SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Piotr Karoński

Poezja, która nie zna kompromisów

3 grudnia 2024
Udostępnij

Listopadowy koncert Świetlików w Muzycznej Mecie był niczym podróż w głąb emocji, literackich obrazów i muzycznych pejzaży. Zabrzmiały zarówno utwory z najstarszego z dyskografii „Ogrodu Koncentracyjnego”, jak i te z ostatniego minialbumu „Demens avis in excelsis”.

middle-zoom-DSC01764-1_6749e17e4b0b8.jpg

ŚWIETLIKI W CZĘSTOCHOWIE - to hasło, które zadziałało na moją podświadomość, jak monstrualny kolorowy baner oferujący megaobniżkę w czarny piątek na umysł zakupoholika. Nie mogło mnie tam zabraknąć. Tym bardziej, że moja przygoda, a jednocześnie fascynacja twórczością zespołu trwa niewiele krócej niż „życie” Świetlików. Nie pamiętam, kiedy dokładnie pierwszy raz ich usłyszałem, jednak doskonale pamiętam, jak zachwyciła mnie kupiona jeszcze na studiach płyta „Ogród Koncentracyjny” w wydaniu kasetowym. O tego czasu nieprzerwanie śledzę drogę tych nietuzinkowych artystów i z niemniejszą radością zagłębiam się w kolejne albumy zespołu.

Marcin Świetlicki i towarzyszący mu muzycy, od ponad trzech dekad wizualizują pogląd, że muzyka i poezja mogą stanowić nierozerwalną całość – ostrą, niepokorną, czasem prowokacyjną i zawsze do bólu szczerą. Nie inaczej było 24 listopada. W niewielkim wnętrzu klubu Muzyczna Meta Świetliki wyznaczyły przestrzeń wypełnioną dźwiękami i słowem, która niczym wino (a może „Filandia”, a właściwie – jak mawia większość - Finlandia) im dłużej smakowane, tym mocniej daje poczuć swoją wyrazistość i głębię.

Już od pierwszych dźwięków wiadomo było, że publiczność nie pojawiła się w Mecie w poszukiwaniu banalnej rozrywki. Wszak powszechnie wiadomo, że miłośnicy twórczości zespołu, to ludzie świadomi. Śmiem twierdzić, że wie o tym również Marcin Świetlicki, który charakterystyczną dla siebie nonszalancją, wkroczył na scenę i supportując sam siebie przy klawiszowym akompaniamencie Michała Wandzilaka niemal natychmiast wytworzył szczególną atmosferę. Niczym zaangażowany, ideowy działacz położył zręby i podwaliny pod właściwy koncert. Gdy na scenie pojawiali się pozostali muzycy – Grzegorz Dyduch grający na basie, Zuzanna Iwańska na altówce, Tomasz Radziszewski na gitarze i Marek Piotrowicz na perkusji – słowa wspomagane muzyką uderzyły w publiczność z pełną mocą.

middle-zoom-DSC01874-1_6749e3632084a.jpg

Poezja Świetlickiego w „żywym” wykonaniu ma w sobie to coś, co sprawia, że mimo iż artysta deklamuje dla wszystkich, każdy może poczuć jakby zwracał się wyłącznie do niego, sprawiając, że choć przez chwilę będzie mógł pomyśleć, że to miasto kiedyś będzie należeć do mnie. I to właśnie w tym tkwi magia Świetlików. Każdy ich utwór to jakby spotkanie przy barze z kimś (kto paradoksalnie wcale nie jest nieprzysiadalny), kto mówi ci prawdę, choćby była bolesna. Parlando Świetlickiego to nie zwykłe recytowanie wierszy, lecz znacznie więcej. Balansowanie między szeptem, a wrzaskiem, który wybrzmiewa w ciemnych zakamarkach duszy. Jakby sam poeta prowadził nas przez kręte ścieżki swoich obsesji, lęków, przeżyć i obserwacji kulturowych, jednocześnie stawiając przed nami zwierciadło, w którym możemy ujrzeć to, co drzemie gdzieś głęboko w nas. Słowo poety sprzężone z muzyką, która nie jest tu tylko dodatkiem. To tło dla opowieści, w którym szaleje żywioł nadający słowom przestrzeń. Całość bywa szorstka jak papier ścierny, pulsująca niczym hipnotyczny trans. Jak brud zmieszany z tym, co w życiu piękne. To ironia, która potrafi kąsać, spleciona z melancholią, która łagodnie otula.

