SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Urszula Antoniak rozmawiająca z dwoma aktorami
2/2018

Pobierz PDF

POMIĘDZY SŁOWAMI

Pochodzi z Częstochowy i tworzy dziś europejskie kino artystyczne na najwyższym poziomie. Jej pierwszy film „Nic osobistego”, był nominowany do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii debiut. W swojej twórczości czerpie z tradycji kinematografii i literatury starego kontynentu: Bergmana, Bernharda, Hanekego i Muller. W lutym na ekrany polskich kin wchodzi jej najnowszy obraz „Pomiędzy słowami”. Rozmawiamy z Urszulą Antoniak.

Magda Fijołek: Powraca Pani na ekrany kin po kilku latach przerwy, filmem „Pomiędzy słowami”. To pierwsza Pani polska produkcja, co Panią skłoniło do zrobienia polskiego filmu?
Urszula Antoniak:
Chciałam opowiedzieć o trochę innym Polaku-emigrancie. Innym niż ten stereotypowo przedstawiany w filmach. O kimś, komu się udało, bo przeskoczył barierę języka i klasy społecznej. Na pewnym poziomie reprezentuje on zarówno mnie, jak i emigrantów z Europy Wschodniej, którzy przyjeżdżają na Zachód, nie „za chlebem”, ale z wyboru. Chcą być częścią tego społeczeństwa.

„Pomiędzy słowami” to także film polski ze względu na jego twórców....
Rzeczywiście, producentem większościowym jest Opus Film (producent „Idy”). Film powstał także dzięki pomocy Holenderskiego Instytutu Filmowego i Euroimages. Mimo tego, że dzieje się w Berlinie, nie uzyskaliśmy niemieckich funduszy. Polscy twórcy w ekipie - poza okresem zdjęciowym - to przede wszystkim Milenia Fiedler, montażystka i Maciek Pawłowski, dźwiękowiec. Oboje byli wyjątkowo kreatywnymi współpracownikami. Ich wrażliwość, nie wiem czy polska, doskonale współgrała z moją. Wrażenie zrobiła na mnie ich postawa „wszystko dla filmu” - czyli pełen profesjonalizm i poświęcenie. To ostatnie zdarza mi się znaleźć częściej w Polsce niż w Holandii.

Co zainspirowało Panią do stworzenia filmu?
Bezpośrednią inspiracją była postać polskiego prawnika w Amsterdamie, który właściwie stał się Holendrem – doskonale opanował język, co jest bardzo trudne w Holandii. Pewnego dnia widziałam reakcję miejscowych, którzy odkryli, że pochodzi on z Polski. To, co zobaczyłam, było mieszanką niedowierzania i dziwnego niepokoju, że ktoś- nie jak oni - jest jak oni.

Film pojawia się w czasie, kiedy problem imigracji wywołuje dużo emocji. To celowy zabieg?
Ten scenariusz miałam już 10 lat temu, ale rzeczywiście exodus imigracyjny ostatnich lat zaostrzył wypowiedź filmu. To prawo do osiedlania się w dowolnym kraju Europy, o którym mowa w pierwszej scenie filmu, zostało przyznane Polakom zupełnie niedawno. Bohater mojego filmu zrobił z niego użytek.

Skąd taki wybór aktorów do głównych ról?
Jakub Gierszał jest aktorem, który nie tylko doskonale nadawał się do tej roli, ale jest również perfekcyjnie dwujęzyczny (polsko-niemiecki), co było kluczowe przy tej postaci. Andrzej Chyra - to fantastyczny aktor o twarzy z charyzmą. Ten film jest pojedynkiem dwóch twarzy. Jednej pięknej, doskonałej, nienaruszonej jeszcze przez doświadczenia czy tragizm i drugiej, dającej się odkrywać
jak krajobraz, na której życie zostawiło ślady.

