SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Dwa zdjęcia. Na pierwszym podróżniczka Anna Kołodziejska siedząca z dwiema kobietami na skale, a na drugim budynek w Nepalu
7/2018

Pobierz PDF

W NEPALU Z MISJĄ

Anna Kołodziejska pochodzi z okolic Częstochowy i jest równocześnie podróżniczką oraz chirurgiem. W 2017 roku postanowiła połączyć te dwie pasje i wyruszyła w podróż do Nepalu, aby leczyć.

Wszystko zaczęło się w poznańskim szpitalu, gdy koleżanka po fachu, dostrzegając jej zainteresowanie podróżami opowiedziała o możliwości zdobycia doświadczenia zawodowego u podnóża Himalajów. Ania postanowiła skorzystać z okazji i udało się jej zdobyć zaproszenie - od doktora Shankara Man Rai - do współpracy z organizacją charytatywną „The Nepal Cleft & Burn Center”. Zgodnie z własną maksymą: „marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia”, Anna zaczęła działać od razu. Aby móc wylecieć, zorganizowała udaną zbiórkę funduszy na jednym z serwisów crowdfundingowych. W ten sposób klamka zapadła i niespełna trzydziestoletnia lekarka wyruszyła do Azji.

Anna była przygotowana na szok kulturowy, lecz rzeczywistość przerosła jej wyobrażenia. Katmandu, choć jest stolicą kraju, wypełnione jest szałasami. Na ulicach jest potwornie głośno, wszystko pokryte jest grubą warstwą kurzu, a dzieci bawią się wśród kur i kóz. Podróżniczka wspomina, że dopóki nie zobaczyła swojego miejsca noclegu, bała się, że będzie mieszkała w kurniku.

Po dotarciu do szpitala postanowiła dołączyć do załogi pracującej na oddziale leczenia oparzeń. Było to jedyne takie miejsce w kraju i połowę jego pacjentów stanowiły dzieci. Pierwsze dni pracy to był czas ekstremalnego wysiłku. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że podstawowym językiem komunikacji na sali operacyjnej był angielski w wersji w pełnionej nepalskimi słówkami. Anna się jednak nie poddała, tylko pracowała jeszcze ciężej. Jednym z boleśniejszych wspomnień z tego początkowego okresu, był moment, gdy po raz pierwszy została poproszona do pacjentki w celu potwierdzenia zgonu. W Polsce w takiej sytuacji po prostu rozpoczęłaby akcję reanimacyjną - tam nie miała na to szans, bo na cały szpital był tylko jeden respirator używany wyłącznie w czasie operacji. Rodzina pożegnała bliską osobę, ponieważ nie było ich stać na antybiotyk warty 300 zł.

Oprócz pracy stacjonarnej Anna towarzyszyła również lokalnym lekarzom w objazdowych obozach. W ten sposób docierali na prowincję, do miejsc, z których ludzie sami nie byli w stanie dojechać do stolicy. Warunki były tam wyjątkowo spartańskie. Szpitale nie posiadały na swoim wyposażeniu nawet fartuchów, czy środków do odkażania rąk. 13 godzin jazdy autobusem od Katmandu spotkali 25-letnią kobietę, która w wieku 2 lat została źle zabandażowana, na skutek czego jej dłonie zrosły się z przedramionami. Jednej dłoni nie dało się już uratować, na szczęście w przypadku drugiej udało się odseparować kciuk od palca wskazującego, zwiększając jego możliwości chwytne, tak kluczowe w codziennym życiu.

Na wyjazdach, zwanych obozami, grupa chirurgów operowała bezustannie od świtu do zmierzchu. Czasem przez 2 dni, około 30 pacjentów, czasem tylko tylu, ilu zdążyli. Pomoc Ani była nieoceniona, bo dzięki niej zespół mógł operować szybciej i więcej. Lokalni lekarze pracowali tam za darmo, dlatego mieli ograniczony czas. Musieli wrócić do pracy i zarabiać na własną rodzinę.

Ania asystowała w Nepalu przy ponad 200 operacjach, czyli około 5 dziennie, a i tak miała wrażenie, że pracuje za wolno. Było to jednak doświadczenie zawodowe nieporównywalne z niczym innym. Choć czasem musiała pracować nawet bez światła, to te dwa miesiące w Azji pozwoliły jej zdobyć masę nowych umiejętności. Dzięki swemu pozytywnemu przysposobieniu oraz umiejętności podejmowania właściwych decyzji, szybko zdobyła sympatię i szacunek lokalnych chirurgów. Młoda lekarka swoje wspomnienia spisała w książce „Chirurgica w Nepalu”, która wkrótce ukaże się w księgarniach.

Daniel Zalejski