SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Pięć okładek zeszytowych z różnymi wzorami i napisami. Pierwszy w kremowym kolorze z napisem "Beata Chomątowska" na górze, prostokątną ramką na dole, w której jest napisane "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" oraz pomarańczowym, pionowym paskiem po lewej stronie. Na drugiej okładce są czarne kwadraty 3d w formie iluzji, na trzeciej poziome, kolorowe, falujące prostokąty, na czwartej nr "13" gdzie nr "1" jest niżej niż nr "3". Piąta okładka jest brudno-niebieska i znajdują się na niej brudno-biało-czarne fale przypominające chmury.
1/2018

Pobierz PDF

OKŁADKA TO NIE JEST ŚWIECĄCY BILLBOARD

Łukasz Piskorek jest projektantem, który na co dzień pracuje w łódzkim studiu graficznym „Fajne Chłopaki”. Przez lata był jednak związany z Częstochową, stąd pochodzi i tutaj współtworzył pracownię projektową „We Are Creative Collective”, przygotowywał identyfikację wizualną Festiwalu Sztuki Współczesnej w Przestrzeni Miejskiej Arteria i Festiwalu Dekonstrukcji Słowa „Czytaj!”. Od kilku lat z sukcesami projektuje okładki do książek, dla najpopularniejszych polskich wydawnictw. Jego prace można znaleźć na publikacjach chociażby Filipa Springera, Ziemowita Szczerka, Michała Olszewskiego, czy Mikołaja Grynberga.

Adam Florczyk: Twoja droga do projektowania nie była prosta i oczywista. Studia w tym kierunku, z tego co się orientuję, były Twoim drugim wyborem. Jak to się właściwie stało, że zostałeś projektantem?

Łukasz Piskorek:
Lubię sobie powtarzać, że to dzięki kulturze hip-hop. Wtedy pięknie wpasowuję się w slogan z koszulki, którą dostałem od Czarka Łopacińskiego: „Graffiti saved my life”. Jest to po części prawda - pierwsze interpretacje liter, analiza kształtu, kompozycje barwne, szukanie własnego stylu czy choćby eskapady do innych miast, które były czymś w rodzaju wizyty w galerii sztuki. Te pierwsze doświadczenia ze świadomym obserwowaniem i rozkładaniem na części składowe tego, co widzę na ścianie, stały się zaczynem do zainteresowania sztukami wizualnymi. Później były pierwsze studia, politologiczne, choć bardziej zależało mi na specjalizacji, którą wybrałem, czyli dziennikarstwo i public relations. Świetny czas, który jeszcze bardziej pchnął mnie w stronę projektowania graficznego i muszę przyznać, że wiedza z tych dziedzin bardzo się przydaje w codziennej pracy z interpretacją tekstów, ich syntezą, skracaniem treści do pierwszej strony okładki. Jeśli większą radość sprawiało mi tworzenie oprawy wizualnej konferencji niż samo jej organizowanie, a w kole naukowym najważniejsze było dla mnie utrzymanie spójności wizerunku graficznego itp., to wybór ścieżki kariery stał się oczywisty. Gdy większość kolegów i koleżanek ze studiów pracowała już w telewizjach, gazetach i rozgłośniach radiowych, ja poszedłem na kolejne studia. Te ostateczne, magisterskie, artystyczne, projektowe.

Projektowanie okładek to bardziej zajęcie dla artysty, czy rzemieślnika?

To zajęcie dla kogoś, kto będzie pamiętał, że okładka nie jest bytem indywidualnym, ma zainteresować kupującego i sprzedać produkt, jakim jest książka. Zadaniem osoby projektującej jest przede wszystkim interpretacja treści na język wizualny. Wprowadzenie w atmosferę książki, a nie egoistyczna chęć przekazania własnej emocji. Okładka jest wartością dodaną do książki i podobnie jak plakat jest nośnikiem informacji, a nie dziełem artystycznym samym w sobie. Może być, rzecz jasna, bardzo dobra, interesująca plastycznie i fajnie wyglądać na ścianie w galerii sztuki - jednak bez treści książki nie powstałaby okładka, nie byłoby czego interpretować, nad czym pracować. Jest to więc, według mnie, działanie na styku artyzmu i rzemiosła.

Jak przebiega taki proces tworzenia okładki? Pewnie zaczynasz od lektury. Masz zawsze czas, by spokojnie przeczytać dzieło, do którego towarzysz okładkę, czy to raczej praca pod presją czasu?

