SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Tancerz Arkadiusz "Snake" Skuza
10/2021

Pobierz PDF

NA SCENIE CZUJĘ, ŻE ŻYJĘ

„Jeśli coś się robi z pasją i sercem, to można wiele osiągnąć. Trzeba być wytrwałym, trzeba wierzyć mocno w to, co się robi” – mówi Arkadiusz „Snake” Skuza, breakdancer, właściciel Centrum Nauki Tańca „Snake Dance”. Rozmawiamy z nim o trudnej, ale satysfakcjonującej sztuce tańca.


Michał Wilk: Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z tańcem? Chyba nie od razu zainteresowałeś się b-boyingiem…


Arkadiusz „Snake” Skuza: Swoją przygodę z tańcem rozpocząłem od tańca towarzyskiego, mając chyba około 10 lat. Zajęcia były prowadzone w Szkole Podstawowej nr 53, tam też uczęszczałem. Następnie próbowałem sił w karate, potem w taekwondo, nawet zdobyłem jakiś pas (śmiech). Później ukazał się film „Cool As Ice” z raperem Vanilla Ice w roli głównej. Zafascynował mnie wtedy taniec hip hop, ale w filmie były również elementy breaka i to bardzo przyciągnęło moją uwagę. Choć nie do końca wiedziałem, że taki taniec istnieje. W tym samym czasie mój kolega zaraził mnie muzyką i tańcem Michaela Jacksona. Próbowałem więc wszystkiego po trochu, ale czegoś mi brakowało... W Sylwestra 1994 r. w TVP 1 wyemitowano film „Beat Street”, czyli „Rytm Ulicy”. To on okazał się początkiem mojej fascynacji tańcem breakdance. Od niego wszystko się zaczęło.


Poważne taneczne kroki podjąłeś w połowie lat 90. ubiegłego wieku, jako nastoletni chłopak.


Tak, od momentu obejrzenia „Beat Street” dużo trenowałem – 3-5 godzin dziennie, po szkole, najczęściej w pokoju. Odsuwałem stół i fotele i trenowałem po prostu na dywanie. W tym czasie poznałem kilku chłopaków z Kłobucka i jeździłem do nich na treningi. Jako że oni dłużej siedzieli w tanecznym klimacie i brali już udział w turniejach, zapytali mnie, czy pojechałbym z nimi do Bydgoszczy na zawody. To był październik 1996 r. Postanowiłem jechać. Mając za sobą rok trenowania, zająłem tam siódme miejsce na około 100 uczestników. Nabrałem jeszcze większego zapału i determinacji. Dzięki temu, że ćwiczyłem wcześniej karate i taekwondo, byłem dobrze rozciągnięty i przygotowany fizycznie. Dlatego wiele figur udało mi się szybko załapać.


Wtedy nie było takich warunków, jak teraz. Musiałeś pewnie przebyć długą drogę, by się tego wszystkiego nauczyć?


Zgadza się. Trenowało się tak, jak w tym filmie – na rozłożonej wykładzinie, głównie na ulicy czy na klatce schodowej w bloku. Nie było mowy o sali tanecznej z lustrami. Muzykę nagrywałem z radia na kasetę. Próby obrotów na głowie odbywały się na płycie winylowej, bo była śliska. Mieszkałem na trzecim piętrze na Rakowie, więc łączyliśmy kilka przedłużaczy, spuszczaliśmy je na dół z okna i podłączaliśmy magnetofon. Materiałem szkoleniowym była kaseta wideo z „Beat Street”, zdarta od ciągłego zwalniania tempa. Przychodziło do nas wielu znajomych, by pooglądać i popróbować swoich sił. Tamtej atmosfery nie da się zapomnieć. Ludzie patrzyli z okien, nawet Straż Miejska nam dopingowała, widząc niecodzienne akrobacje tak po prostu na ulicy...


I wtedy narodził się Snake?


Tak. Moja ksywa powstała od nazwy wytwórni kaset Snake Music. Nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy się to stało, ale w tamtym czasie kupowałem kasety i na każdej była właśnie ta wytwórnia, to zainspirowało moją ksywę (śmiech). Później wiele osób mówiło, że tańczę cicho jak wąż – nie upadałem głośno na parkiet, gdy jakaś figura się nie udała. Zawsze wywinąłem się jak wąż (śmiech). Pamiętam jeden moment, gdy mieszkałem w Gdyni i brałem udział w przygotowaniach do spektaklu „12 ławek”. Podczas próby reżyser Jarosław Staniek chciał, żebyśmy tańczyli solo bez muzyki. Przyszła kolej na mnie... Zatańczyłem tak cicho, że reżyser powiedział: „teraz wiem, skąd masz ksywę Snake, tańczysz tak, że w ogóle cię nie słychać”.


A jak teraz, z perspektywy czasu i swojego doświadczenia, spoglądasz na Częstochowę, jeśli chodzi o taneczną część kultury hip hopowej?


Obecnie jest chyba trochę słabiej, jeśli chodzi o taniec. Wielu b-boys z moich czasów już nie tańczy. Obecnie instruktorów breakingu można zliczyć na placach jednej ręki. Staramy się w naszej szkole tańca naprowadzać młodych tancerzy, motywować, ale młodzież teraz bardzo szybko się poddaje i rezygnuje bez konkretnego powodu. Według mnie brak jej siły do realizacji marzeń. Breakdance nie jest łatwym tańcem, to fakt, ale nie można się tak łatwo poddawać!


