SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Kacper Staszczyk

„Abakanowicz” w bagażu podręcznym, „Pągowska” z własną koją na promie

20 stycznia 2025
Udostępnij

Poznali się w księgarni, ale to niejedyna ich wspólna pasja. Od ponad 20 lat dbają nie tylko o księgozbiór, ale i imponującą kolekcję sztuki. Bywa, że dzieła największych mistrzów wożą tramwajami, autobusami, albo jak w przypadku „Abakanu” – wsadzają go do bagażu podręcznego. Dotychczas prace te wisiały w salonie, kuchni czy bibliotece, ale za sprawą wystawy „Klasycy. Polska sztuka współczesna z kolekcji Jolanty i Piotra Marców”, blisko 80 z nich po raz pierwszy zaprezentowano publicznie. Wystawa zmierza ku końcowi, a jej finałem będzie spotkanie „Kulisy kolekcjonerskiej pasji”, które zaplanowano 26 stycznia o godz. 17.00 w muzealnym Pawilonie Wystawowym. Częstochowscy kolekcjonerzy opowiedzą o idei, która napędza ich życie. Zanim zadacie im swoje pytania, przeczytajcie nasze.

middle-20241115-DSCF0127-Poprawione-Szum.jpg

Przed nami finisaż „Klasyków”, ale my porozmawiamy nie o końcu, a o początku tej kolekcjonerskiej pasji.

Piotr Marzec: Często podkreślam, że to kłobuckie liceum ukształtowało mnie na całe życie. Wpłynęło na to, że mam takie zainteresowania i w tym kierunku poszedłem.

Jestem księgarzem, ale gdy byłem małym chłopcem i rodzice pytali mnie o to, kim chcę zostać, to mówiłem, że kustoszem. Mama dopytywała: a z czego będziesz miał chleb. Fakt, z bycia kustoszem wielkich pieniędzy nie ma, zostałem więc kustoszem własnej kolekcji. Później na to samo pytanie odpowiadałem, że będę antykwariuszem, a rodzice nadal niepokoili się o to, z czego będę żył. I tu pewna przewrotność, bo akurat z książek, prowadząc sieć księgarń Dedalus, przez ponad 20 lat udało się nam żyć całkiem nieźle i dzięki temu budować tę kolekcję.

Samo zainteresowanie sztuką wyniosłem jeszcze z podstawówki. Pojawiło się wraz z pierwszym podręcznikiem do plastyki. To tam po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć wielkie dzieła.

Odkąd pamiętam uwielbiałem również odwiedzać wystawy, nie zliczę, ile mam ich już na koncie. Raz pokusiłem się o podsumowanie roczne, bo takie wyjazdy wpisuję do kalendarza, wyszło mi prawie 400 ekspozycji! Żona jeździ mniej [na co dzień jest nauczycielką języka polskiego w VII LO im. Mikołaja Kopernika w Częstochowie – przyp. red.], ja jestem bardziej mobilny i częściej kursuję za granicę. Jakby przeliczyć to przez liczbę dni w roku, to wychodzi na to, że oglądam więcej niż jedną wystawę dziennie. Myślę, że niektórzy ludzie z branży - kuratorzy czy galerzyści, nie mają takich wyników!

W Państwa rodzinach były jakieś artystyczne tradycje?

middle-20241115-DSCF0152-Poprawione-Szum.jpg

P.M.: Nie, choć mama lubiła sobie wyciąć jakąś reprodukcję z gazety i wstawić za szybę w kredensie. Nasze rodziny były raczej niezamożne, mieszkaliśmy w blokach, brakowało środków i przestrzeni do eksponowania sztuki. Nie miałem własnego pokoju, mogłem sobie pozwolić co najwyżej na zawieszenie jednego plakatu.

Jednak pasja kolekcjonerska była we mnie od zawsze. Nie było chyba rzeczy, której nie zbierałem. Monety, znaczki, etykiety zapałczane, kapsle po piwie…

Jolanta Marzec: Ja w dzieciństwie nie przejawiałam takich artystycznych pasji. Za to zawsze miałam dużo książek i starałam się kompletować ten swój księgozbiór. Zresztą po latach poznaliśmy się właśnie w… księgarni.

