Od Bugu po Wartę

W ciągu ostatnich lat fotograf Krzysztof Pierzgalski stanął na pokładzie ponad 20 promów rzecznych porozrzucanych po różnych zakątkach Polski. Portretował przewoźników, dokumentował ich codzienną pracę. Nie każdy początkowo marzył o takiej sesji, ale gdy było już po zdjęciach, wszyscy prosili o komplet fotografii. Kluczem do zdobycia zaufania bohaterów „Zanim zastąpią ich posty…” zawsze była rozmowa. Wystawę do 5 lutego można oglądać w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater”, a o szczegółach powstania dokumentalnego cyklu autor opowiada na portalu CGK.
Jak narodził się pomysł, by dokumentować codzienność przewoźników pracujących na ostatnich już promach rzecznych w Polsce?
Krzysztof Pierzgalski: Historia tego projektu sięga 2019 roku. Wtedy, wracając z Bieszczad, przypadkowo przyjechałem do Nowego Korczyna i - ku mojemu zaskoczeniu - okazało się, że tam nie ma mostu, a obowiązuje przeprawa promowa. I akurat rozpętała się jakaś szalona burza, która spowodowała, że prom stał przez ten czas i mogłem sobie go podziwiać w tym burzowym świetle. Wtedy zrodził się w mojej głowie pomysł na cykl portretów środowiskowych przewoźników promowych.
Poświęcił mu Pan trzy lata, na podkład ilu promów dotarł Pan w tym czasie?
- Od 2021 do 2024 roku zjeździłem chyba cały kraj. Stanąłem na pokładzie ponad 20 promów porozrzucanych po różnych zakątkach Polski: od Bugu na wschodzie po Wartę na zachodzie i od Biebrzy na północy po San na południu.
Często czułem się zaskoczony, bo myślałem, że przykładowo na wschodzie kraju tych przepraw jest znacznie więcej. Nie zdawałem sobie sprawy, że ta liczba tak szybko się kurczy. Przyjeżdżałem w dane miejsce i okazywało się, że jeszcze rok temu czy dwa pływał tu prom. Dziś zostały wspomnienia.
A bohaterowie fotografii? Jakie były ich reakcje? Chętnie zgadzali się pozować?
- Ku mojemu zdziwieniu niezmiernie rzadko spotykałem się z odmową. Kluczem do takiej, dokumentalnej fotografii jest zawsze rozmowa. Na promie nie zawsze jest na nią czas i warunki. Zdarzało się, że kolejka samochodów była tak długa, że musiałem odczekać swoje (a czasem przepłynąć rzekę z dziesięć razy!), by zamienić kilka słów, powiedzieć, po co przyjechałem, jaki cel mi przyświeca.
W zasadzie jedynym, co mogłem dać od siebie, było moje zainteresowanie, mój zapał, czas. I uwaga, bo choć przewoźnicy ciągle przebywają wśród ludzi, mają okazję do wielu rozmów z uczestnikami przeprawy, to raczej rzadko zdarza się tak, że ktoś interesuje się ich pracą. Zapyta, jak to jest pływać w październiku, czy marzną im ręce i tak dalej. Takie rozmowy sprawiły, że się zgadzali.
Tak naprawdę zdarzył się tylko jeden przypadek odmowy, bo ten mężczyzna był jednocześnie funkcjonariuszem policji. Musiał odmówić, ale zaproponował kogoś w zamian. – Proszę wrócić po południu, zmianę będzie miał wtedy taki młody chłopak, który dopiero zdobył papiery. Jest ledwie po maturze – powiedział i w ten sposób Szymon, pracujący na promie w Spytkowicach, stał się najmłodszym bohaterem tego cyklu. Ci, którzy mają najdłuższy staż, nawet od trzech dekad pływają promem.
Czyli finalnie dobrze wyszło. Każdy z bohaterów prosił o przesłanie zdjęć?
- Rozstawaliśmy się sympatycznie i zwykle proszono mnie o przesłanie efektów. Obiecałem, że wyślę i oczywiście dotrzymałem słowa.
Każda fotografia niesie z pewnością opowieść. Którąś historię zapamiętał Pan szczególnie?
