SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Agnieszka Małasiewicz/Łukasz Stacherczak

Co można zrobić z wielką poezją?

19 grudnia 2024
Udostępnij

2024 nieubłaganie zmierza do finału, to czas przypominania o brakach, zaległościach, zapomnieniach, ale też moment na podsumowania najróżniejszych rzeczy. Na całoroczne rozkminy się nie pokuszę, bowiem co chwilę fascynuje mnie coś nowego, ale mam takie dwa ostatnie zachwyty, do opisania których ciągle się zbieram.

middle-zoom-IMG_6929.JPG_6737a9d3285e6.jpg

Oba są poetyckie, choć daleko im do sztampy, a więcej słychać w nich rocka czy alternatywy. Dlaczego poezja? To ona w dużej mierze nadała charakter kulturalnemu listopadowi w naszym mieście. Najpierw za sprawą pilotażowej edycji Częstochowskich Dni Literatury, potem jubileuszowego Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Haliny Poświatowskiej.

„Śpiewane dwudziestolecie”

Zatrzymajmy się przy pierwszej z imprez, której program zainspirowała twórczość Czesława Miłosza. Wybór ten oczywiście nie był przypadkiem, bo Senat RP ustanowił ten rok - rokiem noblisty.

Perełką Dni był koncert „Śpiewane dwudziestolecie” Zespołu Cieśni Nadgarstka. Na jego czele stoi prof. dr hab. Adam Regiewicz, dyrektor Instytutu Literaturoznawstwa UJD, a dla mnie przede wszystkim autor doskonałej „Serii zabrzańskiej” z inspektorem Ryszardem „Bagietą” Bułkowskim w roli głównej. Po tym koncercie stałam się fanką nie tylko tych kryminałów, ale i muzycznej działalności literaturoznawcy.

middle-zoom-IMG_6950.JPG_6737aa24790a3.jpg

Zespół Cieśni Nadgarstka jest formacją rodzinną. Regiewicz – w tym przypadku wokalista i gitarzysta - zaprosił do jej współtworzenia synów: Paweł gra na perkusji, Franek (najmłodszy w grupie) - na instrumentach perkusyjnych oraz córkę Martynę, która nie tylko śpiewa, ale i gra na klarnecie. Drugą gitarę trzyma z kolei Michał Kula, mąż najstarszej córki lidera. Skład zamyka przyjaciel Regiewicza – basista Marek Romanowski.

Wspólnie nagrali płytę „Śpiewane dwudziestolecie”, na którym interpretują m.in. „Świat się kręci” czy „Bagnet na broń”, jednak podczas literackiej imprezy postanowili zaprezentować zupełnie nowy (w większości) repertuar (za to album - znany mi dotychczas wyłącznie on-line - można było kupić, poprosić o podpis, z czego nie tylko ja chętnie skorzystałam).

Ucho otwarte na dźwięki

Zaczęli „Jesteśmy gnojem, mój bracie”, pochodzącego z Kłobucka Władysława Sebyły. – Pomyślałem sobie, że warto zacząć od Sebyły, jednego z muzycznych poetów, który ma w swoim dorobku cykl „Nokturnów”. Ta bardzo specyficzna forma muzyczna o ciemnej barwie, opowiadająca o mrocznym człowieku – wyjaśniał profesor.

middle-zoom-IMG_6993.JPG_6737ab6d1ab7a.jpg

Jednak całość zdominowali dwaj inni twórcy dwudziestolecia międzywojennego, którzy mieli ucho otwarte na dźwięki: Julian Tuwim i Konstanty Ildefons Gałczyński. Jak podkreślał Regiewicz: Tuwima się świetnie śpiewa. Nie ukrywa za to, że aranżować, adaptować poezję Gałczyńskiego jest niezwykle trudno. - Albo idzie się w stronę poezji śpiewanej, w takim rozumieniu może klasycznym, bo teoretycznie my też robimy poezję śpiewaną, aczkolwiek nie każdy by się zgodził, że to jest to, czego oczekujemy pod tą nazwą. Albo właśnie próbuje się złapać formę takiej popkultury. I to jest niezwykle trudne. Dlatego, że Gałczyński wymyka się w swojej poetyce jednoznaczności. To poeta, który z jednej strony potrafi być bardzo liryczny, ale potrafi być też bardzo ironiczny, sarkastyczny. Z jednej strony operuje powagą, a zaraz potem przychodzi do żartu bądź frazesu. Posługuje się groteską i jednocześnie liryzmem. Kiedy szukałem jakiejś formy, która najlepiej oddałaby muzycznie Gałczyńskiego, pomyślałem sobie o Lechu Janerce. To muzyk, który dałby sobie z tym radę – wyjaśnia Regiewicz.

