SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Podróżnik Paweł Supernat siedzący wśród roślinności w czapce z daszkiem i beżowej kurtce patrzący w dal
4/2018

Pobierz PDF

PATENT NA PRZETRWANIE

Paweł Supernat to podróżnik-survivalowiec. Człowiek lasu, rozpala ogniska krzesiwem, śpi pod gołym niebem, niezależnie od pory roku. Nie jest to jednak hobby ustatkowanego mężczyzny, szukającego sposobu na drugą młodość. Survival to od wielu lat całe życie Pawła. Zaraża on swoją pasją zarówno młodzież, jak i starszych, pokazując im, jak bezpiecznie podróżować po trudnym terenie.

Paweł urodził się w Częstochowie i tutaj też wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego. Można powiedzieć, że właściwe dorastał w lesie, gdzie przeżył tysiące godzin harcerskich ćwiczeń, o każdej porze dnia, roku i w każdą pogodę. W ZHP spędził ponad 20 lat, zdobywając nieocenioną wiedzę i umiejętności praktyczne. Przekazywał je też dalej, wychowując kilka pokoleń skautów. W harcerstwie przekonał się również, że sprzęt, który używamy w turystyce, ciągle się zmienia, ale najważniejsze są uniwersalne umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Doświadczenie to przełożyło się bezpośrednio na to, kim jest dzisiaj.

Kolejnym etapem była dla Pawła służba w 1. Pułku Komandosów (dzisiejszej Jednostce Wojskowej Komandosów). Kontynuował tam swoją ścieżkę edukacyjną i wychowawczą. Następnie postanowił wykorzystać swoje talenty w pracy związanej z branżą outdoorową. Jego wiedza i doświadczenie pozwoliły mu, wspólnie z innym częstochowianinem Łukaszem Kotlarkiem, stworzyć profesjonalną szkołę survivalu Survivaltech. Do dziś szkolą się w niej zarówno cywile pasjonaci, jak i żołnierze polskich sił specjalnych. Jest to jedna z lepiej rozpoznawalnych marek edukacyjnych związanych z działalnością turystyczną, survivalową i militarną w Polsce. Supernat stworzył również autorską linię survivalowej odzieży i wyposażenia.

Paweł często łączy miłość do sztuki przetrwania z podróżami. W ten sposób odwiedził wiele nieoczywistych miejsc. Choć najbardziej interesujące jest to nie jakie miejsca odwiedza, ale w jakim stylu. Nam przypadły do gustu szczególnie trzy jego nietypowe podróżnicze projekty.

„Projekt 350 km” był prawdziwie traperską wyprawą. Marsz wybrzeżem ze Świnoujścia do Helu, bez żadnego wsparcia z zewnątrz. Mogłoby się wydawać, że to nic nadzwyczajnego, jednak uczestnicy zadbali o dreszczyk emocji. Spakowali się w foliowe reklamówki z marketu, z których, na podstawie stelaża z patyków i znalezionych lin z sieci rybackich, zbudowali prowizoryczne, awaryjne plecaki. Po drodze nie dokonywali żadnych zakupów, więc wszystko musieli zabrać ze sobą w te eksperymentalne sakwy. Zmieścili w nich podstawowy sprzęt biwakowy, kilka ubrań oraz żywność. Wodę pozyskiwali z kanałów, a, aby nadawała się do picia, uzdatniali ją za pomocą specjalistycznych tabletek. Zamiast kijów trekkingowych korzystali z gałęzi. Mieli ze sobą również tzw. EDC (every day carry), czyli sprzęt noszony codziennie na wypadek „końca świata”, jak scyzoryk czy linka. Po 9 dniach ostatecznie przeszli około 380 km, udowadniając, że dzięki odpowiedniemu przygotowaniu kondycyjnemu i wizji celu można sprostać wielu przeciwnościom losu. Jak to ujął Paweł: 350 km z tym, co ma się w reklamówce i pijąc wodę z kanałów, da się spokojnie przeżyć.

„Janusze Survivalu” był kolejnym wędrownym projektem. Można by go określić jako ćwiczenia na wypadek sytuacji awaryjnej, gdy goście weselni pogubią się w lesie w drodze z wesela. Czterech eleganckich panów - ubranych w marynarki, płaszcze, stylowe kapelusze i z parasolkami oraz butelkami szampana - spacerowało kilka dni w nieznanym terenie. Ze względu na to, że lakierki nie są nieprzemakalne, a spanie w samym garniturze daje w kość, musieli rozpalić ognisko. Wykorzystali do tego łuk ogniowy oraz swoje ostatnie pokłady energii. Zajęło im to raptem cztery godziny, ale na szczęście zakończyło się sukcesem! Jednak, zanim znaleźli odpowiednią linkę do stworzenia łuku ogniowego, zużyli między innymi dwa krawaty i skórzany pasek. Takie problemy, jak obtarcia stóp, praktycznie były niezauważalne. Największym wyzwaniem okazał się bowiem brak dostępu do wody, co zmusiło ich do wypicia szampana, wbrew wszelkim zasadom survivalu. Poznali na własnej skórze negatywne efekty picia alkoholu podczas próby przetrwania w trudnych warunkach. Problemem był również prowiant, bo zamiast konserwy turystycznej mieli ze sobą bombonierkę. Znajdując ziemniaki, przyrządzili je z dżemem, co spowodowało gwałtowne problemy żołądkowe. Okazało się również, że herbatka z dziko rosnącą zieleniną nie jest specjalnie energetyczna. Z powodu niedożywienia, odwodnienia, zmęczenia i wychłodzenia, już po pierwszym dniu nawet najprostsze czynności stawały się prawdziwymi wyzwaniami. Jednak odpowiednio wysokie morale i dobre relacje w grupie umożliwiły przetrwanie trzech dni w nieznanym górskim terenie i to bez ekwipunku, czy wymyślnych turystycznych gadżetów.

„Oswajamy mróz” to najnowszy pomysł na sprawdzanie możliwości ludzkiego organizmu. Tym razem luty był dla Pawła bardzo mroźny, bo spędził go z grupą przyjaciół w komorze termoklimatycznej na Politechnice Krakowskiej. Testowali tam różne rozwiązania techniczne w warunkach kontrolowanej temperatury minus pięćdziesięciu stopni Celsjusza! Spędzili w tych warunkach ogrom czasu. Spali w jamie śnieżnej, szałasie z gałęzi lub w namiotach ekspedycyjnych (nieogrzewanych rzecz jasna). Rozpalanie ognia krzesiwem okazało się możliwe, choć niespecjalnie łatwe. Zresztą nawet najprostsze aktywności w takiej temperaturze były problematyczne. Nie wspominając już nawet o podstawowych czynnościach fizjologicznych, które okazywały się skomplikowanymi operacjami logistycznymi. Trudno to doświadczenie porównać nawet do największych polskich mrozów. Organizmy uczestników eksperymentu reagowały zupełnie inaczej. Na szczęście czuwali nad nimi lekarze i psychologowie. Bo nie tylko mróz był tutaj wyzwaniem, równie uciążliwy okazywał się hałas urządzeń utrzymujących temperaturę oraz nuda! Wszystko to jednak udało się przetrzymać i odzież oraz wyposażenie specjalistyczne zostały sprawdzone w prawdziwie laboratoryjnych warunkach.

Paweł jest jedną z tych osób, które piszą historię polskiego survivalu, a dzięki swej wychowawczej i edukacyjnej misji sprawia, że polscy podróżnicy mogą się przygotowywać do najtrudniejszych wypraw na całym świecie.

Daniel Zalejski