SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Piotr Dłubak

W Warszawie, przy karuzeli...

27 kwietnia 2023
Rysunkowy portret Sylwii Góry
Udostępnij

W tym roku mija osiemdziesiąt lat od powstania w getcie warszawskim. Kolejne rocznice tego wydarzenia były w Polsce obchodzone bardzo różnie. Eufemizmem jest tu użycie słowa różnie, ale… różnie było z pamięcią, z obchodami, z mówieniem i przede wszystkim ze słuchaniem. Powstanie Warszawskie szybko trafiło do debaty publicznej i w zasadzie dopiero w kilku ostatnich latach stało się wydarzeniem, co do którego nie ma pełnej zgody wśród historyków. Z powstaniem w getcie było inaczej. Ono „nie było nasze”. Jedynie wiersz Czesława Miłosza „Campo di fiori” stał się czymś w rodzaju narodowego wyrzutu sumienia.

middle-Ochodlo2.jpg

Tegoroczny kwiecień w Częstochowie w dużej mierze poświęcony był właśnie pamięci o tym zrywie , ale przede wszystkim o ludziach. Jednym z takich wydarzeń był koncert upamiętniający 80. rocznicę Powstania w Getcie Warszawskim w wykonaniu André Ochodlo & The Odem’s Quintet, który odbył się 21 kwietnia w Teatrze im. Adama Mickiewicza.

Usłyszeliśmy kilkanaście pieśni z muzyką współczesnych polskich kompozytorów do tekstów żydowskich twórców takich jak: Mordechaj Gebirtig, Abraham Sutzkever, Hirsz Glik czy Szmerke Kaczerginski. Te nazwiska dla wielu są zupełnie nieznane. A przecież Mordechaj Gebirtig tworzył wtedy, kiedy Julian Tuwim. Jego piosenki można było nazwać, w dzisiejszej nomenklaturze, bestsellerowymi. W miastach i miasteczkach Polski, ale także poza jej granicami można było nabyć specjalne śpiewniki z piosenkami Gebirtiga. Po wojnie tłumaczył je Jerzy Ficowski, ale w trakcie koncertu usłyszeliśmy przede wszystkim wersje w tłumaczeniu Agnieszki Osieckiej, która w 1995 roku tak mówiła o pracy nad tym tłumaczeniem: „Czuję się, jakbym rozprawiała i przyjaźniła się z kimś z bliskiej rodziny, z kim bawiłam się kiedyś, w dzieciństwie, i nagle – zamglone rysy tego kogoś i wspólnie oglądane pejzaże, pod wpływem muzyki wynurzają się z mgły. Sporo w życiu tłumaczyłam, ale nigdy nie doświadczałam podobnego powinowactwa. (…) Nie raz i nie dwa, ślęcząc nad Gebirtigiem myślałam jednocześnie o ojcu. Skojarzenia najprostsze, bo przede wszystkim geograficzne: wyraźna galicyjskość, rozlewność, prostota. Im bliżej jednak była wojna i zagłada, tym wyraźniejsza wydaje się różnica postaw tych dwóch mężczyzn, pokoleniowo bardzo wszak sobie bliskich: ojciec lubił ludzi, ale nie miał co do nich żadnych złudzeń. Gebirtig – przeciwnie. Ze zdumieniem i przerażeniem przyglądał się, jakie pokłady egoizmu i sobiepaństwa wywleka z nas wojna. Prawdopodobnie uważał nasze dusze za coś w rodzaju świetlistych bursztynów: tylko w niektórych zalęga się robak”.

middle-ochodlo7.jpg

Hirsz Glik pisał wiersze od najmłodszych lat, w 1939 roku stworzył grupę pod nazwą „Jungwald” (Młody las), która z pomocą przedstawicieli „Jung Wilne” wydała pismo o takiej samej nazwie. Po inwazji III Rzeszy na Związek Radziecki Glik został złapany przez Niemców i trafił razem z ojcem do obozów pracy przy torfowiskach Weisse Wache. Tam wciąż pisał wiersze, które udawało mu się dostarczać do getta w Wilnie. Zapisywał je na kawałkach papieru i czytał innym, z nadzieję, że zapamiętają chociaż część. Wtedy miała powstać pieśń „Di balade funem brojnem teater” (Ballada o brunatnym teatrze), która opowiadała o losie Żydów osadzonych w więzieniu na Łukiszkach. Gdy trafił do getta wileńskiego, zaprzyjaźnił się z Abrahamem Sutzkeverem i Szmerke Kaczerginskim. Tam napisał swój najsłynniejszy wiersz „Zog niszt kejn mol, az du giejst dem lectn weg” (Nie mów nigdy, że to twoja ostatnia droga), który bardzo szybko stał się hymnem żydowskich bojowników i do dziś jest wykonywany w trakcie uroczystości upamiętniających Zagładę.

