Ani żadnej rzeczy…
W Klubokawiarni BANKnot można oglądać fotografie
Kacpra Trzeciego. Część z nich oprawiona jest w ramy, inne są od nich
wolne. Każda owinięta jest jednak warstwą przezroczystej folii. Dlatego, by
dojrzeć wszystkie szczegóły (a jest ich niemało!), musimy poświęcić im więcej
niż chwilę.
Wyobrażam sobie, że jestem reporterem, który przemierza Polskę, by przypadkowo napotkanym przechodniom zadać jedno pytanie: z czym kojarzy ci się Częstochowa? Jest ono banalne i mało oryginalne, więc jak nietrudno się domyślić, większość odpowiedzi będzie prosta i przewidywalna. Bo jakie jest pierwsze skojarzenie z Częstochową – oczywiście Jasna Góra.
O klasztorze słyszał chyba każdy i wielu miało okazję go odwiedzić. A skoro Jasna Góra, to również okoliczne sklepy i słynne stragany, ciągnące się wzdłuż ulicy św. Barbary. Bogate w pamiątki i wszelkiej maści dewocjonalia. Ale czy tylko? Otóż nie. Ów ciąg handlowy, to miejsce specyficzne, jedyne w swoim rodzaju, gdzie jak nigdzie indziej sacrum poddawane jest nieustającemu, szybkoobrotowemu miksowaniu z profanum. Wielu z odwiedzających może nie zwracać na to uwagi, nie koncentrować się na silnie zarysowanych kontrastach.
Jednak, gdy w środku podjasnógorskiego handlu znajdzie się artysta, a w szczególności fotografik, to jego wyczulone oko pozwoli zamknąć w kadrze coś, co na co dzień umyka. O taki właśnie eksperyment pokusił się Kacper Trzeci, student fotografii Łódzkiej Szkoły Filmowej. Swój fotograficzny projekt nazwał „Ani żadnej rzeczy”. Pod takim samym tytułem została zorganizowana wystawa zdjęć, którą w Klubokawiarni BANKnot w Częstochowie 22 sierpnia otworzył jej kurator - Bartłomiej „Bebe” Frączek.
Na prezentowanych fotografiach nie dostrzeżemy ludzi, brak tu pielgrzymów, spacerowiczów, kupujących, czy sprzedawców. Tylko przedmioty. Zamknięte w kadrach i ograniczone geometryczną przestrzenią prostokątów – martwe. Ale czy na pewno? Przefiltrowane przez soczewki obiektywu, rzucone na papier, otrzymują tzw. wartość dodaną. Zauważalną i zmaterializowaną. Zaczynają żyć, przenikać się nawzajem, by snuć swoją własną, pozbawioną słów, lecz pełną treści, opowieść. Stymulują naszą wyobraźnię, otwierają drzwi do pomieszczeń wypełnionych przemyśleniami, stają się równoprawnym partnerem dialogu na styku obraz – widz.
Tym, co od razu przykuwa uwagę odwiedzających pierwszy raz to miejsce, jest kontrast pomiędzy swoistą mieszanką religii i kultu zamkniętego w przedmiotach, a zabawkami rodem z supermarketu, czy sklepu „po cztery złote”. To, co może dziwić, nie pasować do kojarzonego z religijnym przeżyciem miejsca, żyje tu w symbiozie i zgodzie. Pozornie pokłócone symbole i artefakty nie walczą tu ze sobą, współistnieją, zacierając narzucone kulturowo granice i tworząc mapę surrealistycznego, absurdalnego świata. Namiastka świętości, tego poszukiwanego, upragnionego boskiego pierwiastka, który możemy mieć na własność, sąsiaduje z lalką, żywcem wyjętą z gabinetu medycyny estetycznej i karabinem bohatera kina akcji. Uniwersalny miszmasz, coś dla każdego, dla wszystkich – zarówno tych „prawdziwie” wierzących, jak i tych, którzy swoją kruchą wiarę potrzebują podeprzeć przedmiotem, czy wreszcie dla tych najmłodszych, błądzących wzrokiem za kolorowymi zabawkami.
Wystawa fotografii Kacpra Trzeciego nie jest tylko reportażem, opowieścią o miejscu i zgromadzonych w nim przedmiotach. Każdy z obrazów został poddany celowemu zabiegowi. Opakowany w przezroczystą folię, która na pozór utrudnia oglądanie, jednak w konsekwencji skłania do bliższego i dłuższego kontaktu z obrazem, i dokładniejszego poszukiwania szczegółów. Tych na fotografiach nie brakuje. Wielu widzów przenoszą one pewnie do przeszłości. Przed oczami przewijają się więc klisze z dzieciństwa…
Kadry wypełnione wiszącymi obwarzankami, kapiszonowymi pistoletami, czarnymi, gumowymi głowami diabłów, które po ściśnięciu wysuwały czerwony język, fikającej na trapezie plastikowej Myszce Miki i wiele innych.
Chyba każdy z nas, mieszkańców Częstochowy, przechowuje głęboko w sobie takie wspomnienia z czasów beztroskiego dzieciństwa i niedzielnych spacerów z bliskimi. Może nawet gdzieś w zapomnianej szufladzie, kącie piwnicy, czy strychu „mieszka” samotna zabawka, kupiona kiedyś na podjasnogórskim straganie.
„Ani żadnej rzeczy” to wystawa uniwersalna, zarówno dla częstochowian, jak i tych, którzy odwiedzając nasze miasto, otarli się o przyklasztorny handel. To studnia, z której możemy wyłowić nasze własne wspomnienia, skonfrontować je z rzeczywistością i szerzej spojrzeć na to niebywałe zjawisko.
Fot. Piotr Karoński
Galeria zdjęć
← Kiedy z serca płyną słowa, uderzają z wielką mocą
Cykle CGK - Autorzy
-
Zuzanna Suliga
Balansująca stabilizacja
-
Adam Florczyk
Częstolovechowa
-
Daniel Zalejski
Edukacja przyDomowa
-
Adam Florczyk
Kultura Mówiona