P.M.: Ja siedziałem przy kasie, a Jola była klientką.

Prawie jak w „Notting Hill”! Początki znamy, ale kiedy kolekcjonowanie przemieniło się w poważną pasję?

P.M.: Pierwszą taką poważną pasją były plakaty. Jeszcze na studiach byłem jednym z kilkunastu tego typu kolekcjonerów w kraju. Już wówczas systematycznie powstawała moja kolekcja plakatu polskiego. W sumie zebrałem ich kilka tysięcy! Robiłem nawet wystawy w nieistniejącej już księgarni na ul. Brackiej w Krakowie.

middle-zoom-GS-241019_WYSTAWA_KLASYCY-09_6716176738f77a.jpg

J.M.: Pamiętam dom Piotra, w którym było mnóstwo plakatów. Nie przypuszczałam, że ta pasja rozrośnie się do tego stopnia, co dziś.

P.M.: To przyszło jakoś tak naturalnie, oprócz plakatów zacząłem zbierać także inne druki, grafiki, unikatowe prace plakacistów, ilustracje…

Wielu ludzi interesuje się sztuką, wielu jest też na tyle zamożnych, że mogłoby tę sztukę nie tyle kolekcjonować, co kupować dla samego wystroju wnętrz. Ale tego nie robią, wolą inwestować w kolejne samochody.

Jak zacząć i zamiast właśnie samochodu czy luksusowych wakacji, postawić na sztukę?

P.M.: To trudne psychologicznie, zwłaszcza dla kogoś, kto nie miał takich wzorców w rodzinie, a ani ja, ani Jola, ich nie mieliśmy. Wtedy niełatwo podjąć decyzję, żeby te pieniądze wydać. Nawet, jeśli można sobie na to finansowo pozwolić, to trzeba pokonać pewną barierę. U mnie trwało to długo. Pochłonięty plakatem, nie chciałem łapać kilku srok za ogon. Zresztą w przypadku obrazów czy rzeźb mówimy już o zupełnie innych kwotach. Decyzja o tym, że zaczynamy „kupować sztukę”, zapadła, jak już byliśmy parą.

Niemniej miałem kłopot z myślą, że wydaję pieniądze na rzeczy niepraktyczne, a przecież pochodzę z rodziny, która nie cierpiała na ich nadmiar. Mogłem sobie na to pozwolić tylko dlatego, że będąc studentem zarabiałem na giełdzie, miałem zaplecze finansowe.

middle-zoom-GS-241019_WYSTAWA_KLASYCY-04_6716175270b05a.jpg

Decyzja zapadła: kupujecie pierwszy obraz. Od czego zaczęliście?

P.M.: Miałem kilku ulubionych artystów, kupowałem ich albumy, chodziłem na wystawy. Byli to Tadeusz Brzozowski, Jerzy Stajuda, Tadeusz Kantor… Wtedy nie przyszłoby mi do głowy, że kupię kiedyś „Kantora”, ale w tym czasie prace Stajudy można było nabyć za ułamek pensji, nie był to wielki wydatek. W Pawilonie Wystawowym wisi jego praca, właśnie ta jedna z pierwszych, które kupiliśmy ponad 20 lat temu.

Tu mówimy o ułamku pensji, a większe wydatki?

P.M.: Kupno obrazu Tadeusza Brzozowskiego z kolekcji Marii Ewy Łunkiewicz Rogoyskiej [malarki, przedstawicielki międzywojennej i powojennej awangardy – przyp. red.], partnerki życiowej Henryka Stażewskiego. To dodatkowy smaczek, że Stażewski patrzył na niego w swoim mieszkaniu, a teraz ta praca wisi u nas. Takie kwestie wiele znaczą dla kolekcjonerów. A dla mnie ważne było to, że mogę codziennie patrzeć na Brzozowskiego. Nie muszę kupować biletów i chodzić w tym celu do muzeum.

J.M: Jak już te pierwsze obrazy były z nami, zaczynaliśmy szukać następnych.

middle-zoom-GS-241019_WYSTAWA_KLASYCY-a08_671617386c691.jpg

P.M.: Tama pękła, opór został przełamany, choć nie od razu czułem, że ta kolekcja przybierze taką formę, że tych dzieł będzie dwa tysiące. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zasmakowaliśmy w tym, że ten obraz wisi w bibliotece, ten w salonie i chcieliśmy więcej. Trudno przestać.