middle-Ochodlo5.jpg

Szmerke Kaczerginski również przebywał w getcie w Wilnie, gdzie trafił w 1942 roku i bardzo szybko rozpoczął tam działalność kulturalną – organizował przedstawienia teatralne czy wieczorki poetyckie. Najlepiej znane utwory jego autorstwa to hymn dla Klubu Młodzieży czy wiersze takie jak: „Friling” (Wiosna) i „Sztiler, sztiler” (Ciszej, ciszej). Udało mu się przeżyć wojnę i wraz z Sutzkeverem założył Muzeum Żydowskiej Kultury i Sztuki, ale w 1948 roku opuścił Polskę – najpierw wyjechał do Paryża, potem do Nowego Jorku, ostatecznie do Argentyny, gdzie zajął się pisaniem antologii pieśni z getta i z partyzantki. Powstały wtedy: „Undzer gezang” (Nasze Pieśni), „Dos gezang fun wilner geto” (Pieśni z Getta Wileńskiego), „Lider fun di getos un lagern” (Pieśni z gett i obozów).

Abraham Sutzkever żył najdłużej i dzięki temu miał szansę stać się jednym z najwybitniejszych poetów języka jidysz, a jego nazwisko pojawiało się wśród kandydatów do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. W czasie wojny stracił znaczną część rodziny, do 1947 roku szukał swojego miejsca w Polsce i Rosji, ale dzięki pomocy przyszłej premier Izraela – Goldy Meir – udało mu się dotrzeć do Palestyny. Tam skupił wokół siebie grupę młodych twórców piszących w języku jidysz „Jung Israel” (Młody Izrael) i został przewodniczącym Związku Pisarzy Żydowskich w Izraelu. Wydawał także pismo „Di Goldene Kejt”, które z założenia miało pomóc przetrwać literaturze w języku jidysz, ale z czasem staje się najlepszym pismem literackim i literaturoznawczym w kraju.

middle-ochodlo6.jpg

To przede wszystkim teksty tych czworga, z których tylko dwóch przeżyło wojnę, mieliśmy okazję poznać na koncercie. I to było najważniejsze. Usłyszeć głosy, które wierzyły, że ktoś zachowa je w pamięci, zaświadczy o ich istnieniu, a przede wszystkim buncie i odwadze, jakim było powstanie w getcie w Warszawie, ale nie tylko. Również w getcie w Częstochowie w marcu 1943 roku pojawili się żydowscy bojownicy. Bunt i walka w gettach to historia, która tak naprawdę trafiła do ogólnej świadomości całkiem niedawno. A jak mówiła Dorocie Wodeckiej Barbara Engelking (wywiad w: „Książki. Magazyn do Czytania”, nr 6/2022): „historia Polski nie jest szwedzkim stołem, z którego możemy sobie wybrać, co nam pasuje. Musimy brać wszystko, w pakiecie. Inaczej żyjemy w fałszu”.

A historia żydowskich gett stworzonych przez Niemców na terenie Polski to także nasza historia. Postawy Polaków – wszystkie: te godne podziwu i potępienia – to coś, o czym musimy pamiętać i mówić, tak jak mówił o tym Czesław Miłosz Jerzemu Andrzejewskiemu i jak napisał w „Campo di fiori”:

W Warszawie przy karuzeli,

W pogodny wieczór wiosenny,

Przy dźwiękach skocznej muzyki.

Salwy za murem getta

Głuszyła skoczna melodia

I wzlatywały pary

Wysoko w pogodne niebo.

Czasem wiatr z domów płonących

Przynosił czarne latawce,

Łapali skrawki w powietrzu

Jadący na karuzeli.

Rozwiewał suknie dziewczynom

Ten wiatr od domów płonących,

Śmiały się tłumy wesołe

W czas pięknej warszawskiej niedzieli.

Cykle CGK - Autorzy