Ostatni koncert Hieronima

Pewnie nikt nie zliczy, w ilu wydarzeniach artystycznych wziął w sumie udział Pan Hieronim. Pojawiał się w kilku miejscach jednocześnie. Kto wie, może w miesiącu odhaczał ich i kilkadziesiąt? Ostatnim koncertem, który odwiedził, był ten Fisz Emade Tworzywo w Klubie Rura.
Jak obiecaliśmy, kontynuujemy cykl wspomnień o Panu Hieronimie. Kolorowego ptaka częstochowskiej kultury wspominają ci, którzy go znali, lubili, cenili. Wśród nich Mariusz Borowik - który wraz z legendarną „Utopią” ponownie sprowadził Hieronima do rodzinnego miasta oraz opisujący m.in. tę historię Tadeusz Piersiak (który pojawia się w naszym cyklu po raz drugi).
Mariusz Borowik
Właściciel kultowego klubu „Utopia”
Hieronim, na którego patrzymy na postać, której Częstochowa się już prawdopodobnie nie doczeka… był naszym Frendem, miał okazję być wszędzie ze swojom absolutnom wizjom autorskich ubrań i poczuciem humoru pirata. Nieokiełznana i nie tylko znana nam postać. Hieronim M to był On (pisownia oryginalna).
Dariusz Gawroński
Fotograf, nauczyciel, podróżnik, autor wielokrotnie nagradzanego portretu Pana Hieronima – „Sprzedawca twardych dysków”
Sesja z Hieronimem: zrodził się pomysł, a później rozpoczęły się poszukiwania Hieronima. Gdzie go odnalazłem? Tam, gdzie najłatwiej. Przy słupie, gdy wieszał plakat. Zgodził się. Nie była to jednak łatwa sesja. Dyski lekkoatletyczne trzymane w walizce na szyi swoje ważyły, a ja co chwilę wymyślałem inną pozę. Gdy skończyliśmy, można powiedzieć, że Hieronim był po mocnej sesji siłowej.
Gdzie ostatni raz widziałem Hieronima? Stał przy słupie. Skinęliśmy do siebie głowami. Nie wiedziałem, że ostatni raz.
Piotr Karoński
Współpracownik redakcji CGK, redaktor naczelny Magazynu Muzycznego Heart and Soul
30 kwietnia 2025 roku Częstochowa straciła jedną ze swoich najbardziej charakterystycznych postaci. Odszedł Hieronim – barwny, niepokorny i nietuzinkowy. Niestrudzony uczestnik miejskiego życia kulturalnego. Był wszędzie. Dosłownie. Jego zdolność pojawiania się na kilku wydarzeniach jednocześnie graniczyła z cudem, jakby posiadał dar teleportacji.
Dla organizatorów wydarzeń, czy artystów był nieformalnym ambasadorem miejskiej kultury – rozwieszał plakaty, informował, zachęcał, promował. Robił to z pasji, z potrzeby serca.
Hieronim był zaprzeczeniem stereotypu człowieka w dojrzałym wieku. Zdawał się ignorować czas, jakby wiek był dla niego tylko abstrakcją, a nie realnością. Z energią nastolatka przemierzał ulice na rolkach. Stylizacje, które wybierał, były nie tyle ekstrawaganckie, co świadome – wyrażały jego osobowość, bunt wobec szarzyzny i bezbarwności.
25 kwietnia, w piątkowy wieczór, pojawił się w „Rurze”, na koncercie Fisz Emade Tworzywo. Przy wejściu zamieniliśmy kilka słów. Minęliśmy się jeszcze w trakcie występu. Wtedy jeszcze nic nie wskazywało na to, że widzimy się ostatni raz. Niebawem dotarła do mnie wiadomość, że zabrała go karetka. Odszedł kilka dni później, lecz jego ostatni świadomy dzień był taki, jak całe jego życie – wypełniony ludźmi, sztuką i muzyką.
Grzegorz Misiak
Szef artystyczny Klubu Rura
Zawsze był tam, gdzie był potrzebny. Pomagał przy koncertach, wydarzeniach, rozwieszał plakaty po całym mieście — robił to bez rozgłosu, ale z sercem. Gdy dzwoniliśmy – nie odmawiał. Zawsze gotowy, zawsze obecny. Kochał to, co robił. Chciał być blisko ludzi, blisko muzyki, blisko zespołu. Taki był Hieronim — lojalny, ciepły, niezastąpiony. Na swój ostatni koncert przyszedł tak, jak na wszystkie poprzednie – z oddaniem i spokojem. W Klubie Rura grali wówczas Fisz Emade Tworzywo.