J.M.: Pamiętam, że takim wielkim wydarzeniem było dla nas to, gdy przyjechał do nas obraz Stefana Gierowskiego. W jednej z warszawskich galerii podziwialiśmy go, wiedzieliśmy, że jest do sprzedania, ale to były kwoty poza naszym zasięgiem. Piękna praca, ale niedostępna. Minęły dwa lata, obraz trafił na aukcję, na której udało się go kupić w bardziej przystępnej cenie.

Mąż mi o tym zakupie nie powiedział, to była niespodzianka. Obraz przywieziono, był zapakowany, próbowałam go podejrzeć, gdy okazało się, że to właśnie „Gierowski”, byłam w szoku. Choć to wydawało się niemożliwe, dzieło zawisło w naszej bibliotece.

Zaczynali Państwo kolekcję od dzieł mistrzów, a nie młodych twórców, których prace prezentują głównie galerie. Jak zdobyć takie perełki?

P.M.: Praktycznie nie było ich na rynku. Nie można było ich kupić z pierwszej ręki, bo wielu artystów już nie żyło, zaledwie kilku z prezentowanych na wystawie zdążyłem poznać, a i oni - poza Kojim Kamojim - już odeszli. Ich prace wisiały w muzeach albo zdobiły pokaźne prywatne kolekcje. Jedyną drogą były aukcje dzieł sztuki albo inni kolekcjonerzy.

middle-zoom-GS-241019_WYSTAWA_KLASYCY-a39_671619596db33.jpg

A jak wejść do tego środowiska? Jeśli chodzi o plakaty miał Pan swoją renomę, ale tu debiutował.

P.M.: To zupełnie różne środowiska. Na aukcję można przyjść z ulicy, zarejestrować się, trzeba mieć jedynie pieniądze. Z kolekcjonerami jest oczywiście inaczej. Wiedzę, kto ma w Polsce zbiory, interesując się sztuką, miałem. Znałem kilka nazwisk największych kolekcjonerów. Zacząłem jeździć na aukcje, poznawać ich osobiście, wsiąkać w to środowisko.

W początkowej fazie kolekcji wiele prac przywoziłem z Europy. Na początku lat 2000 większość domów aukcyjnych w kraju sprzedawało sztukę dawną, sztuka współczesna była znikomą częścią oferty.

Jeżdżąc za granicę, znajdowałem różne smaczki, odwiedzałem prowincjonalne domy aukcyjne. Na wystawie prezentujemy prace przywiezione ze Szwecji, Szwajcarii, Francji, Niemiec, Anglii, Stanów Zjednoczonych. Przykładowo rzeźba Magdaleny Abakanowicz trafiła do nas z Nowego Jorku.

Za granicą było taniej?

P.M.: Na zagranicznych aukcjach prace można było kupić dużo taniej. Ten rynek przez długi czas nie doceniał polskiej sztuki. Nasi artyści byli wystawiani tam za marne pieniądze, bo ich w dawnym ustroju kupowano bardzo tanio. Za 100 dolarów nabywało się wtedy prace muzealnej klasy. Po czasie, taki klient z Ameryki lub jego spadkobierca, mając prace artysty z nazwiskiem trudnym do wymówienia, jak Brzozowski, zanosił ją do domu aukcyjnego. Tam na dzisiejsze pieniądze wystawiano to za 1000 zł i jak się polscy kolekcjonerzy o tym dowiadywali, to licytowali do 10 czy 20 tys., ale nie więcej. Dzisiaj te same prace kosztują o rząd wielkości więcej. Myślę, że ta głęboka wiedza o wtórnym rynku sztuki pozwoliła mi na zbudowanie kolekcji, której nigdy nie stworzyłbym mając swoje zasoby finansowe.

middle-zoom-GS-241011_KLASYCY_PAWILON_WYSTAWOWY-09_670fb60a66485a.jpg

J.M.: Te najcenniejsze obrazy, które kupowaliśmy 15 czy 20 lat temu, dziś osiągają niebywałe ceny. Nie bylibyśmy w stanie ich dzisiaj kupić.

