SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Na zdjęciach piłkarze Rakowa Częstochowy grający ze Śląskiem Wrocław i kibice Rakowa oglądający mecz z dachu budynku.
5/2021

Pobierz PDF

CZĘSTOCHOWA CHCE PUCHARU DLA RAKOWA

W lipcu 1967 r., niemal 54 lata temu, piłkarze III-ligowego wówczas Rakowa Częstochowa, wystąpili w rozgrywanym w Kielcach finale Pucharu Polski. I choć wtedy nie sprostali ekstraklasowej Wiśle Kraków - przegrywając po dogrywce 0:2 - ten niewątpliwy sukces rozbudził marzenia sympatyków futbolu z Częstochowy o zespole piłkarskim, który byłby chlubą naszego miasta. Dziś wszyscy bez wyjątku powinni być z Rakowa dumni. Na 100-lecie swego istnienia klub właśnie zameldował się na podium rozgrywek o mistrzostwo Polski. „Zaklepał” sobie udział w europejskich pucharach, a 2 maja ma szansę sięgnąć po wymarzony krajowy puchar. Ten właśnie, który „uciekł” mu ponad pół wieku temu.


„Puchar Polski dla Rakowa życzy cała Częstochowa” – transparent tej treści zagrzewał przed laty dowodzoną przez trenera Jerzego Wrzosa jedenastkę, która sprawiła niebywałą sensację, docierając do wspomnianego finału pucharowych zmagań. Dziś trudno o lepsze kibicowskie hasło. Okoliczności finałowego starcia RKS-u z I-ligową Arką Gdynia są jednak zgoła inne. To częstochowianie, będący rewelacją zmagań w ekstraklasie, są faworytami finału w Lublinie.


Kto zgarnie puchar? Raków, innej możliwości nie widzę, choć wiem, że takie konfrontacje potrafią być wyjątkowe – tłumaczy nam Sebastian Synoradzki, piłkarz zespołu Rakowa z lat 90. XX w., który także przyniósł klubowi z Częstochowy wielką chwałę, występując w najwyższej klasie rozgrywkowej, a na dokładkę wychowując tej klasy graczy, co Jacek Magiera, Piotr Bański, Grzegorz Skwara i wielu innych.


Tata Sebastiana, dziś 74-letni nestor częstochowskiego futbolu, Witold Synoradzki był jednym z bohaterów pucharowego finału z Wisłą sprzed 54 lat. Rozmawiałem z ojcem o tym meczu wiele razy. Sam jego występ w podstawowej jedenastce Rakowa był wówczas dla niego i wielu obserwatorów zaskoczeniem. Zawsze zatrzymywał się przy pechowej dla niego sytuacji z 78. min, gdy naderwał ścięgno w kolanie. Potem na boisku już tylko statystował, bo ból był nie do wytrzymania. Raków bardzo dzielnie się bronił. Rywale nie wykorzystali nawet rzutu karnego, ale w dogrywce górę wzięło ich doświadczenie – przypomina były obrońca Rakowa.


Z historycznej „jedenastki” czerwono-niebieskich z 1967 r. wielu piłkarzy już odeszło. W Częstochowie żyje jeszcze Zdzisław Jaśkiewicz, który jest o kilka lat starszy od taty. Wiem, że dalej emocjonują się grą Rakowa. Oczywiście w tych trudnych czasach tylko przed telewizorem. Teraz też będą ściskali kciuki za naszych – dodaje Synoradzki junior.


Obecny zespół Rakowa, który 2 maja 2021 r. o godz. 16.00 stanie do walki o jedno z najcenniejszych w polskiej piłce nożnej trofeów, budowany jest od co najmniej pięciu lat przez trenera Marka Papszuna (niedawno parafował nowy kontrakt). Ale to nie tylko trenerski nos Papszuna, ambitni piłkarze z określonymi umiejętnościami, a przede wszystkim stabilna sytuacja finansowa klubu zasilanego środkami jego właściciela, Michała Świerczewskiego, twórcy firmy X-kom, przyniosła spektakularny efekt sportowy.


Raków sezonu 2020/2021, zespół historycznego sukcesu częstochowskiej piłki nożnej, to ekipa, w której gwiazdami są przede wszystkim obcokrajowcy: Chorwat Fran Tudor, Słoweniec David Tijanić, Słowak Dominik Holec, czy Hiszpan Ivi Lopez. Choć nie tylko oni. W Częstochowie rozbłysnęły też talenty Kamila Piątkowskiego oraz Marcina Cebuli.


I – jak zapowiadają włodarze klubu – wkrótce mają się tu pojawić kolejne potencjalne gwiazdy naszej ligi, a może i europejskich rozgrywek, bo transfery to chleb powszedni zespołu Papszuna. Cóż, współczesny futbol, także w polskim wydaniu, nie odbiega w tym względzie od europejskich potęg. I może dlatego kibic Rakowa trochę tęskni za drugim Piotrem Malinowskim, takim zawodnikiem z sąsiedztwa.


Andrzej Zaguła


fot. Waldemar Deska