Dwunaste czy trzynaste?

Urodzinowe koncerty stały się wizytówką
częstochowskiej grupy AmperA. Ostatni z nich, który odbył się w Klubie
Stacherczak, uczcił 12-lecie zespołu. Był podział na dwa sety, dobra
frekwencja, autorskie kawałki, przebojowe covery i fruwająca nad głowami…
damska bielizna.
Nie ma co ukrywać, do tego tekstu zabieram się jak ta sójka z wiersza Jana Brzechwy. I to nie dlatego, że koncert mi się nie podobał: wręcz przeciwnie - bawiłam się doskonale, lecz tradycyjnie towarzyszył mi pewien żal (ale o tym za chwilę).
AmperA nie występuje szczególnie często, jednak urodzinowych koncertów nie odpuszcza. Od dawna stanowią znak firmowy częstochowskiej grupy.
Początkowo organizowano je w Muzycznej Mecie i Carpe Diem (na nich – przyznam się – nie bywałam). Dołączyłam do urodzinowej publiczności, gdy w 2016 r. świętowanie przeniesiono do Klubu Stacherczak (teraz staram się być na każdym występie).
Tegoroczny, lutowy koncert, fetował dwunaste urodziny. Mija się to trochę z prawdą, bo jeśli chodzi o daty, to zespół – jak sam żartuje – „logistycznie kuleje”. Rocznice obchodzi bowiem z obsuwą. Za datę powstania muzycy wyznaczyli sobie 2012 r., bo od tego czasu AmperA gra w niezmiennym już składzie. Wokalistą jest Kuba „Qba” Bociąga, podróżnik z ponad setką odwiedzonych krajów na liczniku. Gitarzyści to Marcin „Kasa” Dawidowski i Rafał „Rav” Ociepa, znani w środowisku za sprawą m.in. Makle Kfuckle. Z kolei za perkusjonalia odpowiada Mateusz „Nazgul” Nienartowicz (miłośnik planszówek, który tą pasją zarażał także częstochowian).
I o ile skład się zgadza, to matematyka już nie, bo wskazuje na to, że grupa jest 13-, a nie 12-letnia. Widać jednak, że „pechową” liczbę zespół odkłada w czasie, więc kto wie, czy nie przejdzie od razu do rocznicowej czternastki? Taka roszada byłaby w klimacie grupy.
Pewne tradycje podtrzymują również urodzinowe koncerty. Jedną z nich jest to, że przyjaciele zespołu zjeżdżają się wtedy do Częstochowy z różnych zakątków Polski. Tym razem reprezentację miał m.in. Tomaszów Mazowiecki, Warszawa, Poznań, Katowice czy Sosnowiec. Kolejną jest podział na dwa sety: unplugged i elektryczny. Następną – przeplatanie autorskiego repertuaru coverami, m.in. „One” U2 czy „Wish You Were Here” Pink Floyd (oczywiście nie brakuje też propozycji z rodzimego podwórka, na czele z kawałkami Dżemu). Co jeszcze? Koncerty zawsze są na luzie, w kumpelskiej atmosferze, z dowcipem i dystansem. Ten przydaje się zwłaszcza wtedy, gdy wokalista zostaje obsypywany na scenie… damską bielizną. Na lutowym koncercie nad głowami fruwało jej naprawdę dużo.
Jednak nawet takie atrakcje nie odwracają uwagi od sedna, czyli muzyki. Granie rozpoczęło „Pójdę dalej”, potem AmperA dołożyła choćby „Tylko dla mnie”, „Moją identyfikację” czy piękną balladę „My home, my shelter”. Było wspomnieniowo, nieco rozliczeniowo, poszukująco. To takie kawałki drogi, w których unosi się duch Morrisona, kontra do tego, co „na topie”. Słychać w nich chęć grania (i życia) po swojemu, nawet jeśli takie podejście wydaje się naiwnością. Podobne echa brzmią w kawałku „Trabant szpan”, którego również nie mogło zabraknąć w pierwszym secie.
Granie unplugged zakończyła doskonała „Ucieczka”. Jeśli dotąd nie wdzieliście jej klipu, to w wolnej chwili odwiedźcie YouTube - momentami jest bardzo creepy. A wspominam o tym dlatego, że był to prezent, który grupa sprawiła sobie na 10. urodziny. Tym razem premier żadnych nie było, ale jest szansa, że AmperA nadrobi to przy kolejnej rocznicowej okazji.
- My się sami saportujemy – żartował Bociąga, wracając po przerwie z elektrycznym setem. Na nim zdecydowanie było już mniej siedząco, sama zresztą ruszyłam pod scenę, bo jak tu siedzieć, gdy AmperA gra „Hej, to ja”. Zostając przy tej - pełnej wolnościowego przekazu -piosence, AmperA nagrywała ją w 2014 r., w teledysku (zrealizowanym przez Pawła Maślonę i Cezarego Stoleckiego – dziś w branży filmowej to bardzo cenione nazwiska) pojawiają się urywki z protestów na kijowskim Majdanie. Gdy w Ukrainie wybuchła wojna, utwór nabrał jeszcze szerszego kontekstu.
Bo AmperA – choć nie stroni od luźniejszych kawałków (jak skoczne „MPK Reggae”, które również zaserwowano) – przede wszystkim śpiewa o czymś. Wystarczy zapuścić sobie „Gdzie jest Twój dom?” (mój absolutny faworyt spośród wszystkiego, co dotychczas nagrał zespół) czy „Gdzieś tam są zachody słońca” (które razem z „Hej, to ja” to moje osobiste podium dopełniają).
I tu pojawia się żal, że ta twórczość pozostaje jakoś z boku. Nie przebija się wśród setek piosenek o niczym. A trendy są – w przeważającej (przerażającej?) mierze – nijakie, im prościej, tym lepiej (choć często wychodzi nie prosto, a prostacko). Muzyczna i tekstowa szczerość – na którą stawia AmperA - wyraźnie schodzi na dalszy plan. Mam nadzieję, że przy następnych (jakkolwiek liczonych) urodzinach zespołu to się zmieni. To moje rocznicowe życzenia dla grupy.
Fot. Robert Jodłowski
Galeria zdjęć
← Chciałam pokazać, że we mnie jest nie tylko spokój
Cykle CGK - Autorzy
-
Od redakcji
Co, Gdzie, Kiedy w Częstochowie
-
Sylwia Góra
Kulturalny ferment
-
Jacek Noszczyk
Widok na miasto
-
Kacper Kapsa
Z notatek kryptooptymisty