SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Pracownia Wallizka Izabeli Kity

12 stycznia 2023
Rysunkowi portret Adama Markowskiego
Udostępnij

Izabelę Kitę można nazwać artystką wędrowną. Nie dziwi więc, że swoją pracownię (prowadzi ją od kilkunastu lat) nazwała Wallizka. Częstochowianka zaznacza, że potrafi pracować wszędzie: często się przemieszcza, wyrusza na plenery, ma też na koncie kilka przeprowadzek. Bez względu na warunki malarski rynsztunek zawsze ma przy sobie, spakowany właśnie do charakterystycznej, drewnianej walizki.
Walizka ma jeszcze inny symbol, którego historia sięga znacznie dalej. „Izką-Walizką” nazwał ją po raz pierwszy Marian Jaszewski, ówczesny dyrektor IV LO. Tak się do niej zwracał, gdy wzywał ją do tablicy. Zostając jeszcze na chwilę przy „Sienkiewiczu” - tutejsza sala teatralna od 17 lat zmienia się w prowadzoną przez Kitę pracownię plastyczno-pedagogiczną.
Kita zawsze jest spakowana i gotowa „do akcji”. Dotychczas malowała już przy basenie, na łąkach, balkonie. Warunki bywają ekstremalne. Najbardziej mrożąca krew w żyłach wyjazdowa historia? Plener w Ostródzie. Hotelowy pokój z białą, puszystą wykładziną i siedmioletnia wówczas córka artystki, która biegnąc, potrąciła odkręcony pojemnik z czarną farbą...
Gdy na przełomie września i października malarka prezentowała w Konduktorowni wystawę „W bielach, szarościach i błękitach” (pisaliśmy o niej TUTAJ), „z robotą” przeniosła się do gmachu przy ul. Piłsudskiego. W industrialnej przestrzeni od razu zrobiło się jakoś przytulniej. Wstawiła miękkie kanapy, zgrabne stoły, wniosła ogromny karton wypełniony farbami, stos pędzli i malowała słuchając muzyki skomponowanej specjalnie z myślą o tej ekspozycji przez Zuzannę Iwańską.
W Konduktorowni można było zobaczyć m.in. obrazy inspirowane wakacyjnymi wyprawami do Chorwacji. Jednak podczas dalszych podróży malarka sztalug nie rozkłada. Zbiera wspomnienia, emocje, bodźce, fotografuje, zapamiętuje, a potem, już w domowym zaciszu, wraca do tych skolekcjonowanych chwil.
Żartuje, że mieszka w „Stumilowym Lesie na częstochowskim Stradomiu” (zamieszkiwanym przez jeże, dzięcioły, a z końcem czerwca - także sowy). Rzeczywiście, wystarczy otworzyć furtkę, by znaleźć się w enklawie wytchnienia i spokoju. Tu znajduje się jej rodzinny dom, w którym spędziła dzieciństwo, i do którego – po latach – wróciła. Zaznacza, że to jej przystanek przed kolejnymi przygodami.
Gdy pogoda dopisuje, maluje na podwórzu. Czerpie z promieni słońca, otacza się zielenią ściany porośniętej bluszczem. W plenerowych działaniach asystuje jej kotka Kić (nie wiadomo skąd się wzięła, przyszła kiedyś w odwiedziny i już została). Jest tu przestrzeń, wolność, ukojenie, błogość - to wszystko, co czuć w obrazach Kity. Wystarczy spojrzeć na prace z takich cykli jak „Koncerty”, „Las” czy „Konie”.
Ciepło bije również z wnętrza. Dom jest taki, jak sama artystka: niewymuszony, naturalny, przyjazny. Taki, w którym dobrze czujesz się już od progu. Rządzą tu biele i szarości. Pewna sielankowość, dopełniona drewnem i kamieniem, daleka od sztuczności, eksponowania czegoś „na pokaz”. Obok obrazów Izabeli Kity dostrzegamy prace jej córki Marysi (w tym roku skończy 15 lat), kochającej koty, konie i wszystkie stworzenia świata.
Można tu złapać oddech i to dosłownie, bo centralnym punktem salono-pracowni jest duże okno z widokiem na sosny. Często zadomawia się na nich rozkrzyczany, koncertujący, ptasi tłum (dokładnie taki, jak na obrazach). Bogactwo widoków i zmieniające się aury, nieustannie dostarczają nowych inspiracji.

tekst: Zuzanna Suliga


Galeria zdjęć

11 stycznia 2023
Adam Markowski

Cykle CGK - Autorzy