SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Agnieszka Małasiewicz

Grali o pogodzie i historii kina

17 stycznia 2025
Udostępnij

Koncert noworoczny w Filharmonii Częstochowskiej miał program i obsadę wykonawców takie, że buzi dać. Był jak rozkoszny sen melomana. Czytając plakaty i baner nad Alejami człowiek łykał ślinkę. Potem – ciach! - kupił bilet. I poszedł. I nie żałował.

middle-473377894_1195011545743595_1496328791197123994_n.jpg

Może zacznijmy od omówienia sytuacji pogodowej. Paskudnie jest, prawda? I paskudnie było 12 stycznia: ciemno, zimno, padał z nieba mokry śnieg i wiało, jakby się kto powiesił. A jednak prawie 800 częstochowian porzuciło przytulną kanapę przed telewizorem, by po sforsowaniu zasp i śliskich chodników wypełnić szczelnie widownię Filharmonii Częstochowskiej. Tego dnia pogoda, czyli natura, przegrała z kulturą.

Ale też przynęta była niemożliwa do ominięcia. Bo tak: koncert noworoczny. Konstanty Andrzej Kulka. Orkiestra Kameralna Filharmonii Narodowej w Warszawie. Znany doskonale z radia Paweł Sztompke. „Cztery pory roku” Antonio Vivaldiego. Muzyka filmowa Ennio Morricone.

Czy można było odpuścić? Nie można.

Za to ledwie człowiek zajął miejsce, ledwie zapadł w pluszowy fotel, ogarniały go same miłe wrażenia. Scena tonęła bowiem w ubranych świątecznie choinkach, stroikach, migoczących lampkach i w ciepłym świetle reflektorów.

middle-471688319_1195012479076835_4144654615555485873_n.jpg

Paweł Sztompke, który poprowadził ten wieczór, wyjaśnił na wstępie, że program powstał w cyklu „Mistrzowie muzycznych krajobrazów”, przygotowanym przez Orkiestrę Kameralną Filharmonii Narodowej pod kierownictwem artystycznym Jana Lewtaka. Cykl kojarzy ze sobą słynną klasykę ze współczesną nam muzyką filmową, która obecnie uważana jest za coś więcej niż gatunek rozrywkowy, stanowi rodzaj szanowanej muzyki symfonicznej. Odcinek serii przygotowany dla Częstochowy zajmują niepodzielnie dwaj genialni Włosi. Dzieli ich prawie 300 lat, ale to bez znaczenia, skoro w graniu na emocjach nie mają sobie równych. Zespół z tym właśnie repertuarem objeżdża cały kraj, a nawet wydał płytę (można ją było kupić po koncercie).

Vivaldi poszedł na pierwszy ogień. Interpretacja prof. Kulki okazała się… intrygująca. „Cztery pory roku” są przecież doskonale znane, tu jednak wydały się nieco inne niż zwykle, jakby nieco bardziej barokowe. Człowiek więc wytężał słuch, czekając, co nowego, niespodziewanego zaskoczy go za zakrętem.

middle-473354083_1195012225743527_3835977497501993353_n.jpg

A tak przy okazji, wiecie, że Konstanty Andrzej Kulka występuje już od ponad 65 lat? Dokładnie 25 listopada 1959 r., jako 12-latek miał ze swoimi skrzypcami pierwszy solowy recital. Jubileusz obchodzą też same „Cztery pory roku”: zostały wydane dokładnie 300 lat temu, w 1725 r., w Amsterdamie.

Gdy ucichł Vivaldi, poszliśmy na przerwę i białe wino z bąbelkami, był to przecież koncert noworoczny. W tym czasie orkiestra przeskoczyła trzy stulecia, by powitać nas muzyką Ennio Morricone.

Eh, kawał historii kina zaliczyliśmy tego wieczoru. Choć z odrobiną niepokoju, bo melodie niby doskonale znane, ale niejeden słuchacz zadawał sobie pytanie: „Z jakiego to filmu, u licha?”.

Uwagę przyciągali soliści. Trębacz Krzysztof Bednarczyk wkroczył przed orkiestrę we wzorzystym kocu gaban i sombrero na głowie; zgrał motyw ze spaghetti westernu „Za garść dolarów”. Witold Lewicki w kapeluszu typu western i pasiastym ponczo – słynny temat „Man with harmonica”. Dzięki fletowi Marii Lewickiej przypomnieliśmy sobie inny przebój, „Cockey’s song”.

middle-473375607_1195683369009746_4012997026732369493_n.jpg

Westchnienie przebiegło przez widownię, gdy obój Joanny Lenart wypełnił salę łagodnym dźwiękiem, odświeżając nam w pamięci sceny z „Misji”. A dreszcz emocji, gdy głos zabierała sopranistka Magdalena Schabowska, a z nią żeńska część Chóru Filharmonii Częstochowskiej „Collegium Cantorum” („Dawno temu w Ameryce”, „Dobry, zły i brzydki”).

Oklaskom nie było końca.

Orkiestra dała się namówić na powtórkę harmonijkowego solo, ale na zasadniczy bis wybrała utwór z najnowszej części cyklu „Mistrzowie muzycznych krajobrazów” i płyty dopiero przygotowywanej, zawierającej kompozycje filmowe Wojciecha Kilara. Tym sposobem na sam koniec zaczęliśmy podrygiwać w rytm tanga z „Zazdrości i medycyny”.

A potem trzeba było opuścić ciepłą salę koncertową i iść do domu. Wdziać kapotki, zatupać dla rozgrzewki i – jazda – w ciemność lodowatą niczym spojrzenie Clinta Eastwooda przed kamerą Sergio Leone. Muzyka i koncertowe wrażenia nie chciały się odczepić. Śnieg nam pod nogami skrzypiał jak piach Afryki w „Zawodowcu”. Z drzew leciał za kołnierz wodny pył jak pod wodospadem w „Misji”. A wiatr nad głowami zawodził posępnie jak harmonijka w „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”. Jednak szliśmy uśmiechnięci, bo w duszach perliły się nam barokowo dźwięki skrzypiec śpiewających o wiośnie i letnich wieczorach.

Fot. Agnieszka Małasiewicz/Filharmonia Częstochowska

Cykle CGK - Autorzy