Nie zawsze otrzymuję tekst całej książki, czasem dostajemy fragmenty, streszczenie, wstęp, posłowie. Czytam więc, co mam. Oczywiście jeśli jest to na przykład zbiór polemik Boya-Żeleńskego, zebrany na ponad pięciuset stronach, to nie jestem w stanie w krótkim czasie zaznajomić się z całością, ale też nie we wszystkich przypadkach jest to konieczne. Teksty czyta się trochę inaczej niż w normalnych warunkach, szukasz zaczepienia, próbujesz wczuć się w atmosferę panującą w książce. Zupełnie inaczej analizujesz treść, jesteś w trybie czuwania, wyłapywania impulsu. Jak już złapiesz, to zaczynasz projektować. Presja czasu jest zawsze, jeśli nawet nie narzucona przez wydawcę, to przecież trzeba pamiętać o tym, że nasza pracownia nie zajmuje się tylko projektami związanymi z rynkiem wydawniczym. Wyznaczanie sobie ram czasowych jest dobre dla projektu, to motywuje i przyśpiesza proces kreacji.

Która okładka z Twojego portfolio, okazała się największym wyzwaniem?

Chyba każda jest na swój sposób wyzwaniem, to za każdym razem kompletnie inna treść i potencjalny odbiorca, który na tę okładkę czeka. Choć projekty światowych klasyków - jak na przykład „Dżuma” Alberta Camus - to z jednej strony olbrzymie wyróżnienie, a z drugiej spora presja wewnętrzna, by nie powielić jakiegoś rozwiązania, nie przejść do banału, spróbować znaleźć coś więcej niż udało się do tej pory, zainteresować na nowo. To dodatkowe aspekty, których nie ma przy debiutach.

Podczas projektowania współpracujesz tylko z wydawcą, czy również z autorem książki? I czy mają oni jakiś wpływ na Twoja pracę, uprawiasz tutaj twórczy dialog, czy tylko podsyłasz gotowe projekty do akceptacji?

Kilka razy pojawiły się sugestie, co mogłoby się znajdować na okładce, jednak to rzadkość. Zazwyczaj wydawnictwa oraz autorzy mają do naszego studia zaufanie i jedyne zmiany, jeśli już się pojawią, to zmiany kolorów bądź powiększenie logo. Czasem sami decydujemy się na pokazanie kilku propozycji, nie ma tutaj reguły. Zdarzają się też spore wymiany korespondencji i rezygnacja ze współpracy. To jednak nie jest kupowanie płaszcza na jeden sezon, to skóra, musi dobrze leżeć.

Na początku lat 90. ubiegłego wieku, okładki książek sprowadzono do jednej roli - miały przykuwać wzrok i sprzedawać konkretne tytuły. W związku z czym wielu wydawców uznało, że chodzi o to, by okładka była jak najbardziej krzykliwa i nachalna. Myślisz, że można to zmienić i przekonać ich, że dobre projektowanie skuteczniej zachęca do zakupów?

To już się dzieje. Świadomi i mądrzy wydawcy wiedzą, że przy takim natłoku komunikatów graficznych, które docierają do człowieka każdego dnia, działanie nachalne i wulgarne wizualnie wpływa niekorzystnie na odbiór dzieła. Książka to specyficzny produkt, czytanie jest czynnością bardzo intymną, nie powinna być jak świecący billboard - nikt nie chce z takim pójść do łóżka, a do tramwaju się nie zmieści. Okładka jest zanętą, nie siecią rybacką.

Twoje prace często wyróżniane są w różnych rankingach „najlepsze okładki roku”. A czy sam masz jakąś, którą lubisz najbardziej?

Mam kilka ulubionych, ale to głównie z uwagi na związany z nimi sentyment, jak na przykład książki z dzieciństwa, czy pierwsza okładka jaką zaprojektowaliśmy wspólnie z Łukaszem Zbieranowskim jako Fajne Chłopaki, czyli „Prawdziwych Przyjaciół poznaje się w Bredzie” autorstwa Beaty Chomątowskiej. Bardzo lubię też okładki na pierwszy rzut oka minimalistyczne, za to przepiękne w dopracowaniu szczegółu. Mądrze dobrany papier, odpowiednio dopasowana typografia, gdzieś w kąciku delikatny tytuł i autor, piękna wyklejka, bez ilustracji - czysta treść oprawiona w taki sposób, że wiesz, iż trzymasz w ręce dzieło sztuki.

Chciałem podpytać jeszcze o zawodowe marzenia. Jest jakaś książka, do której bardzo chciałbyś stworzyć okładkę i jeśli tak, to dlaczego akurat do niej?

Nie mam takiej. Kiedyś sporo się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że ta hipotetyczna „wymarzona okładka” siłą rzeczy musiałaby być do książki, którą znam na wylot. Przez co już na starcie miałbym w głowie kilka propozycji dla wydawnictwa i nie byłoby tu elementu wyzwania. Oczywiście kreacja dla klasyki literatury światowej to nie lada zadanie i ogromna satysfakcja, ale ja najbardziej lubię projektować ze świeżym spojrzeniem, gdy czytam coś pierwszy raz. Zaś co do marzeń, to chciałbym abyśmy więcej czytali.

Tego nam wszystkim życzę i bardzo dziękuję za rozmowę.