P.M.: Zwłaszcza że biznes księgarski ma się dziś znacznie gorzej, a księgarnie są coraz częściej zamykane.

Wspominają Państwo wyjazdy na aukcje. Dziś można w nich uczestniczyć bez wychodzenia z domu.

P.M.: Dziennie odbywa się na świecie kilkaset aukcji. Są specjalne wyszukiwarki. Trzeba mieć niesamowita wiedzę, żeby w tym się połapać. Ten rynek jest ogromny.

Trzeba mieć tu instynkt łowcy?

P.M.: Tak. Już jako licealista jeździłem po antykwariatach i wyszukiwałem szczególne dla mnie rzeczy. Miałem więc wprawę. Jeśli się po prostu wejdzie do galerii i kupi obraz, to już nie ma tej przyjemności. Frajdą są te poszukiwania. Wiedza, że ktoś ma obraz, którego pragniemy, dotarcie do tej osoby.

J.M.: Co więcej: cała historia podróży obrazów często jest wyjątkowa.

P.M.: Nazywają mnie kolekcjonerem, który wozi obrazy tramwajem.

middle-zoom-GS-241019_WYSTAWA_KLASYCY-15_6716178c2577c.jpg

J.M.: Bo tak rzeczywiście jest. Czasem radzimy sobie w bardzo zabawny sposób. Tkaninę Abakanowicz (tę w szarościach), którą można zobaczyć w muzeum, przywieźliśmy w bagażu podręcznym samolotem z Monachium. To jeszcze były te czasy, gdy było to możliwe. Dużą torbę kupiliśmy na miejscu. Zmieściliśmy w niej dzieło, ale „na siłę” i w dość barbarzyński sposób.

P.M.: Sama artystka podkreślała, że tworzy prace łatwe do przewiezienia, złożenia, myślę, że nie miałaby nam tego za złe.

Samolot rozumiem, ale z tym tramwajem to na poważnie?

J.M.: Jeździmy tak bardzo często. Szczególnie po Warszawie, gdy Piotr kupuje prace w jakiejś galerii na Żoliborzu czy na Muranowie. Nie posiadamy samochodu, a do centrum, gdzie mamy mieszkanie, najłatwiej dostać się tramwajem. A największy obraz Tadeusza Brzozowskiego, który znajduje się na wystawie, podróżował paryskim autobusem! Tak dotarł do hotelu, dopiero potem wyruszył specjalnym transportem.

P.M.: To była sytuacja awaryjna. Co prawda kierowca nie chciał nas z nim wpuścić, bo obraz jest półtorametrowy, ale jakoś moja nieidealna francuszczyzna go przekonała.

Dodatkowy bilet był chyba konieczny?

P.M.: Jeśli chodzi o dodatkowy bilet, to jeden z obrazów Teresy Pągowskiej z naszej kolekcji, miał wykupiony osobny bilet na prom, którym go przywoziłem. Bo kajuta była dwuosobowa, jedną osobą byłem ja, a drugą – obraz. Miał nawet swoją koję…

O 80 obrazach w 80-metrowym mieszkaniu, tym, jak przekonać Wojciecha Fibaka, żeby odsprzedał swój obraz i pracy, którą trzeba było ściągać przed wizytą księdza, przeczytacie w drugiej części rozmowy. Ciąg dalszy nastąpi.

Fot. Kacper Staszczyk, Grzegorz Skowronek (wernisaż wystawy)


Galeria zdjęć

21 października 2024
Grzegorz Skowronek
W sobotę, 19 października Muzeum Częstochowskie zaprosiło na wernisaż wystawy "Klasycy. Polska sztuka współczesna z kolekcji Jolanty i Piotra Marców". Dzieła takich twórców jak Magdalena Abakanowicz, Tadeusz Kantor, Jan Piotr Potworowski, Teresa Pągowska, Alina Szapocznikow, Kazimierz Mikulski, Alfred Lenica czy Jan Lebenstein prezentowane są w Pawilonie Wystawowym. Kuratorką wystawy jest Katarzyna Sucharkiewicz.

Cykle CGK - Autorzy