SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Podróżnik Robert Garus z otwartymi rękami w kapeluszu i okularach słonecznych i przewieszonym przez ramie aparatem fotograficznym, a w tle hipopotamy w wodzie
12/2018

Pobierz PDF

W PRZESTWORZACH ZA GROSZE

Robert Garus jest częstochowianinem, absolwentem Technikum Ekonomicznego oraz Politechniki Częstochowskiej. Jest też podróżnikiem, który postanowił sprawdzić, jak wiele świata da się zwiedzić, latając samolotami, nie wydając przy tym majątku.

Wszystko zaczęło się od przypadku. Gdy w 2010 roku Robert napotkał na swej drodze bilety lotnicze za 3 euro, postanowił wyruszyć w świat. Trzydniowe tournée przez Bolonię, San Marino i Rimini odbył z partnerką. O samym lataniu nie myślał wtedy jeszcze za dużo, traktował ten wyjazd jako standardową podróż. Noclegi, program wycieczki i całą resztę załatwił na własną rękę, co okazało się dużo łatwiejsze, gdy bilety lotnicze udało się zakupić w trybie oszczędnościowym. To doświadczenie uzmysłowiło mu, że nie trzeba wydawać obłędnych sum na podróżowanie. Poczuł wtedy, że tanie loty „to jest właśnie to”.

Na kolejną eskapadę wybrał się z kolegą, aby w trakcie jednej wycieczki odwiedzić Oslo oraz Paryż. Stolica Norwegii zrobiła na nim wrażenie pięknej i wielkiej metropolii, natomiast we Francji rozpoczęły się prawdziwe przygody. Po dotarciu do lotniska Beauvais, stopem dotarliśmy do Paryża i, zaopatrzywszy się w prowiant, wyruszyliśmy na spotkanie z Wieżą Eiffla. Na miejscu okazało się jednak, że ogłoszono tam zagrożenie atakiem terrorystycznym i nie mogliśmy zbliżyć się do najbardziej rozsławionej atrakcji miasta. Dostęp do wieży był zamknięty i blokowany przez wielu umundurowanych i wyposażonych w karabiny funkcjonariuszy. Na szczęście nie byliśmy jedyni w takiej sytuacji i w trakcie oczekiwania poznaliśmy innych turystów w podobnym położeniu. Dzieląc wspólną bolączkę, postanowiliśmy się zintegrować. Jako że spodobała nam się okolica, rozbiliśmy nasz namiot tuż przed wieżą, na Polach Marsowych. W tamtej chwili nie stanowiło to dla nikogo problemu, za to o świcie obudziły nas służby, choć, gdy po chwili wyszliśmy z namiotu, już nikogo nie było. Poranny widok był lepszy niż z niejednego hotelu – opowiada Robert.

Od tamtej pory, czyli od 2010 r., Robert odbył już 89 lotów, czyli prawie 10 rocznie. Jednak do końca 2018 r. ma zaplanowanych jeszcze 6 kolejnych! Częstochowski podróżnik chętnie dzieli się swoimi doświadczeniem na stronie www.hihigh.pl oraz funpage’u na Facebooku. Stara się tam zachęcać do polowań na tanie podróże lotnicze i opisuje swoje turystyczne przygody z Kuby, Filipin, Tanzanii, Izraela, Kazachstanu, Kirgistanu, Norwegii, Azorów czy Pragi. Kierunek jego wypraw wyznaczają okazje cenowe, a nie konkretne plany. Jedzie tam, gdzie jest tańszy przelot. Za lot do Tanzanii zapłacił nieco ponad 500 złotych, na Kubę poleciał za około 700, a do Budapesztu i Brukseli poleciał za 2 złote... oczywiście w tę i z powrotem!

Robert, choć znany jest z latania, to tak naprawdę nie stroni od innych środków transportu. Autokary, samochód, pociągi, autostop czy rower wpisują się naturalnie we wszystkie jego wyjazdy. Autostopem zwykle uzupełnia podróże, a w najdłuższą wyprawę tym środkiem transportu wybrał się z kolegą do Aten. Mieli dwa tygodnie czasu i po 100 euro na głowę. Limit czasowy został spełniony, a finansowy nieznacznie przekroczony, bowiem wspólnie wydali niecałe 250 euro. W autostopie podoba mu się przede wszystkim wolność. Każdego dnia ustala się cele. Jak nie idzie w jedną stronę, to wybiera się inny kierunek. Jest to świetna przygoda, szczególnie dla młodych, którzy dysponują dużą ilością wolnego czasu i małą ilością gotówki. Robert wyznaje zasadę, że: im mniej pieniędzy, tym więcej przygód. Choć, im człowiek starszy, tym coraz trudniej trzymać się tej dewizy. W przypadku latania jest trochę tak, że jest się więźniem samolotu, bowiem trzeba być punktualnym i trzymać się wcześniej ustalonego planu.

Robert podróżuje głównie z bagażem podręcznym, a zapakowanie się na dwutygodniowy wyjazd w 40 litrowym plecaku nie sprawia mu żadnego problemu. Zdaża się, że na dłuższe wyjazdy kupuje odzież w ciucholandach, aby w trakcie wojażu pozbywać się ich w celu odchudzenia bagażu lub zrobienia miejsca na pamiątki. Zdarzało mu się też ofiarowywać swoje wyposażenie napotkanym ludziom, którym mogło się ono przydać bardziej niż jemu. Na Kubę i Filipiny poleciał specjalnie przygotowany, aby na miejscu ofiarować dzieciom kredki, baloniki i inne drobiazgi, cieszące najmłodszych niezależnie od ich miejsca na świecie. Podróżnik podkreśla, że: dobro wraca, jeżeli można pomóc, to według mnie należy pomagać.

Daniel Zalejski