Zaczynam od białej kartki

Obroniła kilka dyplomów, nie trzyma ich jednak w szufladzie, bo przydają się jej na co dzień. Mówi, że ma dwa domy: w rodzinnej Bystrzycy Kłodzkiej i w Częstochowie. W pierwszym założyła własny teatr, w drugim współtworzy Teatr Nowy. Na scenie Nowego można oglądać ją m.in. w poruszającym spektaklu „PorozmawiajMy o…” (do którego sama napisała scenariusz). Tytuł ten będzie można obejrzeć w niedzielę, 2 lutego. O wielu ze swoich pasji Paulina Kajdanowicz opowiada w rozmowie dla CGK.
Masz dyplom aktorski, ale nie ograniczasz się wyłącznie do grania. Piszesz, reżyserujesz, doktoryzujesz się… Ciasno byłoby Ci w szufladzie z napisem „aktorka”?
Paulina Kajdanowicz: Postanowiłam obrać inną drogę niż typowy absolwent kończący szkołę aktorską. Na takich studiach uczeni jesteśmy stawiania na swoją indywidualność, budowania własnej marki, pracy na siebie. Potem ma się to przekładać albo na etatową pracę w teatrze instytucjonalnym, albo na planach seriali czy filmów. Po dyplomie – jak wiele osób - zderzyłam się z murem, bo nie tak łatwo o etat, nie tak łatwo trafić na plan, nie tak łatwo „dorobić” się tej marki. Stwierdziłam, że muszę znaleźć dla siebie inną ścieżkę, bardziej aktora-animatora, aktora-pedagoga. Taką, która wykracza poza jedną strefę, pozwala rozszerzać umiejętności i daje większe pole działania. Zamiast pracy na siebie, postawiłam na pracę z ludźmi.
Jesteś pełnoprawną animatorką kultury, masz na to nawet papiery.
- Tak, bo po maturze nie zdawałam do szkoły aktorskiej. Do niej również trafiłam okrężną drogą. Najpierw ukończyłam animację kultury, która otworzyła mi oczy na to, że wspaniale jest robić coś swojego, ale nie można na tym poprzestawać. Na tych studiach upewniłam się również co do tego, że chcę studiować aktorstwo. Dostałam się do Studium Aktorskiego przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie.
Na tym nie poprzestałaś…
- No nie, bo potem obroniłam licencjat z filozofii, zrobiłam magisterkę z pedagogiki. I dziś myślę, że właśnie wszystkie te fakultety dały mi otwartość do tego, by działać na wielu polach.
Wykorzystujesz je w Teatrze Razy Dwa, który założyłaś w rodzinnej Bystrzycy Kłodzkiej?
- Dokładnie! To bardzo młody teatr - ma trzy lata, ale już bardzo pięknie się rozwija. To dowód na to, że był po prostu potrzebny. Założyliśmy go razem ze społecznością lokalną, działamy przy Bystrzyckim Ośrodku Kultury i Sportu.
Chciałaś dać innym to, czego przed laty Tobie brakowało?
- Nie było takiej sceny, gdy ja byłam mała. A już od dziecka przejawiałam jakieś takie artystyczne zapędy, na przykład śpiewałam do… dezodorantu. Mama była nieco zaniepokojona moim zachowaniem, bo zamykałam się w pokoju, gadałam do siebie, robiłam lalki, układam scenariusze. Pierwiastek aktorski miałam od małego, ale nie miałam miejsca, by go rozwijać. Zamiast tego chodziłam do szkoły muzycznej, jeździłam na zajęcia z tańca towarzyskiego, ale teatralnej przestrzeni mi brakowało. Dzięki Razy Dwa wiem, że jest wiele podobnych do mnie osób. Zapisując się do naszego teatru, podkreślali, że z takimi pasjami nie do końca byli zrozumiani przez swoje otoczenie.
Ile osób tworzy Razy Dwa?
- Mamy grupę dziecięcą, młodzieżową i grupę dorosłych. Łącznie jest nas ponad 30 osób. Teatr to nasza wspólna przestrzeń. Wszyscy czują się tu bezpiecznie, mają miejsce do wyrażania emocji, wdrażania pomysłów, do samorealizacji.
Razy Dwa to nie jest taki typowy teatr, tylko teatr partycypacyjny. Jestem jego inicjatorką, ale to nie jest tak, że grupie coś narzucam. Ktoś daje pomysł, a ja mówię: super, rób to. Ktoś podejmuje się pracy nad kostiumami, ktoś nad scenografią. To taka wspólnota.
Chyba masz szczęście do ludzi, a oni do Ciebie pewnie również.
