SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Rafał Cuprjak
Adam Markowski

Chodź ze mną na hałdę!

30 marca 2023
Udostępnij

Mój dziadek przyjechał do Dźbowa w pięćdziesiątym czwartym z żoną i dwójką dzieci. Wówczas Dźbów był podczęstochowską wioską, która dopiero zaczęła przeobrażać się w osiedle chaotycznie rozrzuconych dwupiętrowych bloków.

middle-20230324_rafalcuprjak_halda_02.jpg

Miasto wchłonęło to miejsce w siedemdziesiątym siódmym, tuż przed moim wykluciem z brzucha mamy. Dziadek przez całe życie pracował jako ratownik górniczy w dźbowskiej kopalni „Barbara”. Wcześniej walczył na wojnie i siedział w obozie, ale w ogóle nie chciał o tym rozmawiać, wtedy myślałem, że uroił sobie tę wojnę i ten obóz. Natomiast gdy pytałem o kopalnię, odpowiadała za niego babcia:

– Ratownik? Myślałby kto! Nigdy nikogo nie uratował! Oni tam w kółko pili wódkę! I marzyli o niebieskich migdałach. Za tę gorzałę człowiek dom by postawił. Na meblościankę by starczyło i kolorowego Rubina!

Dziadek nie komentował, nie zwracał uwagi. Nachylał się tylko i szeptał:

– Chodź ze mną na hałdę.

middle-20230324_rafalcuprjak_halda_09.jpg

No i szliśmy. Z hałdy rozciągał się widok na Jasną Górę, wieżowce na Północy, wieżowce na Rakowie, kominy, kościoły i zadrzewione mniejsze hałdy Gnaszyna i Kuźnicy. Dziadek zupełnie inny niż w domu, cały w skowronkach, rozkładał szeroko ręce, jakby próbował zmienić się w żagiel, złapać wiatr i wyfrunąć, z dala od smutnej szarej dzielnicy na przedmieściach końca świata. Przekonywał, ale nie wierzyłem:

– Przy idealnych warunkach, zobaczyłbyś stąd morze. Wyobraź sobie, że woda zalewa łąki, miasto tonie. A my tutaj, uratowani, ostatni ludzie. Skaczemy przez fale, opalamy się, łowimy ryby.

Kiedy przeistoczyłem się w pryszczatego nastolatka, pod hałdą organizowaliśmy ogniska. Co sobotę. Tanie wina, cuchnące fajki, ale ja nie piłem i nie paliłem, tylko koledzy. Czasem udawało mi się zaciągnąć na górę jakąś dziewczynę i opowiedzieć o morzu i ostatnich ludziach. Czasem wdrapywałem się tam sam i długo obserwowałem rzekę aut ciągnących się wzdłuż Alei Wojska Polskiego.

middle-20230324_rafalcuprjak_halda_07.jpg

Potem uciekłem z Dźbowa, uciekłem z obskurnych przedmieść, od odrapanych bloków, od nieżyjącego dziadka. Wsiadłem przy kościele do czerwonego przegubowego Ikarusa linii „23” i wyfrunąłem niczym Ikarus. Starałem się wymazać z pamięci hałdę, ryby, rzekę aut.

Teraz sam mam dzieci albo może lepiej od razu przyznam, że to one mają mnie. Niekiedy pytają o dziadka, ale niewiele jestem w stanie opowiedzieć. Dziwią się, że dziadek nigdy nie wyjeżdżał na zagraniczne wakacje, nigdy nie kąpał się w Bałtyku, nie założył konta na Facebooku.

Nie zabrałem na hałdę nikogo, żony, dzieci, przyjaciół, w sumie nie wiem dlaczego. Może bałem się, że to miejsce przestanie lśnić. Pewnego dnia poszedłem sam. Zwykłe letnie popołudnie. Przejeżdżałem obok, niby przypadkiem, bezwiednie zatrzymałem auto, bezwiednie wspiąłem się na górę stromym podejściem. Zmęczone płuca świszcząc wdychały gorące powietrze. Szum niespodziewanie wdarł się do uszu. Oczy dostrzegły błękitne fale, spod których wyłaniał się wierzchołek Jasnej Góry, szczyty wieżowców, kominów, kościołów. Dziadek czekał z wędką przy brzegu. Dużo młodszy niż zapamiętałem. Krępy, szpakowaty, przystojny facet.

– Wiedziałem, że wpadniesz. – powiedział.

Fot. Adam Markowski




Galeria zdjęć

30 marca 2023
Adam Markowski
Oto fotografie, które powstały w ramach nowego cyklu CGK "Częstonsy".

Cykle CGK - Autorzy