SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Zawodowy pięściarz Robert Parzęczewski zaciskający pięść stojący na tle białych prześcieradeł przed postawionym drutem kolczastym
4/2018

Pobierz PDF

TYLKO ZWYCIĘSTWO

Robert Parzęczewski to dziś bodaj jedyny częstochowski pięściarz zawodowy ze sportowymi aspiracjami sięgającymi tytułów czempiona. Młodzieżowy mistrz świata organizacji WBO w wadze półciężkiej, 21 kwietnia zaprezentuje się przed częstochowską publicznością podczas „Gali Polsat Boxing Night: Noc zemsty!”

Andrzej Zaguła: Na jakim etapie są Twoje przygotowania do kwietniowej walki?

Robert Parzęczewski:
Rozmawiamy w chwili, gdy przygotowuję się do aż dwóch pojedynków – marcowego i kwietniowego. Jestem teraz w okresie sparingów i odczuwam już pewne zmęczenie. Narzuciłem sobie ostre tempo pracy, bo, wychodząc do ringu, nie biorę pod uwagę innej opcji, jak tylko zwycięstwo. Każde kolejne pozwala mi zrobić krok do przodu.

Sporo się u Ciebie zmieniło przez ostatni rok. Robert Parzęczewski nie jest już w polskim boksie postacią anonimową.

Relacje telewizyjne z gal, wywiady, prezentacje, spotkania zrobiły swoje. Rzeczywiście dało mi to jakąś rozpoznawalność. Pomaga ona w rozmowach ze sponsorami. Łatwiej negocjuje się kwestie wsparcia finansowego mojej kariery. Na ulicy też ludzie mnie rozpoznają. W moim przypadku nie jest to w żaden sposób męczące. Daję sobie z tym radę.

Środowisko bokserskie też zaczyna dostrzegać Twoją osobę...

I to mnie najbardziej cieszy. Otrzymałem zaproszenie na sparingi od samego mistrza świata w wadze półciężkiej organizacji WBA, Niemca Jürgena Brähmera. Dwa tygodnie krzyżowania rękawic z takim
pięściarzem pomogło złapać szlify i jemu i mnie. To było bardzo cenne doświadczenie, które teraz muszę spożytkować w moich walkach.

Czym ci zaimponował doświadczony Brähmer?

Spokojem. Niemiec to stary lis ringu. Walczy z chłodną głową. Nic nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Świetnie pracuje na nogach, potrafi skrócić dystans... I do tego może w każdej chwili
groźnie skontrować przeciwnika. To jest po prostu poziom mistrzowski.

Wróćmy do Twojej osoby. Kto dziś dba o formę Roberta Parzęczewskiego?

Przede wszystkim trener Grzegorz Krawczyk. Do tego dochodzi Piotrek Zyzik i Maciek Chynowski. Grupa się jeszcze powiększa, bo rozpoczynam współpracę z Maćkiem Wojnarem. Mam też wsparcie od fizjoterapeutów. Niczego nie chcę zaniedbać przed kolejnymi wyzwaniami, które niebawem mnie czekają.

Czy kilka lat temu przypuszczałeś, że Twoja przygoda w ringu nabierze takiego przyśpieszenia. W boksie amatorskim w ogóle nie zaistniałeś.

Rzeczywiście. Gdy miałem 16 lat, zostałem dość bezwzględnie potraktowany przez mój klub amatorski przez nieporozumienie z prezesem. Przez dwa lata nie mogłem startować, ale zacisnąłem zęby i powiedziałem sobie, że się nie poddam. Mój upór się opłacił. Mam taką osobowość, którą nie jest łatwo złamać. Warunki do treningu jakieś miałem i postanowiłem wytrwać przy boksie. Wierzyłem w siebie i, jak widać, przyniosło to oczekiwany skutek.

Myślisz już co będzie dalej z Twoją karierą?

Na pewno marzą mi się następne tytuły. Ale nie jestem sportowcem w gorącej wodzie kąpanym. W Częstochowie wszystko mam poukładane. Dlatego nie napalam się na jakieś propozycje wyjazdów za ocean, czy do Anglii. Mam podpisaną umowę z Mariuszem Grabowskim szefem grupy Tymex i podporządkowuję się jego planom. W ciemno niczego nie mam zamiaru brać.

Czy pod Jasną Górą pojawili się ostatnimi czasy jacyś inni utalentowani bokserzy?

Na pewno do takich należy, walczący w kategorii średniej, Kamil Kuździeń. Sparujemy razem i naprawdę chłopak ma duży potencjał. Zresztą jest już brązowym medalistą Młodzieżowych Mistrzostw Polski w boksie amatorskim. Wszystko więc przed nim.

Obok sportu angażujesz się również w akcje charytatywne.

Jeśli jest możliwość, by pomóc małym dzieciakom, to po prostu to robię. Teraz, z moim kolegą Michałem Wójcikiem, dwukrotnie odwiedziliśmy Dom Małych Dzieci przy ul. św. Kazimierza, prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Służebniczek, przekazując pampersy. I na pewno nie jest to nasza ostatnia wizyta w tym miejscu.

Dziękuję za rozmowę.