Pracownia Wallizka Izabeli Kity
Izabelę Kitę można nazwać artystką wędrowną. Nie dziwi więc, że swoją
pracownię (prowadzi ją od kilkunastu lat) nazwała Wallizka.
Częstochowianka zaznacza, że potrafi pracować wszędzie: często się
przemieszcza, wyrusza na plenery, ma też na koncie kilka przeprowadzek.
Bez względu na warunki malarski rynsztunek zawsze ma przy sobie,
spakowany właśnie do charakterystycznej, drewnianej walizki.
Walizka
ma jeszcze inny symbol, którego historia sięga znacznie dalej.
„Izką-Walizką” nazwał ją po raz pierwszy Marian Jaszewski, ówczesny
dyrektor IV LO. Tak się do niej zwracał, gdy wzywał ją do tablicy.
Zostając jeszcze na chwilę przy „Sienkiewiczu” - tutejsza sala teatralna
od 17 lat zmienia się w prowadzoną przez Kitę pracownię
plastyczno-pedagogiczną.
Kita zawsze jest spakowana i gotowa „do
akcji”. Dotychczas malowała już przy basenie, na łąkach, balkonie.
Warunki bywają ekstremalne. Najbardziej mrożąca krew w żyłach wyjazdowa
historia? Plener w Ostródzie. Hotelowy pokój z białą, puszystą
wykładziną i siedmioletnia wówczas córka artystki, która biegnąc,
potrąciła odkręcony pojemnik z czarną farbą...
Gdy na przełomie
września i października malarka prezentowała w Konduktorowni wystawę „W
bielach, szarościach i błękitach” (pisaliśmy o niej TUTAJ),
„z robotą” przeniosła się do gmachu przy ul. Piłsudskiego. W
industrialnej przestrzeni od razu zrobiło się jakoś przytulniej.
Wstawiła miękkie kanapy, zgrabne stoły, wniosła ogromny karton
wypełniony farbami, stos pędzli i malowała słuchając muzyki
skomponowanej specjalnie z myślą o tej ekspozycji przez Zuzannę Iwańską.
W
Konduktorowni można było zobaczyć m.in. obrazy inspirowane wakacyjnymi
wyprawami do Chorwacji. Jednak podczas dalszych podróży malarka sztalug
nie rozkłada. Zbiera wspomnienia, emocje, bodźce, fotografuje,
zapamiętuje, a potem, już w domowym zaciszu, wraca do tych
skolekcjonowanych chwil.
Żartuje, że mieszka w „Stumilowym Lesie na
częstochowskim Stradomiu” (zamieszkiwanym przez jeże, dzięcioły, a z
końcem czerwca - także sowy). Rzeczywiście, wystarczy otworzyć furtkę,
by znaleźć się w enklawie wytchnienia i spokoju. Tu znajduje się jej
rodzinny dom, w którym spędziła dzieciństwo, i do którego – po latach –
wróciła. Zaznacza, że to jej przystanek przed kolejnymi przygodami.
Gdy
pogoda dopisuje, maluje na podwórzu. Czerpie z promieni słońca, otacza
się zielenią ściany porośniętej bluszczem. W plenerowych działaniach
asystuje jej kotka Kić (nie wiadomo skąd się wzięła, przyszła kiedyś w
odwiedziny i już została). Jest tu przestrzeń, wolność, ukojenie,
błogość - to wszystko, co czuć w obrazach Kity. Wystarczy spojrzeć na
prace z takich cykli jak „Koncerty”, „Las” czy „Konie”.
Ciepło bije
również z wnętrza. Dom jest taki, jak sama artystka: niewymuszony,
naturalny, przyjazny. Taki, w którym dobrze czujesz się już od progu.
Rządzą tu biele i szarości. Pewna sielankowość, dopełniona drewnem i
kamieniem, daleka od sztuczności, eksponowania czegoś „na pokaz”. Obok
obrazów Izabeli Kity dostrzegamy prace jej córki Marysi (w tym roku
skończy 15 lat), kochającej koty, konie i wszystkie stworzenia świata.
Można
tu złapać oddech i to dosłownie, bo centralnym punktem salono-pracowni
jest duże okno z widokiem na sosny. Często zadomawia się na nich
rozkrzyczany, koncertujący, ptasi tłum (dokładnie taki, jak na
obrazach). Bogactwo widoków i zmieniające się aury, nieustannie
dostarczają nowych inspiracji.
tekst: Zuzanna Suliga
Galeria zdjęć
Cykle CGK - Autorzy
-
Zuzanna Suliga
Balansująca stabilizacja
-
Sylwia Bielecka
Projekt zastępczy
-
Od redakcji
Co, Gdzie, Kiedy w Częstochowie
-
Magda Fijołek
Energiczna eksploratorka