SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Artystka Paulina Taranek stojąca w sukience przed namalowanym obrazem twarzy mężczyzny oraz obok ręcznie namalowany czarno-pomarańczowo-żółty obraz miejski
2/2019

Pobierz PDF

W PRZYSZŁOŚĆ PATRZĘ Z OPTYMIZMEM

1 lutego, o godz. 18.00, w Miejskiej Galerii Sztuki będziemy mieli okazję uczestniczyć w wernisażu wystawy „Big City Light” Pauliny Taranek. Z młodą artystką rozmawiamy o wystawie, twórczości i „życiu ze sztuki”.

Sylwia Góra:
Podróżuje Pani pomiędzy dwoma miastami - rodzinną Częstochową i Krakowem. Odrębność tych miast jest oczywista i zapewne odczuwalna. Jak jest w Pani przypadku? Gdzie czerpie Pani inspirację, gdzie odpoczywa?

Paulina Taranek:
W Krakowie mam swoją pracownię w takim miejscu, gdzie dobrze mi się tworzy, które daje mi spokój i przestrzeń na przemyślenia. To tu spędziłam znaczną część swojego dorosłego życia i tutaj powstała większość moich prac. Kraków zawsze był miastem lubianym przez artystów i kiedy sama zaczęłam tworzyć, zrozumiałam, że faktycznie ma niezwykłą atmosferę sprzyjającą takim działaniom. To jedno z miast, gdzie żyje się wolniej, gdzie można o sztuce myśleć, gdzie ona nas otacza. Częstochowa jest jednak miastem, gdzie malowałam swoje pierwsze obrazy. Jestem z nią związana emocjonalnie i sentymentalnie, bo to tu mieszka moja rodzina. Stąd mam piękne wspomnienia. Kraków i Częstochowa istnieją w moim życiu w sposób powiązany. Z wykształcenia jestem konserwatorem zabytków i w związku z tym pracuję w obu miastach. Pozwala mi to w pewnym sensie „przewietrzyć” umysł, zmienić otoczenie, spotkać innych ludzi, a to wszystko wpływa na moją twórczość.

Od 1 lutego możemy oglądać w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie wystawę Pani prac skoncentrowaną na motywie nowoczesnej metropolii. Jako osoba zakorzeniona w dwóch miejscowościach i sporo podróżująca, ma Pani własny, bardzo indywidualny sposób postrzegania miasta.


Wystawa „Big City Light” będzie pokazywana w Galerii Antresola i potrwa do 10 marca. Jest to opowieść o nowoczesnych miastach, wielkich metropoliach, które kojarzą nam się z pewną powtarzalnością, elegancją, układem ulic i kwartałów niczym od linijki. Moje spojrzenie jest jednak inne, bardziej wrażeniowe. W moich pracach bardzo ważną rolę odgrywa światło. Nie tworzę z fotograficzną dokładnością. Miasta to miejsca tętniące życiem podlegające ciągłej zmianie. Miasto to dżungla, feeria świateł, plątanina refleksów, przesuwających się obiektów, czego ludzie często nie dostrzegają. Miasto nowoczesne nie musi być nudne i zimne. Zależy mi na tym, żeby pokazać inność. Ze względu na swoją pracę konserwatora sporo podróżuję. Byłam w wielu miejscach nie tylko w Europie, ale i świecie. Zawsze obserwuję otaczającą mnie przestrzeń i często właśnie tam znajduję inspirację. Odbiorcy mogą mieć wrażenie, że znają widoki z moich obrazów. I to się zgadza - to nasza codzienność, na którą nie zwracamy uwagi i której często nie widzimy. Przyglądając się sztuce współczesnej, nigdzie nie znalazłam takiego rodzaju przedstawienia miasta w malarstwie i to mnie zainspirowało do stworzenia cyklu.

W Pani pracy i życiu nowoczesność splata się z pewnym rodzajem historii, przeszłości. Po pierwsze ukończyła Pani Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, która jest powszechnie uważana za najbardziej konserwatywną Akademię w Polsce. Dodatkowo był to kierunek: konserwacja zabytków. W jaki sposób to pomaga, a w jaki szkodzi w pracy twórczej?


