Z tobą chcę oglądać świat

Powiedziałaś, że dotarliśmy do
kresu, że pandemia i wojna w Ukrainie to jedynie początek, że to wyłącznie preludium
nadchodzących potworności. Zaprzeczałem, ale i tak przeglądałem uważnie
wiadomości, obawiając się iskry, która wywoła pożar.
No i stało się. Nosorożce na drodze krajowej sparaliżowały ruch w okolicach Żywca. Wcześniej widziano kilka sztuk w Czechach i na Węgrzech. Prawdopodobnie ze względu na skażenie powietrza straciły orientację. Naukowcy zastanawiali się w jaki sposób przedostały się przez Morze Śródziemne. Przeczytałem o około dwudziestu osobnikach podążających na północ Europy. Dołączyła do nich grupa reporterów, a ekolodzy i myśliwi przekrzykiwali się w mediach.
Sobota, lipcowy poranek. Do Placu Biegańskiego dotarła rodzina złożona z ogromnego samca, samicy i dwójki młodych. Ludzie fotografowali i transmitowali to bezprecedensowe wydarzenie w mediach społecznościowych. Telewizja relacjonowała na żywo. Nosorożce zachowywały się spokojnie, dopóki ktoś nie zbliżył się za bardzo. Pogoniły dwóch pijaków i nastolatka na deskorolce. W niedzielę przybyły kolejne zwierzęta, tarasując przejazd Śląską i Nowowiejskiego. W poniedziałek Plac Biegańskiego był już pełen nosorożców.
Od tamtej nocy minęło równo trzydzieści lat. Przez ten czas Ziemia całkowicie się zmieniła. Moje miasto przeobraziło się w cichą osadę otoczoną równinną sawanną. Plac Biegańskiego zarosły wysokie trawy. W koronach drzew przy dawnym kościele Świętego Jakuba mieszkają papugi i kanarki notorycznie kłócące się z gołębiami na temat aktualnych trendów modowych. My, ludzie, żyjemy w idealnej symbiozie z nosorożcami. Pomagają nam w uprawie ziemi, bronią przed naturalnymi wrogami, karmią pysznym mlekiem. W zamian uczymy je czytać, śpiewać piosenki Wodeckiego i dekorować choinki na święta. Mieszkamy razem, nasze dzieci wspólnie skaczą w gumę igrają w podchody. Młodzi dużo szybciej uczą się nowych reguł, łatwiej nawiązują relacje z innymi gatunkami. Już niewielu pamięta, że do poruszania kiedyś służyły głównie samochody, a dalekie podróże odbywały się na pokładach samolotów, bez pomocy orłów i kondorów. Jasne, bywają także trudne dni, zdarzają się choroby, wypadki, klęski żywiołowe, akcje dywersyjne, jak na przykład ta z udziałem lwów z Placu Daszyńskiego. I nawet jeśli wydarzy się coś złego, nikt nie zostaje sam. Nie ścigamy się, nie walczymy o drobnostki, nie używamy pieniędzy. Chociaż, mimo wszystko schowałem sobie gruby plik banknotów w puszce na skarby przeszłości, razem z kluczami do mieszkania i zdjęciami z wakacji, tak na pamiątkę.
– To musiało odbyć się w ten sposób, dziadku. Krok po kroku. Wasze pokolenie nie dźwignęłoby tak drastycznych zmian. Cywilizacja chyliła się ku upadkowi. Dodatkowo deklinizm determinował apokalipsę – przekonuje mnie najmłodszy wnuk.
– Nie o to chodzi. Jestem szczęśliwy, ale brakuje mi młodości. Chciałbym tak jak kiedyś móc wystartować w biegu częstochowskim i pobiec między znajomymi gigantycznymi sekwojami w Alejach. Albo tańczyć przy muzyce bębnów przed drewnianym Ratuszem. Czy pozjeżdżać z górki na sankach, a przecież już nikt nie pamięta zimy.
Przytuliłaś mnie mocno narzekając, żebym nie marudził, tylko słuchał, bo właśnie zaczął się koncert chóru nosorożców.
– Z tobą chcę oglądać świat… – zanuciłaś wraz z nimi.
Powiedziałaś, że dotarliśmy do kresu i to najprzyjemniejszy kres jaki mogliśmy sobie wymarzyć. Prawie nierealny.
Fot. Mateusz Zajda
Galeria zdjęć
Cykle CGK - Autorzy
-
Zuzanna Suliga
Balansująca stabilizacja
-
Piotr Karoński
Krążę wokół waszych dźwięków…
-
Juliusz Sętowski
Historyczny Człowiek Roku
-
Od redakcji
Co, Gdzie, Kiedy w Częstochowie