- Może opowiem o spotkaniu z panem Władysławem [jego portret jest jednym z tych, które otwierają ekspozycję – przyp. red.], przewoźnikiem na promie rzecznym na Sanie. Miałem informację, że w miejscowości Manasterz obowiązuje przeprawa promowa, ale nie wiedziałem, gdzie to dokładnie jest. Jechałem sobie wolniutko, rozglądając się wokół. – Przepraszam, czy nie orientuje się pan, gdzie tutaj jest prom? – zagadnąłem pewnego rowerzystę. Chętnie wskazał mi kierunek. – A czy nie wie pan może, kto tym promem pływa? – dopytałem. – No, ja – padła odpowiedź.
Pojechaliśmy razem na miejsce, opowiedziałem, co tu robię. Pan Władysław nie był przekonany do mojego pomysłu. Powiedział, że mogę sobie fotografować sam prom. Wyjaśniłem, że takich zdjęć są pewnie setki, a ja chcę sportretować jego. – Bo jak to tak, statek bez kapitana? – zażartowałem i wreszcie się zgodził. A kiedy się rozstawaliśmy, był już tak zaangażowany, że zawołał na pożegnanie: – Tylko niech pan nie zapomni mi wysłać zdjęć.
„Zanim zastąpią ich mosty…” to także opowieść o przemijaniu? Chęć ocalenia od zapomnienia?
- Coś w tym na pewno jest. Myślę, że fotografia dokumentalna w ogóle między innymi ma taki cel, aby coś utrwalić, szczególnie, gdy mamy świadomość, że niebawem to miejsce, zawód czy zjawisko przejdą do historii. Nie ukrywam też, że przeprawy promowe zainteresowały mnie również jako zjawiska społeczne. Prom w małej miejscowości, bo takie odwiedzałem, jest niezmiernie istotny. To tam mieszkańcy spotykają się, jadąc do pracy, czy z niej wracając. Życie toczy się na promie, a przewoźnik odgrywa tu kluczową rolę. Pokazanie tego na fotografii jest ciekawym wyzwaniem samym w sobie.
Wystawa, którą do 5 lutego możemy oglądać w OPK, jest taka trochę retro, nie tylko jeśli chodzi o tematykę…
- Tak, wszystkie zdjęcia są wydrukowane na archiwalnych papierach bezkwasowych, które mają dużą trwałość, są odporne na światło. Przy tym temacie tego typu technika pasowała mi najbardziej. Ponieważ te papiery nie zawierają wybielaczy optycznych, mają nieco cieplejszy odcień.
Czy cykl doczeka się kontynuacji?
- W zasadzie uważam go za skończony, ale oczywiście, jeżeli uda mi się jeszcze gdzieś trafić na czynny prom, to na pewno zrobię tam zdjęcia.
A kolejne fotograficzne plany?
- Tak się składa, że większość moich pomysłów wymaga jeżdżenia po całym kraju. Przedostatni realizowałem w Beskidzie Niskim. Potrzebuję nieco czasu, nim podejmę kolejne wyzwanie. Ale pewne pomysły kiełkują mi w głowie. Jeszcze nic sprecyzowanego. Kto wie, może znów jakieś przypadkowe spotkanie, czy wydarzenie, sprawi, że nagle odłożę te wszystkie projekty w zarodku na półkę i zacznę realizować coś zupełnie innego.
Fot. Łukasz Kolewiński (wernisaż wystawy)
Krzysztof Pierzgalski – fotograf dokumentalista, podróżnik. Z wykształcenia biolog. Autor licznych publikacji prasowych, wystaw fotograficznych, albumu „Rudziarze” z portretami górników kopalń Częstochowskiego Obszaru Rudonośnego oraz książki fotograficznej „Ślady. Łemkowszczyzna w relacjach mieszkańców”. Wielokrotnie nagradzany w konkursach fotograficznych. Przez 6 lat współpracował z magazynem „National Geographic Polska”. Obecnie jest fotografem niezależnym i najchętniej angażuje się w długoterminowe projekty dokumentalne.
Wystawę „Zanim zastąpią ich mosty” otwarto 11 stycznia w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater”. Relację z wernisażu zamieściliśmy TUTAJ. Fotografie Krzysztofa Pierzgalskiego można oglądać do 5 lutego. Wstęp jest wolny.
Galeria zdjęć
Z miłości do rocka →
Cykle CGK - Autorzy
-
Sylwia Bielecka
Projekt zastępczy
-
Od redakcji
Co, Gdzie, Kiedy w Częstochowie
-
Kacper Kapsa
Z notatek kryptooptymisty
-
Adam Florczyk
Kultura Mówiona