością starszych od siebie ludzi. Jednym z tematów jest samotność.


Sam pomysł na „Najpiękniejszą” wziął się z moich obserwacji środowiska, w jakim obracałam się na etapie pisania scenariusza. Kończyłam wtedy liceum i zauważyłam, że wielu z moich kolegów i koleżanek walczyło o nagrody i tytuły. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, ile te laury będą warte w przyszłości w życiu tych ludzi. Doszłam do wniosku, że nie chodzi tu o wartość nagrody, ale o ocenianie siebie samego. Myślałam, czy za dwadzieścia lat taka osoba będzie pamiętać o danym wyróżnieniu. Stąd właśnie pomysł, aby pokazać w filmie świat po nagrodzie, zastanowić się, czy rzutuje ona na życie dorosłe.


Ale Ty przecież nie jesteś aż tak dorosła...


Tworzenie filmów jest zawsze stawianiem sobie pytania, co by było, gdyby? Na pytania, które mnie nurtują, nie znam odpowiedzi, ale próbuję na nie odpowiadać za pomocą filmowych historii... Chociaż o tym, czy moje wyobrażenie jest właściwe, dowiem się, kiedy sama będę kończyć 40 lat, tak jak bohaterka „Najpiękniejszej”.


Filmem udało Ci się trafić w punkt. Kobiety czterdziestoletnie właśnie z takimi problemami mierzą się na zjazdach absolwentów, każda chce wypaść na nich jak najlepiej, także pod względem urody.



Przyznam, że bazowałam na opiniach moich starszych koleżanek i kolegów. Po takich spotkaniach, organizowanych po latach, zastanawiali się oni, co jest prawdą, a co nie w tym, co ich znajomi opowiadają o swoim życiu... Wielu przecież nie przyznaje się do porażek, ponadto każdy może założyć maskę.


„Najpiękniejsza” jest Twoim drugim filmem, pierwszym była „Imitacja”, też o samotności. Zrealizowałaś go, będąc w liceum. Ten film pokazuje, że ludzie samotni mają czasem zahamowania, których nie umieją pokonać i które sprawiają, że pomimo danej im szansy na zmianę statusu, pozostają samotni. Musisz przyznać, że dotykasz tematów, które są trudne. Jestem pełna podziwu, że bierzesz je na warsztat. Skąd się to u Ciebie bierze?


Szczerze mówiąc, nie wiem. Problem samotności dotyka też osoby młode. Pokazuję, jaki może ona mieć wpływ na późniejsze życie. Często osoby przebojowe, powszechnie lubiane i podziwiane, okazują się tymi najbardziej samotnymi. Ciekawi mnie to, że w grupie można się czuć kolorowym ptakiem, a poza grupą źle.


Oba filmy powstały przy wsparciu znajomych, rodziny i zaprzyjaźnionych aktorów...


To wielka pomoc, kiedy ma się tak wspierających bliskich, w szczególności rodzinę. Mam też szczęście do ludzi, których spotykam na swojej drodze. Dzięki temu możemy robić coś razem.


Jesteś młodą osobą, a pracujesz na planie z doświadczonymi aktorami. Poprzednio byli to Joanna Rucińska i Adam Hutyra, teraz - Teresa Dzielska, Sylwia Warmus i Marek Ślosarski. Jak wygląda relacja między młodym, początkującym reżyserem a doświadczonym aktorem?


Zanim podjęłam decyzję o realizacji filmów, badałam świat teatru, biorąc udział w warsztatach teatralnych. Wtedy zdałam sobie jednak sprawę, że nie pociąga mnie sama scena. Zaczęła kiełkować myśl o reżyserowaniu filmów. Podczas warsztatów poznałam aktorów Teatru im. Adama Mickiewicza, dzięki czemu łatwiej mi było opowiedzieć im o moich pomysłach i zaprosić do współpracy. Natomiast już przy realizacji filmów na początku miałam opory, czy wypada mi o coś ich pytać i prosić. Krępowałam się tłumaczyć jakąś scenę, żeby to, co zrodziło mi się w głowie, mogło zaistnieć na ekranie. Dostałam jednak od aktorów duże wsparcie, dzięki czemu szybko się przełamałam. Bo w relacji aktor – reżyser wiek kompletnie nie ma znaczenia. Spotykamy się jako dwójka artystów, którzy mają stworzyć film, wykonać jakąś pracę.


Drążąc ten temat... Jak się reżyseruje kogoś, kto wcześniej uczył Cię zawodu aktora? Myślę tu o Marku Ślosarskim. Doszło do odwrócenia sytuacji - uczeń kieruje swoim nauczycielem.


Do tej pory nie wiem, jak te role się pozamieniały, jak się to udało. Ważne jednak było to, co usłyszałam kiedyś od Marka, stwierdzającego, że jako dojrzały aktor może sobie pozwolić na pomoc młodym artystom i - jeśli widzi iskrę, zaangażowanie - wówczas wspiera osobę, która dopiero wchodzi w artystyczny świat.


Jaką rolę odegrała w rozwoju Twej pasji filmowej Twoja siostra, Marta Jeziorowska?


Marta wciągnęła mnie w świat filmu, gdy studiowała produkcję filmową. Zawsze z zainteresowaniem słuchałam tego, co opowiadała, kiedy wracała z planów do domu. Marcie zawdzięczam też zdobycie doświadczenia na prawdziwym planie serialu. Gdy pracowała przy pewnej produkcji, zaproponowała mi rolę asystentki. To był skok na głęboką wodę, jednak nie do morza, tylko - jak się później okazało - oceanu. Taki zastrzyk doświadczenia z prawdziwego planu, zanim zaczęłam studia w Szkole Filmowej w Katowicach, był bardzo korzystny. Zdobytą na planie wiedzę mogłam już tylko pogłębiać i układać w głowie. Poza tym wiedziałam, jakie błędy popełniłam przy pierwszym filmie i jakich uniknąć przy drugim. Nauczyłam się także polegać na innych, bo nie można wszystkiego zrobić samemu. Ważne jest, by stworzyć dobry, zgrany zespół.