Żywa legenda Ziuta

Fajnie byłoby zadbać w Częstochowie o eksponowane miejsce dla jej legend. Kilka majowych wydarzeń jasno mi to pokazało. W pierwszej kolejności pomnik trzeba wznieść Ziutowi Gralakowi.
Nie
uczą tego w szkołach. Niestety, nasza edukacja jest skupiona na
perspektywie warszawskiej, w związku z czym brakuje przestrzeni
na
bardziej lokalne historie. Gdyby była taka możliwość, chciałbym,
by w kontekście kultury mówiono w klasach o naszych koneksjach z
wybitnymi twórcami. Wciąż za mało młodych osób wie, że
pomieszkiwali u nas równocześnie Marek Hłasko i Krzysztof Komeda.
Ostatnio niemal przypadkiem dowiedziałem się, że cieszący się
światową sławą pisarz Yuval Noah Harari ma częstochowskie
korzenie, a w maju prywatnie i w sekrecie odwiedził nasze miasto.
Dorzuciłbym jeszcze do tego zestawienia wprawdzie niezwiązanego z
kulturą, ale za to ze sportem Toto Wolfa, szefa ekipy Lewisa
Hamiltona, wielokrotnego mistrza F1. W dobie niekończących się
częstochowskich kompleksów warto byłoby o takich związkach mówić.
Marzą mi się festiwale muzyczne Komedy, nagrody imienia Hłaski dla
młodych pisarzy, honorowe obywatelstwo dla Harariego. Trzeba chwalić
się i budować pozycję miasta przyjaznego dla wielkich umysłów.
Ktoś może zarzucić, że to postacie, które tylko „liznęły”
Częstochowę, co można czytać jako nadużycie w stylu legendarnej
kamienicy ze Starego Rynku, w której ponoć spał Napoleon
Bonaparte. Skoro jednak na owym „ponoć” dało się zbudować
jakąś markę, to dlaczego nie wykorzystać takich możliwości w
większej skali?
Jeżeli ktoś chce się jednak upierać przy nieskazitelnej „częstochowatości”, to mam dla niego przykład, którego „odczęstochowić” się nie da - Antoni Ziut Gralak. Owszem, dobrych kilka lat temu opuścił nasze miasto, ale z Częstochową cały czas jest mocno związany. Ten wybitny muzyk przypomniał o sobie ostatnio premierą książki „Pomiędzy”. Zebrał w niej swoje wspomnienia osadzone przede wszystkim na ziemi częstochowskiej.
O
tym, jak wielką jest postacią, Gralak udowodnił podczas promocji
książki, która odbyła się 25 maja
w
częstochowskim OKFie i wypełniła międzypokoleniową widownią
całe kino (co, niestety, za rzadko się tam zdarza, a powinno być
codziennością. Korzystajcie z kin studyjnych!). Ziut,
przesłuchiwany przez Piotra Metza, co rusz wyciągał z sali kolejne
osoby, zdradzając ich sekrety z przeszłości – i, mimo obaw, nie
dostało mu się za to po uszach. Starzy druhowie okazali się
wyrozumiali. Nawet Mateusz Pospieszalski przyjął ze spokojem
opowieść o tym, w jaki sposób uniknął służby wojskowej, a
Gralak przy tej okazji musiał wspomnieć o paru nie do końca
legalnych substancjach. Po kilku fragmentach przedstawionych podczas
spotkania bez wahania sięgnąłem po książkę, którą, jak
rekomendował Piotr Metz, można czytać na wyrywki, ponieważ każda
z historii jest tam wyjątkowa.
Książka składa się z krótkich opowieści. Podróż zaczyna się pod Górką, czyli pod klasztorem jasnogórskim, gdzie Ziut się wychował. Anegdoty podzielone są na dekady - zaczynamy w latach 60. i płyniemy aż do lat 80. XX w. Są historie z pogranicza muzyki, psychodelicznych tripów czy zmagań z systemem kato-komunistycznym. Podziwiam pamięć Gralaka, bo szczegółowość jest tu zadziwiająca. Poza detalami zachwyca także cięty język autora, który nie oszczędza zarówno systemu minionego, jak i aktualnego.
