SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Chaosie krocz za mną

28 kwietnia 2023
Udostępnij

Nie wiem, w którym momencie, ale zanim zdążyliśmy się zorientować, nasze miasto stało się stolicą chaosu. Ambasadorami nowo powstałego miasta stołecznego zostali szorstkie i Marek Pospieszalski.

middle-pospieszalski.jpg

Nie chodzi tu o ulice, które zmieniają kierunki, ani tym bardziej o miejsca, które znikają czasem tak szybko, że ciężko się zorientować. Chaos zapanował w muzyce. Nie zatrzymamy tego.

Tak się złożyło, że nadrabiam właśnie „Twin Peaks” - kultowy serial z lat 90., który niby traktował na początku o zabójstwie Laury Palmer, ale im dalej wchodziło się - nomen omen - w las tym trudniej było się połapać. Niby dowiedzieliśmy się, kto ją zabił, ale akcja nie miała zamiaru zwalniać. Początek opus magnum Davida Lyncha zaczyna się dość klasycznie, to pewnie niewłaściwe słowo, ale wręcz sielsko. Dopiero z każdym odcinkiem odkrywamy, że agent Cooper z ekipą toną w coraz większych oparach absurdów i gdy mamy wrażenie, że to szczyt „pomysłowości” Lyncha, to nagle okazuje się, że może być jeszcze „grubiej”. Do tego stopnia, że serial nagle zawija akcję na 25 lat i powraca na ekrany zabierając widza w jeszcze mocniejszą jazdę bez trzymanki. Niby człowiek się spodziewał po drugim sezonie, że nie będzie lekko, ale to co otrzymaliśmy w 2017 r. nie da się kompletnie opisać.

Na szczęście ja analizować tego nie muszę, bo krytykiem filmowym nigdy nie byłem i raczej nim nie zostanę. Jednak równolegle do mojej przygody z Lynchem częstochowscy muzycy postanowili mnie wziąć w jazdę porównywalną z „Twin Peaks”. W obu przypadkach rozwój akcji był niemal podobny do tej z serialu. Przecież początkowo Marek Pospieszalski dawał się poznać jako ułożony jazzman, grający melodyjne numery u boku choćby Wojtka Mazolewskiego. Z drugiej strony w korzeniach szorskie - szczególnie za sprawą Roberta Kafla leżał indie rock tworzony razem z choćby z Elephant Stone. Ale im dalej ci panowie szli, tym bardziej robiło się mocno, ale przecież nie od dziś wiadomo, że „sowy nie są tym, czym się wydają

Rok 2023, który wydawał się być pierwszym wolnym od chaosu, został rokiem, po którym zostaną - jak na razie - dwie płyty pełne muzycznego szaleństwa. Marek Pospieszalski, który przez ostatnie kilkanaście miesięcy nie daje „odpocząć” fanom od nowych wydawnictw, wypuścił album „Joyous”. Jak sam zapowiada ma to być „wprowadzenie do nieznanego”. Jeśli mieliście okazję posłuchać „Malediwów” to tu jest jeszcze dziwniej. Przede wszystkim to album kompletnie solowy. To tylko Marek i jego saksofon. Bardziej nawet jednak to doświadczenie. Słuchając tego materiału miałem wrażenie, że wchodzę do głowy Marka, a tam w środku zaczynają się dziać niestworzone rzeczy. Nie ma tu zasad. Nie ma tu reguł. Jest chaos.

middle-szorstkie.jpg

Zaledwie kilkanaście dni po „Joyous” na światło dzienne wyszło nowe dzieło tria szortskie. Ponownie wydane nakładem Gustaff Records „selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny” to tym razem epka zawierająca zaledwie dwie (a może jedną?) kompozycje, ale dające taki pokład emocji, że po ich wysłuchaniu można czuć się spełnionym. Ten hałas i psychodela zaserwowana przez Roberta Kafla, Kamila Klamę i Michała Klamę to tak - jak w przypadku ich pierwszego wydawnictwa - muzyka, która nie bierze jeńców. Myślę, że ta epka ugruntuje pozycję szorstkie na scenie awangardowej.

Słuchanie obu albumów jest dla mnie jak obcowanie z „Twin Peaks” nieraz mam ochotę zapytać: „o co tu właściwie chodzi?”, ale odpowiedzią zawsze jest przywoływany chaos. Tak jak u Lyncha nie liczą się żadne prawidła kinematografii, także tu nie liczy się melodia, rytm czy kierunek. Jednak ta muzyka to dla mnie próba wyjścia poza bańkę. Próba obcowania z czymś kompletnie nieznanym. Nie wiem, czy każdego stać na taką próbę, obawiam się, że nie, ale zalecam ją każdemu świadomemu słuchaczowi. Marek i szorstkie zdają się nie przejmować jakimikolwiek niezrozumieniem. Nie muszą trafiać na viralowe listy i są, i będą coraz bardziej świadomymi swojej wartości muzykami, a tylko tacy muzycy są w stanie przekraczać granice.

Dzięki nim Częstochowa staje się też stolicą chaosu. Muzycznym „Twin Peaks”, w którym nie obowiązują żadne reguły. Ten kierunek nie wyrasta znikąd. Nasze miasto zawsze skrywało psychodeliczne zakamarki - od choćby Antoniego „Ziuta” Gralaka po Marcina „Marlona” Króliszewskiego, choć obaj przy tych opisywanych panach wypadali wręcz łagodnie. Nie próbujmy więc uciekać od chaosu, spróbujmy się w nim zanurzyć.

Na marginesie: Marek, Robert - ja czekam wciąż na projekt, który stanie się crossoverem, który nasze dzieci będą nazywać „avengersami chaosu”.

Cykle CGK - Autorzy