I takie janerkowe inspiracje rzeczywiście były dostrzegalne. W wykonaniu Zespołu Cieśni Nadgarstka teksty wybitnych zyskują nowe życie, taki wręcz punkrockowy pazur. Najważniejsze jest oczywiście słowo (charakterystyczny, bardowski wokal lidera, dobrze je uwypukla), ale muzycy nadają mu pełną dźwiękowych smaczków oprawę.

middle-zoom-IMG_7070.JPG_6737ab77a4f8a.jpg

Wśród wierszy, które Zespół Pieśni Nadgarstka zaaranżował na potrzeby koncertu znalazły się m.in. „Rany Julek”, „Już kocham cię tyle lat”, „Wróbelek” i „Wrony” (skompilowane w jedną piosenkę), „C.K.W.”, „Biedny Lolo” czy „Wciąż uciekamy”… Dodajmy tu, że każda piosenka poprzedzona była literackimi rozważeniami.

Poezja w kontrkulturze

W listopadowym repertuarze znalazło się również „Do generałów” z repertuaru zespołu Buldog. – To nasz ukłon w kierunku Tomka Kłaptocza, wokalisty najpierw zespołu Akurat, potem Buldog. To on tak naprawdę rozpoczął niezwykłą rzecz w Polsce: przekładanie poezji na muzykę alternatywną. „Do prostego człowieka” stało się zupełnie nowym otwarciem, które pokazało, że można w ten sposób wykonywać poezję. Że można wielką poezję, tą wysokoartystyczną, adaptować do przestrzeni kontrkultury, do przestrzeni muzyki alternatywnej. A potem wyszła wielka płyta, świetna płyta Buldoga „Chrystus miasta”. Stąd sięgamy po „Do generałów” – tłumaczył wokalista zespołu.

middle-zoom-IMG_7033.JPG_6737ab7422fa7.jpg

Na finał wybrano tekst, w którym Tuwim daje upust wszystkim swoim frustracjom. – To wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali – precyzował Regiewicz, zapowiadając „Całujcie mnie wszyscy w dupę” (ten akurat utwór trafił na płytę).

Po takiej końcówce trudno było nie poprosić o bis. Dobrze się złożyło, bo okazało się, że zespół był na to przygotowany. Wybrał zaś utwór – zgodnie z ideą Częstochowskich Dni Literatury – z dorobku Miłosza, czyli „Gdziekolwiek, gdziekolwiek” z tomu „To”. – To wiersz, który mówi o tym, że istnieje jakaś druga przestrzeń, że tutaj na ziemi znajdujemy się tylko na chwilę, że jesteśmy przechodniami. Niby zgrana metafora, ale nikt tak pięknie jak Miłosz, tego nie potrafił powiedzieć.

„Kim Ty jesteś dla mnie…”

Myślę sobie, że gdyby w ten sposób serwowano poezję, popyt na tomiki nigdy by nie malał. To samo uczucie towarzyszyło mi podczas jubileuszowej, 45. edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Haliny Poświatowskiej.

middle-468206095_1157643119480438_3093548809173929523_n.jpg

Organizujący go Regionalny Ośrodek Kultury przyzwyczaił nas do tego, że muzyczny finał ukazuje dalekie od schematów oblicze poezji. Takim były koncerty Babu Króla, Marcina Świetlickiego z zespołem Zgniłość czy Marcina Januszkiewicza z „Osiecką po męsku”. Blisko dekadę temu w Częstochowie debiutował też projekt „Poświatowska/Radek”. Jego premiera wpisana była w zakonczenie 36. konkursowej edycji. Wówczas Janusz Radek wystąpił na scenie Teatru im. Adama Mickiewicza. Tym razem (23 listopada) koncertował z Adamem Drzewieckim (autorem pierwszych aranżacji „Poświatowskiej”) w filharmonii i z filharmonikami oraz chórem, a za pulpitem dyrygenckim stanął szef instytucji – Adam Klocek.