Dla młodszych odbiorców (do których zaliczam się jeszcze nawet ja) bardzo ciekawe były też opisy odkrywania nowej muzyki za żelazną kurtyną. W tych ciemnych czasach jedyną opcją na posłuchanie nowego singla The Rolling Stones były pocztówki dźwiękowe o fatalnej jakości. Zachwycający jest fakt, ile rozbieżnych elementów kształtowało muzycznie Ziuta. Na jego jazz wpływał nie tylko Zbigniew Namysłowski, ale i Hendrix czy Stonesi. Dobrze, że Gralak pozwolił nam dołączyć do tej podróży. Uczestniczyć w niej jako czytelnik to wielka przyjemność. Jeśli nie wystarczy Wam moja rekomendacja, to dorzucę jeszcze opinię mojego taty Jarosława, który miał okazję mijać się z Ziutem na ulicach Częstochowy, a książką był zachwycony. Kto jak kto, ale on zna się na książkach.
Antoni Ziut Gralak nie został jednak pisarzem na pełen etat i tuż po spotkaniu udowodnił, że muzycznie ma jeszcze sporo do powiedzenia. Mury OKFu, które były świadkami wybitnych dzieł takich reżyserów, jak Fellini czy Jarmusch, tym razem chłonęły równie genialne dźwięki serwowane przez zespół 100nka, współtworzony przez Gralaka. Całość była hipnotyzująca i myślę, że wciągająca niczym dzieła filmowe wspomnianych wyżej reżyserów.
Sam podczas koncertu cofnąłem się wspomnieniami do początków XXI wieku. Wtedy, w nieistniejącym już obecnie Pubie Kojot - miejscu przedziwnie wyjątkowym i mieszczącym się na tarasie Miejskiej Galerii Sztuki - zagrało YeShe. Projekt Ziuta Gralaka łączył w sobie muzykę elektroniczną i jazz. Pamiętam, że gdy w Trójce usłyszałem utwór z gościnnym udziałem Wojciecha Waglewskiego, przecierałem oczy ze zdumienia. Miałem też możliwość dosłownie musnąć siedziby Jasnej Chmury (nie dało się wymyślić piękniejszej nazwy dla częstochowskiego projektu) - fundacji, której rolą było także kulturalne aktywowanie miasta. Przy okazji jednej z początkowych Nocy Kulturalnych odwiedziłem to miejsce i do dziś wspominam je jako kompletnie oderwane od Częstochowy. Budynek przypominał postawiony w centrum miasta statek kosmiczny. Ziut Gralak i jego ekipa byli właśnie takimi kosmitami, którzy podczas podróży po muzycznym wszechświecie wylądowali na moment pod „Jasną Górką” - jak nazywał klasztor Ziut. Kolorowi, psychodeliczni, piekielnie zdolni, nadawali rytm naszemu miastu.
Sam
autor polecał lekturę „Pomiędzy” wszystkim osobom, które nie
pamiętają, jak kolorowa była Częstochowa. Może lektura uwolni
kolejne barwne ptaki, które zbudują tu nowe legendy. Jeśli będą
wzorować się na Gralaku, to czeka ich droga pełna nielegalnych
przygód i wciągających miejsc, ale bez tego nie zobaczą
wszystkiego, co do dziś widzi
w świecie Ziut. Choć, nieco parafrazując jego słowa:
najsilniejszą substancją była i jest muzyka - i właśnie
korzystanie z niej najbardziej polecam.
Antoni
Ziut Gralak wrócił na swoje wiejskie tereny, gdzie - mam nadzieję
- będzie kompletował kolejne wspomnienia, które uzupełnią
„Pomiędzy” i nadpiszą to, co działo się w latach 90. XX w.
(fabuła urywa się na roku 1989). Ja chciałbym jednak, żeby
Częstochowa nie zapomniała o Gralaku i uhonorowała jego wkład w
koloryt naszego miasta. Józef Piłsudski Wielkim Polakiem był, ale
może pora na głównym placu postawić pomnik także
Ziutowi
- tylko niekoniecznie z betonu, a bardziej z ziół, mchów i
porostów. Musi być psychodelicznie.
fot. Robert Jodłowski
Cykle CGK - Autorzy
-
Sylwia Bielecka
Projekt zastępczy
-
Daniel Zalejski
Edukacja przyDomowa
-
Rafał Cuprjak
Częstonsy
-
Rafał Kwasek
Ucieczka od FOMO