Spora część Twojej kariery to teledyski i udział w produkcjach telewizyjnych... Wolisz występować przed kamerą czy przed żywą publicznością?


Przez te wszystkie lata udało mi się wystąpić w kilku klipach m.in. „Król Parkietu” Tede, „Raptowne realia” OSTR & FU, „Nie zabijaj” W zmowie & Eldo. Wiele razy współpracowałem z Wojtkiem Sokołem. To fantastyczne doświadczenie, uwielbiam je, ale najlepiej czuję się jednak na scenie. Współpracuję z grupą bębniarzy z Wiednia - nazywają się Drummatical. Często wyjeżdżam z nimi na pokazy za granicę. Na scenie czuję, że żyję. Kiedy tańczę do muzyki granej na żywo, jest to doświadczenie nie do opisania. Zdecydowanie wolę występować przed publicznością – to jest niesamowita energia.


Na liście Twoich działań poza występami znajdziemy też aktywność organizatorską, sędziowską, warsztatową. Działasz więc szeroko.


Nie ograniczam się tylko do pokazów. Sprawia mi przyjemność to, że mogę organizować turnieje, w których biorą udział młodzi tancerze, potrzebujący pokazać swoje umiejętności, walczyć, rozwijać się. To jest dla nich motywacja. Trzeba się sprawdzać na zawodach, nie liczy się wygrana, ważny jest udział. Trzeba sto razy przegrać, żeby jeden raz wygrać. Wtedy jest radość i docenia się ten wysiłek.


W pewnym momencie pojawiła się też własna szkoła tańca. Skąd wziął się pomysł na Centrum Nauki Tańca Snake Dance?


W listopadzie 2008 r. założyłem własną szkołę tańca pod nazwą Profesjonalna Szkoła Tańca Break Dance i Hip Hop. Zaczynaliśmy od breaka, hip hopu oraz jogi. Czułem wtedy, że chcę uczyć dzieci i młodzież. Czułem, że chcę ich zachęcać do takiej aktywności, bo to jest piękny taniec. Trudny, ale gdy coś wychodzi, to jest ogromna satysfakcja. Czułem, że mam w tym temacie dużo do przekazania i tak jest do dziś… Obecnie szkoła funkcjonuje pod nazwą CNT SNAKE DANCE – Centrum Nauki Tańca „Snake Dance”.


W motcie szkoły pojawia się pasja i miłość. To jest to, co Cię pociąga w tańcu, co chcesz przekazać innym?


Od samego początku mottem szkoły było „With passion and love”. Jeśli coś się robi z pasją i sercem, to można wiele osiągnąć. Trzeba być wytrwałym, trzeba wierzyć mocno w to, co się robi. Wiele razy to podkreślam na swoich zajęciach. To jest dla mnie najważniejsze. Oczywiście mnie też zdarzały się chwilę zawahania, refleksji, czy jest sens dalej to robić, ale to były tylko momenty - tłumaczyłem sobie, że każdy tak ma. Do tej pory tak sobie tłumaczę. Obecnie mija prawie 27 lat, gdy jestem z breakingiem.


A jakie elementy tańca są Twoimi ulubionymi?


W breakingu uwielbiam tak zwane. „power moves”. To są te wszystkie szalone figury obrotowe. Uwielbiam się kręcić na głowie, przedramionach, plecach, to daje mi radość. Każdy dodatkowy obrót i pokonywanie ograniczeń przynosi wielką euforię. Fajnie jest kręcić się na głowie i na przykład ściągać bluzę, buty czy też czytać gazetę (śmiech).


Twoja szkoła proponuje naukę bardzo wielu stylów tańca, dla różnych grup wiekowych. Oferuje też kursy pole dance, twerku czy sexy dance, a nawet jogi czy fitnessu. Rozumiem, że Snake Dance to nie tylko taniec?


Na początku był tylko breakdance i hip hop, obecnie mamy w ofercie ponad dwadzieścia stylów. To wszystko rozrastało się proporcjonalnie, nie na siłę. Obecnie można u nas uczestniczyć w wielu formach tańca i ruchu. Nie zamykamy się tylko do stylów hip hopowych. Chcemy, aby ludzie mieli wybór. Na początku nie sądziłem, że to się tak rozwinie, ale jestem otwarty, uwielbiam nowości i świeżość.


Co więc powinny zrobić osoby zainteresowane, chcące nieco poruszać ciałem i dołączeniem do szkoły?


Nie stosujemy żadnych umów, doceniamy wolność. Dlatego najpierw proponujemy lekcje próbne. Każdy może spróbować, a później zdecydować, co chce tańczyć. W każdej chwili można zmienić styl zajęć, nikt nie jest zobowiązany do konkretnej formy, dajemy wybór. Wystarczą chęci i można zacząć w każdej chwili. Nabory prowadzimy przez cały rok, wciąż wprowadzamy nowe grupy i style. Uczymy dzieci od 5. roku życia, górnej granicy nie zamykamy. Każdy wybierze coś dla siebie.


full-HEADER_FACEBOOK_102021.jpg