- Mam ogromne szczęście do ludzi, ale też mam ogromne szczęście, że mam ich wokół siebie. W dużej mierze to oni dają mi ogromne pokłady energii do działania. Bo widzę, że to po prostu ma sens. Wszystko zresztą działa w dwie strony. I to właśnie jest to Razy Dwa. To, co dajesz, wraca do ciebie ze zdwojoną siłą.
Rozmawiamy o Bystrzycy Kłodzkiej, ale my w Częstochowie traktujemy Ciebie jak naszą. Jesteś związana z tutejszym Teatrem Nowym, doktoryzujesz się w Szkole Doktorskiej UJD…
- Ale za nim do was trafiłam, nieco podróżowałam. Najpierw byłam we Wrocławiu, potem w Olsztynie. Tam w szkole aktorskiej poznałam Pawła Bilskiego i to on, gdy założył Teatr Nowy, ściągnął mnie do Częstochowy. To dla mnie zaszczyt, że współtworzę ten zespół od samego początku, od debiutanckiej „Cebuli”. Wystąpiłam zresztą w większości spektakli.
Często to podkreślam, że od kilku lat moim drugim domem jest Częstochowa. Mogę się tu realizować. Jak wspomniałaś, rok temu dostałam się do szkoły doktorskiej, chcę się doktoryzować w dziedzinie pedagogiki.
Cieszę się, że znalazłam się w mieście, w którym mogę jednocześnie budować tę swoją strefę zawodową w Nowym, ale też spełniać się naukowo i badawczo na Uniwersytecie Jana Długosza.
Dyplomów masz już sporo, ale coś czuję, że nie powiedziałaś ostatniego słowa…
- No nie! Wiesz, przyznam, że chciałabym się jeszcze dokształcić w zakresie pracy edukacyjnej ze społecznością lokalną. Myślę też o tym, żeby zrobić taką malutką rewolucję w szkołach aktorskich. Mam taki szalony pomysł, żeby wprowadzić tam przedmioty, które uczą aktorów tego, jak pracować z grupami różnymi, by potrafili prowadzić zajęcia, warsztaty. By poradzili sobie, gdy opuszczą szkołę i okaże się, że nie ma dla nich miejsca w teatrze czy filmie. Zamiast załamywać się, że te marzenia się nie spełniają się „od ręki”, będą przygotowani do tego, że można robić swoje rzeczy, że można założyć swój teatr - choćby w jakiejś małej miejscowości, że można innych zarażać tą pasją…
Zatrzymajmy się przy teatrze. Wspominasz o spektaklach Nowego. Dwa z nich są dla Ciebie szczególne. Myślę, o „Apok@lipsie covidowej” i „PorozmawiajMy o…”. Do obu napisałaś scenariusze, w obu zagrałaś, a „Apok@lipsę” dodatkowo także wyreżyserowałaś.
- Te scenariusze pisałam metodą verbatim. Poznałam ją we Wrocławiu na kursie teatru dokumentalnego w Instytucie Jerzego Grotowskiego. To było w 2021 roku. Kurs trwał kilka miesięcy i byłam nim zafascynowana. W szkole aktorskiej pracowaliśmy na klasycznych dramatach, a tutaj się okazało, że można tworzyć spektakle autorskie na podstawie historii ludzi z danego środowiska bądź określonego tematu. Ta metoda nie jest dobrze znana w Polsce. Teatry instytucjonalne raczej z niej nie korzystają, choć Częstochowa jest wyjątkiem. Niedawno w Teatrze im. Adama Mickiewicza powstał spektakl „Cudowne” Darii Sobik i Pameli Leończyk, a stworzenie scenariusza poprzedziły rozmowy z mieszkańcami.
Ten kurs otworzył mi głowę na pisanie, bo ludzkie opowieści są doskonałym materiałem do scenariusza.
Jak wygląda taka praca w praktyce?
- Najważniejsze są rozmowy. Nagrywam je na dyktafon, potem robię transkrypcję, czyli przepisuje kropka w kropkę, nawet z błędami, to, co ktoś powiedział. Potem na podstawie tych wypowiedzi buduję scenariusz. Nie jest to łatwe, bo gdy ktoś dzieli się z tobą osobistymi przeżyciami, swoim życiem, to granice, żeby kogoś nie urazić, są bardzo cienkie. Na pewno wykorzystując tę metodę, trzeba mieć bardzo dużą wrażliwość, empatię i uważność…
Wiele osób mnie pyta: jak ty napisałaś ten scenariusz, jak ty to w ogóle złożyłaś? Nie znam chyba odpowiedzi. Pracuję metodą intuicyjną, nie mam jakiegoś schematu, po prostu czuję, że trzeba to tak zrobić. Jak zaczynam pracę, mam wypisane pytania i startuję od zera. Dopiero po rozmowach zaczyna mi się układać to, jak ten scenariusz będzie wyglądał. Zaczynam od białej kartki.