Czy czarno-biała taśma to zabieg tylko estetyczny?
Pomimo tego, że zdjęcia są piękne (nagrodzone na festiwalu w Gdyni), to nie chodzi tutaj o estetyzację. Kluczowe jest podkreślenie kontrastu pomiędzy imigrantem europejskim (naszym bohaterem), dla którego przejście od Polaka do Niemca jest proste, a imigrantem z Afryki. Oboje chcą tego samego, decydować o swoim losie i mieć wybór miejsca, gdzie żyją.

Czy podejmie Pani kolejną próbę nakręcenia polskiego filmu?
Co chwila mam jakiś pomysł na polski film. Ostatnio coraz częściej na komedie. Przygotowuję obecnie obraz, który jest kontynuacją tematu z „Pomiędzy Słowami”. Tym razem będzie on widziany oczami kobiety, która zakochuje się w polskim emigrancie.

Od wielu lat żyje Pani za granicami kraju, czy czuje się Pani wciąż Polką, czy też bezpaństwowcem?
Nie wiem, jak się czuje Polak, Holender, albo tym bardziej bezpaństwowiec. Narodowość ma niewiele wspólnego z tym, kim się człowiek czuje. Ja cały czas jestem postrzegana jako Polka, a to coś zupełnie innego.

Oglądając Pani filmy, odnoszę wrażenie, że wciąż mierzy się Pani w nich z problemem samotności człowieka...
Pewien krytyk zauważył, że w moich filmach bohaterowie, choć nie odstają od reszty, to nie przystają. To właśnie sposób, w jaki czuje się emigrant. Zawsze jest trochę inny, trochę nie u siebie. Jest to stan bardzo bliski samotności.

Czym jest zatem dla Pani Ojczyzna?
To wielkie słowo. Na najprostszym poziomie, to coś, co będę chciała bronić, jeśli będzie zagrożone, jak rodzinę.

Pierwszą Ojczyzną była dla Pani jednak Częstochowa. Z czym się Pani kojarzy nasze miasto? Jakie ma Pani pierwsze wspomnienia, kiedy słyszy tę nazwę?
Z klasztorem oczywiście! Gdy miałam 14 lat byłam świadkiem cudu w kaplicy – naprawdę! Jednak to nie cud zrobił na mnie wrażenie, ale reakcja ludzi - zbiorowe uniesienie. Prawie jak kino. Może to w tym momencie, postanowiłam zostać reżyserem (śmiech). Mam wiele miejsc w Częstochowie, które pamiętam, a które dziś bardzo się zmieniły. Z sentymentu wolę je takie, jakie zapamiętałam z kiedyś. Główna aleja z drzewami, park pod Jasną Górą, gdzie zjeżdżałam na sankach z ojcem, Stary Rynek, na którym mieszkała babcia i ta brama, przez którą podobno przejeżdżała kiedyś królowa Jadwiga.

Kolejną ojczyzną był Wydział Radia i Telewizji na Uniwersytecie Śląskim? Studiowała tam Pani produkcję filmową, jednak obecnie pracuje Pani jako reżyser. Skąd takie wybory?
Pochodzę z robotniczej rodziny, studia artystyczne nie należały u nas do tradycji. Za poradą ojca wybrałam coś konkretnego - producent to brzmi solidnie. Długo się z tym nosiłam, by zostać reżyserem, bo jestem ze „starej szkoły” i uważam, że reżyserem zostaje się, jak ma się coś do powiedzenia, silny imperatyw opowiedzenia historii. Myślę, że uświadomienie sobie tego było ważniejsze niż studia na wydziale reżyserii.

Rok 2018 jest rokiem praw kobiet w Polsce, jak wygląda sytuacja kobiet w świecie filmu?
W Holandii, gdzie mieszkam i pracuję, jest dobrze. Dba się o udział kobiet w decyzyjnych komisjach, gremiach itd. Seksistowskie uwagi na planie przez samych facetów są traktowane jako żenujące.


Dziękuję za rozmowę.