Dyrektor filharmonii i wokalista znają się od dawna. Tym chętniej pokusili się ozaaranżowanie na nowo materiału z albumu „Kim Ty jesteś dla mnie…”. Klocek nie ukrywa, że ten koncert był dla niego spełnieniem prywatnych marzeń. – To moja ukochana płyta, kiedy kilka lat temu usłyszałem ją po raz pierwszym, wiedziałem, że koniecznie musimy zagrać ją z orkiestrą. Potem sytuacja eskalowała, ponieważ moja żona oświadczyła, że: kocha Janusza Radka. I wtedy już wiedziałem, że nie ma wyjścia – opowiadał dyrygent.

middle-468160358_1157641312813952_8240761512352795502_n.jpg

Po tym koncercie żona Adama Klocka na pewno nie jest w swoich odczuciach odosobniona, co więcej, podzielam je odkąd kilkanaście lat temu po raz pierwszy zobaczyłam Radka na scenie Teatru Rozrywki. Dla Judasza z „Jesus Christ Superstar” do Chorzowa wracałam potem kilkakrotnie.

Poezja taneczna

Częstochowski występ udowodnił, że artysta ma nie tylko imponujący głos (jeśli się nie mylę, to ma czterooktawową skalę głosu), ale i dar do niebanalnej konferansjerki. Bawiliśmy się doskonale, on – chyba również, żartując (?), że mógłby wracać tu co miesiąc. Nie żartował jednak, gdy z podziwem mówił o zainteresowaniu poetyckim konkursem, 1 600 wierszy nadesłanych przez 319 autorów, uznał za imponujące i podbudowujące.

Będę się starał wyeksponować przede wszystkim słowo. W świecie, w którym rządzi obrazek a nie słowo, mam nadzieję, że nawiążemy bliższy kontakt – mówił, automatycznie skracając dystans.

middle-468153247_1157644076147009_4102860278258668817_n.jpg

Przyznał: Nie pisze się dziś wielką literą, pisze się małą, o małych cząstkach. Tak czuję, że przynajmniej ci, co śpiewają, to co sami piszą, to są bardzo małe rzeczy. Dlatego ja raczej opieram się na tym, co ktoś już napisał. Zaznaczył przy tym, że pośród tych autorów, szczególnie bliska jest mu właśnie Halina Poświatowska.

Zaczął piosenką „Czekam wytrwale” i miałam już pewność, że koncert będzie znakomity – nieoczywisty, energetyczny, taki, o którym trudno zapomnieć. – Idąc naprzeciw, tendencjom, prądom albo oczekiwaniom społecznym, chciałbym państwu zaprezentować nowy nurt słowno-muzyczny, który nazwałem poezją taneczną – zapowiedział „Mogę być albo nie”. Radek tańczył na scenie (w końcu – jak przyznał – ubiega się o zaproszenie na roztańczony Narodowy), a ja żałowałam, że siedzę i nie mam warunków, by mu wtórować.

Słowo mało popularne, ale proste

Do wtórowanie nadarzyła się za to inna okazja, choć nie do tańca, a śpiewania. Wokalista udzielił nam bowiem lekcji śpiewu (jak zaznaczał darmowej). – I nie wyjdzie stąd nikt, jak nie będzie śpiewał. Będziemy tu siedzieli. Ja mogę długo śpiewać, ja mam repertuaru tyle (tu machnął nad głową ręką), a w razie czego możemy to samo grać i siedem razy pod rząd – „groził” artysta. Na szczęście zadanie nie było trudne, bo powtarzać mieliśmy jedno słowo – mało popularne, ale proste, czyli tytułowe „Dobro”.

middle-468152163_1157641856147231_2603221685092794617_n.jpg

Dla mnie największym dobrem tego koncertu było zdecydowanie „Kiedy U-Kochanie”, które słyszę w głowie za każdym razem, gdy wspominam ten występ. Przyznam, że cały czas liczyłam, że Radek nie pominie najpiękniejszego (chyba nie tylko moim zdaniem) utworu z „Poświatowskiej”. Czekanie się opłaciło. Dostałam, co chciałam. Reszta chyba też nie narzekała, bo w tej kompozycji jest jakaś niesamowita przestrzeń, a w filharmonii (słynącej z wyśmienitej akustyki) uwypuklono ją jeszcze mocniej.

Nie wiem, jak z tymi comiesięcznymi koncertami, ale przyznam, że już mam ochotę na powtórkę.

Fot. Łukasz Stacherczak (Częstochowskie Dni Literatury), Agnieszka Małasiewicz (finał Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Haliny Poświatowskiej).

Cykle CGK - Autorzy