SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Ludmiła Marjańska
12/2018

Pobierz PDF

SREBRNA PANI

Zbliżają się 95. urodziny Ludmiły Marjańskiej, jednej z najwybitniejszych - obok Haliny Poświatowskiej - przedstawicielek Częstochowy w świecie literatury. Rocznicę urodzin świętować będziemy 26 grudnia, pamiętając równocześnie o 17 października 2005 roku, kiedy Ludmiła Marjańska od nas odeszła.

Swoje 80. urodziny i 50-lecie działalności literackiej Ludmiła Marjańska fetowała w rodzinnej Częstochowie. Jej benefis, z udziałem przyjaciół z czasów młodości oraz współczesnych miłośników twórczości, odbywał się w Teatrze im. Mickiewicza. Atmosfera była przemiła. Dziennikarz Andrzej Grądman opowiadał (kolejny raz!) o tym, że kochał się w swej ówczesnej koleżance Ludmile. Zapewniał przy tym, że głównie z powodu jej pięknego roweru, damki. Relacja z tego szczególnego wieczoru ukazała się w Gazecie Wyborczej pod tytułem „W pięknej pani się kochamy”. Towarzyszące tekstowi zdjęcie pokazywało piękną kobietę w srebrnej fryzurze, które mogło zadawać kłam zapewnieniom Andrzeja, że kiedyś chodziło tylko o tę damkę. Ta klasycznie piękna twarz, a nad nią fala srebrnych włosów to obraz Ludmiły, który towarzyszy mi do dziś. Ów wizerunek miał szlachetność kamei. Tyle, że portretowana kobieta miała też mnóstwo ludzkiego ciepła, którym obdarzała otoczenie. Przede wszystkim swoje częstochowskie przyjaciółki. Radością była możliwość obserwowania ich spotkań za każdym razem, kiedy Ludka Mężnicka (nazwisko panieńskie) pojawiała się w mieście swego dzieciństwa. Było to grono dawnych koleżanek, uczennic „Nazaretanek” i Gimnazjum (dziś Liceum) im. Juliusza Słowackiego.

Te więzi z gimnazjalnych czasów były też powodem, dla którego cieszyłem się specjalnymi względami Ludmiły, aż po przywilej mówienia jej po imieniu, który stał się moim udziałem w ostatnim okresie jej życia. Oczywiście, nie jestem gimnazjalnym kolegą (!), wyjaśniam zatem, skąd mowa o więziach. Otóż, koleżanką Ludmiły z tej samej klasy była Zosia Kujawska, która w dorosłym życiu została żoną Rajmunda Piersiaka, mojego stryja. Ponieważ drogi Ludmiły Marjańskiej i moje wciąż krzyżowały się w Częstochowie, Ludmiła awansem przeniosła na mnie szkolne sentymenty.

Pierwszy raz spotkaliśmy się w 1987 roku, kiedy to literatkę przywróciło rodzinnemu miastu Towarzystwo Przyjaciół Częstochowy. Marjańska została zaproszona w związku z jej wydaną właśnie książką „Pierwsze śniegi, pierwsze wiosny”, której bohaterkami były szkolne koleżanki ze „Słowackiego”. Już przy tamtym spotkaniu upewniła się co do moich koligacji z Zosią Kujawską i prosiła o przekazanie pozdrowień. Dziesięć lat później, jako dziennikarz, pisałem tekst o Agacie, uczennicy I LO, o której losach opowiadała powieść „To ja, Agata”. Wtedy już Ludmiła dosyć często odwiedzała swoje dawne liceum. W 2013 roku licealna społeczność uczciła wybitną absolwentkę tablicą na budynku szkoły.

Poetka przyjaźniła się z Anną Woźnicką z Biblioteki Publicznej im. dr. Władysława Biegańskiego. Korespondowała z Tadeuszem Gierymskim, którego poezję bardzo ceniła. Prawdziwa przyjaźń połączyła ją z prof. Marią Nasińską, polonistką ze „Słowackiego”. Troje mieszkańców rodzinnego miasta „nominowała” na swoich przyszywanych wnuczków. Była w tej trójcy Beata Brodowicz-Szymanek – poetka ceniona przez znacznie starszą koleżankę. Drugi wybraniec to Piotr Dłubak – fotografik, którego portret ceniła najwyżej. Trzecim byłem ja, choć „wnuczek” ze mnie był bardzo wyrośnięty – niewiele młodszy od córki pisarki, Marii. Marię Marjańską-Czernik poznałem, odwiedzając Ludmiłę w jej warszawskim mieszkaniu. Zostałem też przedstawiony (bratanek Zosi Kujawskiej; pamiętasz Zosię?) mężowi literatki, Januszowi, już wtedy owładniętemu chorobą Alzheimera. Odwiedziłem Marjańskich, przywożąc egzemplarz periodyku „Aleje 3”, którego byłem wówczas redaktorem naczelnym. W numerze zamieszczone zostały niepublikowane dotąd wiersze Ludmiły, powierzone (nie ukrywam, że za moją namową) naszej redakcji. Później, również dla Gazety Wyborczej zdobywałem do publikacji premierowe wiersze Ludmiły.

Jeszcze w maju 2005 roku Marjańska gościła na targach książki w Częstochowie. Wieść o jej chorobie i szybkiej śmierci była zaskoczeniem: Ludmiła wydawała się wieczna – jak srebrna kamea. Okazje do snucia wspomnień spowodowały, że zacząłem kontaktować się z Marią Marjańską-Czernik. Zapewne unosząca się nad nami aura matki powodowała, że serdeczność i życzliwość, jaką miała dla mnie Ludmiła, przeniosła się na córkę - prawie nieznajoma osoba wydawała mi się osobą znajomą „od zawsze”. Kolejne spotkanie przed nami: Muzeum Częstochowskie współwydaje, na zaproszenie Towarzystwa Literackiego „Galeria Literacka”, korespondencję między Ludmiłą Marjańską a Wisławą Szymborską. Ta niezwykła publikacja pojawi się już w styczniu 2019 roku, stając się okazją do spotkania z Marią Marjańską-Czernik i do wspominania Srebrnej Pani.

Tadeusz Piersiak