Historia braku nadziei na lepsze i pogłębiającej się erozji miejsc

Wyjątkowo ciepły piątkowy wieczór, 10 marca zachęcał, by ruszyć w miasto. W Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater” odbywało się właśnie spotkanie autorskie z Magdaleną Okraską, promującą swoją ostatnią książkę „Nie ma i nie będzie”. Już wcześniej planując udział w spotkaniu, zacząłem czytać niniejszy tom – więc, mimo że lekko spóźniony czułem się przygotowany na odbiór tematu.
Spotkanie prowadził Sławomir Domański, którego wrażliwość społeczna, widoczna choćby w jego debiutanckim tomie wierszy oraz zaangażowaniu w promocję dobrej kinematografii, pozwoliła nawiązać ciekawą rozmowę. Autorka jest działaczką społeczną, antropolożką kultury, publicystką i jak zaznacza w krótkim „bio” na końcu książki: „zwykłą dziewczyną z prowincji”.
Widać było w ich rozmowie, że żadne z nich nie wstydzi się prowincjonalności zarówno swojej, jak i swoich bohaterów. Domański dopytywał o szczegóły pracy pisarskiej Okraski, dzięki czemu mogliśmy poznawać anegdoty z backstage’u jej wojaży. Bo „Nie ma i nie będzie” to zapis pracy reporterskiej i podróży do polskich miast, które nie miały szczęścia najpierw w rozdaniach transformacji lat 90., a potem też często w czasach po kryzysie 2008 r.
Miejscowości wybrane przez Okraskę to miejsca, w których przemysł, tj. często jeden potężny zakład, był karmicielem całej społeczności. W czasach PRL-u zapewniał pracę, usługi, kontakt z kulturą. Wszystkie te krwiobiegi miast zostały w czasach przemian politycznych i gospodarczych wydrenowane i wygaszone. Wszędzie ludzie, w większości nieprzygotowani na tak drastyczne i szybkie przemiany, zostali z grubsza mówiąc pozostawieni sami sobie. Z bezrobociem, brakiem perspektyw i poczuciem oszukania przez elity…
Te 30-, 50-tysięczne miasta jak Wałbrzych, Myszków, Włocławek i inne opisane w książce są dziś cieniem swoich dawnych dni. Mimo ogólnej poprawy jakości życia w ostatnich latach, pozostają wyludniającymi się i niemającymi skutecznego pomysłu na siebie. Jak zaznacza autorka we wstępie, to historia pisana w kontrze do dominującej narracji, gdzie głos mają zwycięzcy w kapitalistycznym wyścigu. Gdzie słowo sukces bije po oczach na jaskrawych neonach większych miast. Gdzie kolejne rządy same nie znajdowały pomysłów i zasobów, by zajmować się ,,Polską B”. Widać to w stawianej tezie, która przebija się przez kolejne strony. Ludzie decyzyjni na różnych szczeblach nie przeszkadzali, a czasem i czerpali z tego profity, kiedy walec dzikiego kapitalizmu rozjeżdżał przemysł, tamtejsze społeczności i pojedyncze ludzkie życia. I tak zbudowana jest książka.
Każdy rozdział-reportaż raczy nas historycznymi faktami na temat kolejnych miast i ich zakładów- żywicieli, by później zrobić zbliżenie na historie ludzi, którzy tam żyją. Opowiadają ze swojej perspektywy, jak to było „za komuny”, jak przebiegały bolesne procesy restrukturyzacji lub zamykania zakładów, kopalń, kin. Okraska korzysta z naturalnego talentu asymilowania się ze swoimi bohaterami. Jej sposób pracy można nazwać obserwacją uczestnicząca (opowiadała o tym na spotkaniu i widać to w kolejnych rozdziałach). Odwiedza miasta kolejne miasta i eksplorując je przez kilka dni, mieszka w domach autochtonów, chodzi z nimi na rynki, zwiedza pozakładowe ruiny i pije piwo na murku lub w miejscowych „mordowniach”. Widać tu dużą empatię i zrozumienie dla opisywanych problemów, przecież autorka jest w końcu jedną z nich. Myślę, że taki sposób zbierania materiałów pozwala jej rozbroić dystans, z którym pewnie często spotykają się „typowi” dziennikarze goniąc za chwytliwym tematem.
Tekstom towarzyszą czarno-białe fotografie autorstwa Okraski, przypominające fotosy z dawnych gazet.Dodaje to klimatu opowieści, ale sam wolałbym kolorowe reprodukcje, żeby jeszcze lepiej poczuć rzeczywistość kolejnych miejscowości.
W odpowiedzi na jedno z pytań autorka stwierdziła, że odżegnuję się jednak od romantyzowania PRL-u i budowania zero-jedynkowej narracji. Chce natomiast zwrócić uwagę, że powyższy temat to gradient szarości, pełen niuansów i historycznych białych plam. Bo często duże pieniądze i interesy mogą przekłamywać historię nie mniej skutecznie niż totalitarne reżimy. Robią to po prostu miękką perswazją, z uprzejmym uśmiechem na twarzy i relatywizowaniem zastanej rzeczywistości.
Książka Okraski to wycieczki po zardzewiałych zwrotnicach, zarastających zielskiem halach, to obraz odchodzącej farby na zaniedbanych budynkach, zasłanianej coraz bardziej agresywną szyldozą. To historia braku nadziei na lepsze i pogłębiającej się erozji tych miejsc. To ważny głos w dyskusji na temat historycznej transformacji, jak i na temat przyszłości oraz pomysłów na zmianę kursów wielu polskich miast i miasteczek.
Sam jestem fanem „Jadąc do Babadag” Andrzeja Stasiuka, śnią mi się podróże do prowincjonalnych miasteczek i szukam piękna w murszejących budynkach. Jednak w ludzkich losach mogę znaleźć tylko bolesną refleksję na temat kondycji społeczeństwa. Sami także możecie przyjrzeć się perspektywie tych, którzy biegną w tym samym wyścigu po dobrobyt, ale ich bloki startowe ustawione są daleko z tyłu. Możecie to zrobić w książce „Nie ma i nie będzie” Magdaleny Okraski.
Fot. Łukasz Kolewiński
Cykle CGK - Autorzy
-
Sylwia Góra
Kulturalny ferment
-
Sylwia Góra
Herstorie
-
Sławomir Domański
Częstochowskie powidoki
-
Adam Markowski
CGK Live Sessions