Kiedy kończyłam Akademię, istniała tam już spora przestrzeń na malarstwo nowoczesne, na szukanie własnej drogi. Oczywiście są różne pracownie i każda z nich ma swój charakter, ale to w żaden sposób nie zamyka drogi do indywidualności. Mamy oczywiście klasykę warsztatu, jak martwa natura, portret - co jest niezbędne, aby mieć podstawy techniczne. Akademia nie utrudnia, daje miejsce na dowolność, spełnianie swojej wizji, umożliwia „burzę mózgów” z osobami, które od lat są praktykami, sami tworzą, są artystami, wykładowcami, profesjonalistami. Nie stawia barier, lecz daje możliwości rozwoju, co oczywiście zależy od cech indywidualnych. Jeśli chodzi o mój kierunek, myślę że bez konserwacji nie byłoby mnie jako artystki. Ta dziedzina bardzo dużo wniosła do mojego życia. Nauczyłam się wielu technik - począwszy od malarstwa ściennego, przez sztalugowe, na rzeźbie kończąc. Dowiedziałam się, jakie efekty można uzyskać za pomocą farb, pigmentów czy innych mediów. Dzięki mojemu wykształceniu obcuję z dziełami sztuki - czasami bardzo wysokiej klasy, na co nie miałabym szansy jako widz. Mogę ich dotknąć, poddać analizie, przyjrzeć się z bliska. Nie każdy ma taką możliwość. Przy okazji prac konserwatorskich można zaobserwować, jak tworzyli najlepsi, jakich technik używali, w jaki sposób nakładali farbę itp. Wykorzystuję tę wiedzę w swojej pracy i niezwykle mi to pomaga. Eksperymentuję z techniką. Jak widać, mój zawód niesie ze sobą bardzo dużo plusów, ale pytała pani też o minusy. Właściwie jest tylko jeden. Konserwacja pochłania dużo czasu. To praca ciężka, intensywna, drobiazgowa, odpowiedzialna. Niektóre projekty wymagają wielogodzinnej uwagi przy jednym małym elemencie i wtedy niestety nie ma czasu, a nawet siły na tworzenie projektów malarskich.

Pani jednak świetnie sobie radzi. Przykładem jest konkurs zorganizowany przez National Geographic na pracę, która miała promować ich serial „Geniusz: Picasso”, w którym zdobyła Pani pierwszą nagrodę. Jakie były jego kulisy?


Informację o konkursie znalazłam w internecie i postanowiłam spróbować. Należało przedstawić symbol jednego z miast, w którym znajduje się Akademia Sztuk Pięknych, w stylu twórczości charakterystycznej dla Picassa. Wybrałam Lajkonika i zdobyłam pierwszą nagrodę w Krakowie. Trochę się tego nie spodziewałam. Jest to niesamowite wyróżnienie. Byłam w Warszawie na premierze pierwszego odcinka serialu i poznałam osoby pracujące w National Geographic. Odbija się to echem po dziś dzień. Gazety w obu miastach pisały o tym wydarzeniu - co zawsze wzbudza w artyście radość i daje nową energię. Zaproponowano mi wystawę w Warszawie. Od czasu konkursu zainteresowanie moją sztuką jest na pewno większe, pojawiły się konkretne zamówienia. Mam ciągły kontakt z publicznością, której mogę stosunkowo często pokazywać to, nad czym w danym momencie pracuję, co mnie inspiruje. Nie ma dla artysty chyba nic ważniejszego niż to, aby swoją twórczość pokazywać, aby się nią dzielić. To daje ogromną motywację do dalszej pracy.

Pani przykład pokazuje, że młodzi artyści nie muszą tworzyć w Polsce na marginesie, że ich praca to zawód, nie tylko hobby. Może jednak nie jest z tą sztuką w naszym kraju aż tak źle?


Nie jest aż tak źle. Ostatnio pojawiła się moda na młodych twórców. Mam wrażenie, że jakoś bardziej się ich wspiera. Świadomość społeczna także się zwiększyła. Ludzie zaczynają sobie zdawać sprawę, że artysta też musi z czegoś żyć, że to zarówno jego praca, jak i pasja. Pomagają w tym media społecznościowe. Posiadam profile na Facebooku i Instagramie, na których pokazuję swoje prace. I mimo, że jest to długa i kręta droga, to pojawia się na niej wiele pozytywnych momentów, dlatego z optymizmem patrzę w przyszłość. Nie pozostaje mi nic innego, ponieważ malarstwa nigdy nie porzucę. Rynek sztuki ulega przemianom, odbiorcom nie wystarczają już obrazki kupione w marketach, zaczynają doceniać prawdziwe malarstwo i dzieła stworzone przez profesjonalistów w sposób indywidualny, specjalnie dla nich. Odpowiedzią na te potrzeby może być właśnie moje malarstwo.

Więcej prac artystki można znaleźć na:
paulinataranek.wordpress.com;
www.instagram.com/paulina.taranek;

www.facebook.com/paulinataranekpaintingcon...