Pisząc „Apok@lipsę”, było chyba łatwiej, to groteskowa opowieść o nauce zdalnej w pandemii. W „PorozmawiajMy o…” zmierzyłaś się z zupełnie inną, trudniejszą tematyką, z pytaniami dotyczącymi śmierci, których właściwie nawet nie chcemy sobie zadawać.
- To Paweł [Bilski – przyp. red.] wymyślił ten spektakl zainspirowany książką „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji” Michaela Hebba. Początkowo nie byłam przekonana do tego pomysłu, bo jak niby miałam rozmawiać o śmierci, gdy sama nie mam przepracowanych tematów związanych z odchodzeniem?
Przeczytałam tom, wypisałam sobie padające w nim pytania. Musiałam wyjść ze skorupki, otworzyć się na kwestie dla mnie trudne. W mojej rodzinie o nich nie rozmawialiśmy. Od małego rodzice chcieli mnie uchronić od tego, żebym nie przeżywała tych emocji, bólu po stracie bliskiej osoby. Byłam izolowana od tematu śmierci. Dziś oczywiście to się zmieniło, ale nadal trudno mi o niej rozmawiać.
Mimo to podjęłam wyzwanie. Przeprowadziłam rozmowy z dziewięcioma osobami (trzema mężczyznami i sześcioma kobietami). Nie byli to nieznajomi, bo wiedziałam, że tylko te osoby podzielą się swoją historią w takim szczerym, autentycznym wyznaniu. Były łzy, było wzruszenie. Dla niektórych to dzielenie się doświadczeniami było terapeutycznym przeżyciem, ale tak naprawdę działało to w dwie strony. Przepracowałam sobie pewne rzeczy, choć przyznam, że nie odpowiedziałam sobie jeszcze na te pytania, które zadawałam. To chyba jeszcze nie ten czas, ale dojrzewam do tego kroku.
Przypomnijmy, że premiera spektaklu miała miejsce w październiku ubiegłego roku, dla Ciebie był to okres szczególnie trudny…
- Niestety, wielka powódź dosięgnęła także moją Bystrzycę Kłodzką. My zaczynaliśmy próby, a ja kursowałam do domu, do centrum tej tragedii, która się wydarzyła. Nie byłam w stanie stamtąd wrócić, czułam, że nie mogę opuścić mojego domu, że nie mogę zebrać myśli, skupić się na pracy.
I ta sytuacja, i „PorozmawiajMy o…” były dla mnie takimi „otrzeźwiaczami”. Zaczęłam jeszcze bardziej doceniać to, co mam, doceniać każdą chwilę, która jest mi dana, bo doświadczyłam tego, że w ciągu tak naprawdę kilku sekund można stracić życie, bliskich i cały dorobek, na który pracowało się latami.
Zgadzam się z tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny, tak samo, jak to, że ten projekt pojawił się akurat w tym momencie w moim życiu. Paradoksalnie takie sytuacje potrafią dać niezłego kopa do działania, przynieść zmiany, przełom.
Fot. Aleksander Jovičić/ Kadrem Pisane (fotografie portretowe)
Daniel Wróblewski (spektakle "Umrzeć ze śmiechu" i "PorozmawiajMy o...")
Paulina Kajdanowicz
Dyplomowana aktorka, animatorka kultury i pedagożka. Absolwentka Studium Animatorów Kultury SKiBA we Wrocławiu, Studium Aktorskiego w Olsztynie, a także filozofii i pedagogiki opiekuńczej z socjoterapią na UWM w Olsztynie.
Założycielka i inicjatorka Teatru RAZY DWA działającego przy Bystrzyckim Ośrodku Kultury i Sportu w Bystrzycy Kłodzkiej. Doktorantka w dyscyplinie pedagogika na Uniwersytecie Jana Długosza w Częstochowie. Wyreżyserowała spektakl „Apok@lipsa covidowa” dla Teatru Nowego w Częstochowie, zagrała w nim, a także w przedstawieniach „Cebula”, „Umrzeć ze śmiechu” i „PorozmawiajMy o…”.
Dwa ostatnie tytuły Nowy pokaże w lutym. „PorozmawiajMy o…” zobaczymy 2 lutego o godz. 18.00, a „Umrzeć ze śmiechu” – 8 lutego o godz. 16.00. Bilety https://www.teatrnowy.art/
Cykle CGK - Autorzy
-
Sylwia Góra
Kulturalny ferment
-
Adam Markowski
CGK Live Sessions
-
Daniel Zalejski
Edukacja przyDomowa
-
Sylwia Bielecka
Projekt zastępczy