Odszedł nagle, zostawiając za sobą ciszę, której nie da się już wypełnić. Ale zostawił też coś więcej – wspomnienia, wdzięczność i ślad, którego nie zatrze czas. Dziękujemy Ci, Hieronimie. Zawsze będziesz częścią tej sceny muzycznej.
Tadeusz Piersiak
Dziennikarz, wieloletni dyrektor częstochowskich instytucji kultury
Siwe włosy związane w kucyk, długa broda i stroje przypominające piękne lata 70. czy 80. zwracały uwagę wśród młodszych przynajmniej o pokolenie właścicieli i gości „Utopii”. Hieronim był konserwatorem, szatniarzem, pomagał w bufecie. Robił wszystko z woli wspierania młodych w ich artystycznych działaniach.
Skąd się wziął? Przez Mariusza Borowika, którego poznał przez rzeźbiarza Macieja Kędziorę (brata Jerzego). Maciek był jego kumplem jeszcze z czasów burzliwej młodości. Nieco starszy od Hieronima – uczeń Państwowego Liceum Technik Plastycznych, namówił trochę młodszego kolegę do grania w jednej kapeli. Bo młody Szmerdt był perkusistą. Najpierw nauczył się gry na werblu jako członek orkiestry dętej Elaneksu. Wkrótce koledzy zaczęli go zabierać na bigbitowe chałtury. Jako nastolatek zarabiał już niezłe pieniądze, grając na „fajfach” w remizach Częstochowy i okolic. Nosił ksywę „Kudłaty” i wyrastał na gwiazdę lokalnego „mocnego uderzenia”.
Łatwe pieniądze i rosnąca popularność – jak wspominał „Kudłaty” w rozmowie ze mną – zakłóciły jego edukację. Do renomowanych Technicznych Zakładów Naukowych Górnictwa Rud zdał koncertowo, zakwalifikowany został na najbardziej oblegany profil górniczy. Początkowo sprawdzał się tam też jako uczeń. Ważniejsza jednak stała się perkusja i „kasa”. Karnie przeniesiony został do zawodówki, stamtąd jako spawacz trafił do Komobeksu. Kiedy rodziła się „Solidarność”, utworzył jej komórkę w macierzystym zakładzie, był jej przewodniczącym i wiceprzewodniczącym. Współtworzył miejskie i wojewódzkie struktury NSZZ.
Kiedy w połowie lat 80. zainteresowała się nim bezpieka, dyrekcja Komobeksu wysłała go na kontrakt do RFN. Tam i w NRD pracował „na delegacji” do upadku macierzystej firmy. Później już zatrudniał się „na czarno”. Próbował wrócić do „nowej Polski”, ale – jak wspominał – dla 50-latka w nowej rzeczywistości nie było łatwo o pracę. Wrócił więc do Niemiec, pracując w firmie budowlanej swojego brata, który otworzył biznes u naszych zachodnich sąsiadów.
Dopiero jako emeryt Hieronim mógł wrócić do rodzinnego miasta na stałe. Jednak i tak – mimo wieku – zatrudniał się za granicą do dorywczych prac budowlanych. Do ostatnich lat życia kładł kafelki w Austrii zapraszany przez tamtejszego znajomego. W Częstochowie też nie unikał robienia drobnych „fuch”.
Przez kilka lat zatrudniany był jako model w Instytucie Plastyki WSP/AJD (dziś to Uniwersytet). Stał się „Bratem Łatą” artystycznej młodzieży.
Fot. Dariusz Gawroński, Piotr Karoński, Grzegorz Skowronek
← Taki oryginał zdarza się raz na 78 lat
Pożegnanie Pana Hieronima →
Cykle CGK - Autorzy
-
Adam Florczyk
Kultura Mówiona
-
Piotr Karoński
Krążę wokół waszych dźwięków…
-
Od redakcji
Co, Gdzie, Kiedy w Częstochowie
-
Rafał Kwasek
Ucieczka od FOMO