Chyba każdy z nas doświadczył tego podczas niedzielnego koncertu, słuchając wszystkich zaprezentowanych wierszy/utworów począwszy od tych z pierwszej płyty – „Ogród Koncentracyjny”(bo tę, jak stwierdził Marcin Świetlicki, wszyscy lubią najbardziej) po ostatni minialbum „Demens avis in excelsis”. Autor balansując w swojej poezji na granicy patosu i sarkazmu zaserwował publiczności nie tylko koncertowe emocje, lecz również zmusił do refleksji. Uderzał w czułe struny, stawiając jednocześnie pytanie o autentyczność własnych emocji. Penetrował wszystkie dostępne obszary, oferując zarówno intymność, jak i uniwersalność. Pozwalał, by każdy z nas zanurzał się w świecie słów, odbiegając od konwencjonalnego rozumienia śpiewu, wkraczając raczej w formę poetyckiego teatru, gdzie każde słowo, każda pauza, każdy gest i westchnienie nabiera znaczenia, stając się niezbędnym elementem spektaklu.

middle-zoom-DSC01796-1_6749e2159e72b.jpg

Podczas częstochowskiego koncertu ze sceny mówił nie tylko poeta, pomiędzy niektórymi utworami przemówił również Grzegorz Dyduch, a przemawiał z wdziękiem, co stanowiło kontrapunkt dla intensywności wierszy Świetlickiego. Ta mieszanka humoru, ironii i powagi to właśnie esencja zespołu, sztuka w najczystszej postaci – intensywna, niepokojąca, ale zawsze prawdziwa.

Klub Muzyczna Meta, choć niewielki, wydaje się być idealnym miejscem dla takich wydarzeń. Jego surowość, bliskość sceny sprawiły, że koncert miał kameralny charakter. Brak dystansu między artystą a publicznością był tu nie do przecenienia – wszystko działo się na wyciągnięcie ręki, a każdy dźwięk i słowo rezonowały mocniej. Koncert Świetlików w Częstochowie był czymś więcej niż występem muzycznym – to była podróż w głąb emocji, literackich obrazów i muzycznych pejzaży, które trudno porównać z czymkolwiek innym.

Po zakończeniu występu opuszczałem Muzyczną Metę jak „Gotham” (z kobietą kotem). Trudno było nie czuć pewnej pustki – jakby coś ważnego właśnie się skończyło. Ale to uczucie było zarazem pełne – bo słowa Świetlickiego i muzyka jego zespołu zostają z nami na długo. Świetliki nie pierwszy raz pokazały, że są zespołem jedynym w swoim rodzaju. Niepokornym, inteligentnym, nieprzystającym do żadnych ram, a jednocześnie wciąż aktualnym. Zespół nie gra dla mas, nie szuka poklasku, nie wdzięczy się do odbiorcy, nie kolekcjonuje nagród i wyróżnień. Skupiony na własnym, rozpoznawalnym stylu konsekwentnie realizuje siebie. Ich siła polega na szczerości i autentyczności – cechach, które w świecie sztuki są dziś na wagę złota. Częstochowa tego wieczoru mogła się o tym przekonać.

Fot. Piotr Karoński


Galeria zdjęć

29 listopada 2024
Piotr Karoński
24 listopada zespół Świetliki wystąpił na scenie częstochowskiej Muzycznej Mety. Wydarzenie odbyło się w ramach trasy pożegnalnej grupy.

Cykle CGK - Autorzy