SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

7/2020

Pobierz PDF

Sztuka i dziecięce emocje

Jest jednym z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych częstochowskich artystów. Misterne, ręcznie wycinane szablony to jego znak rozpoznawczy. Przez lata był związany ze street artem, ale szybko okazało się, że ta szufladka jest zbyt mała dla jego twórczego ego. Z Bartłomiejem Stypką rozmawiamy o inspiracjach, filmowych eksperymentach i muzycznych fascynacjach.


Robert Jasiak: Był epizod w Twoim życiu, w którym byłeś urzędnikiem… Tęsknisz za tym?


Bartłomiej Stypka: Tak, byłem urzędnikiem - podinspektorem nawet. W zakres moich obowiązków wchodziło między innymi graficzne opracowanie różnych materiałów. Szło to w parze z moim zawodem, więc nie była to zawsze „typowa praca urzędnika”. Urzędniczy epizod jest dla mnie jednak już tak odległy, że z pewnością nie tęsknię. Dziś jestem przekonany, że nie jest to miejsce dla mnie, ale muszę zaznaczyć, że zdobyłem wówczas cenne doświadczenia. W pamięci mam również niejedną fajną osobę.


Pamiętasz swoją pierwszą pracę, taką, z której byłeś dumny?


Jeśli masz na myśli pracę jako dzieło plastyczne, to niestety nie umiem wskazać, co to dokładnie było. Od najmłodszych lat wszelkie działania twórcze ogromnie mnie absorbowały i budziły spore emocje. Sam proces powstawania czegokolwiek bardzo mnie angażował i chyba czułem się dumny, kiedy coś wychodziło lub kiedy odkrywałem nowe rozwiązania czy narzędzia. No i odwrotnie – można było się też nieźle zdołować, kiedy żółw ninja nie wyszedł tak „superowo”, jak chciałem, albo super fura nie ziała ogniem tak, jak trzeba. Ten schemat przekłada się na moje dorosłe życie twórcze. Powstawaniu obrazu w fazie projektu, czy też fizycznej realizacji, towarzyszą dziecięce emocje i napięcie. Dziś działam już w dość ściśle określonych plastycznych mediach. Warsztat stał się bardziej opanowany i przez to przewidywalny. Mimo to, na szczęście, jest tu sporo miejsca na niespodzianki, eksperymenty i szukanie nowych obszarów. Oczywiście, kiedy tworzę, czerpię z tego radość i jestem, czy raczej bywam dumny z efektów. Ale ten stan nie jest dany raz na zawsze. Wszystko się zmienia. Emocjonalne ustosunkowanie się do pracy też.


Skąd czerpiesz inspiracje?


Inspirują mnie rzeczy dla mnie ważne, takie, które wywołują u mnie silne emocje. Często są to wspomnienia z dzieciństwa. Gdzie i w cieniu czego bawiłem się i dorastałem... Są obiekty, które niezmiennie mnie fascynują: pociągi, blokowiska, samoloty, ale i przyroda. Skupiam się też często na rzeczach, które wizualnie mnie pociągają. Interesuje mnie świat zwierząt, ostatnio również morskich oraz świat owadów. Jesteśmy na tej planecie sąsiadami, znamy się od zawsze, a jednak tak naprawdę jesteśmy sobie obcy. Myślę, że to bardzo ciekawe, że Ziemia jest rezerwuarem tak wielu form życia. Największy dramat, który jest dla mnie mocnym źródłem inspiracji, rozgrywa się jednak wówczas, kiedy natura zderza się z kulturą. To emocjonuje mnie najbardziej i w gruncie rzeczy o tym właśnie są najczęściej moje obrazy.


Jest jakiś rodzaj muzyki, przy której najbardziej lubisz pracować?


Tak się szczęśliwie składa, że muzyka sprzyja mojej pracy. Inspiruje. Brzmienia, rytmy, atmosfera mają swoje przełożenie, swoje odpowiedniki w świecie wizualnym. Kocham muzykę i słucham jej naprawdę dużo. Warsztatowe procesy plastyczne pozwalają na podział uwagi. Pracując, mam po prostu czas na słuchanie. Zatem korzystam... Nie zawsze jest to ten sam rodzaj muzyki. Czasami, gdy się zdenerwuję, to i Doktor Alban dojdzie do głosu. Mógłbym tu długo wymieniać, jakie dźwięki towarzyszą mi w pracowni. Wydaje mi się jednak, że moje związki z muzyką to przede wszystkim po - dróż w przeszłość. Odkrywanie utworów, albumów i wykonawców sprzed lat. Najlepsze rzeczy znajduję w latach 80. i 90. XX w. Dla przykładu – obecnie jestem pod wielkim wrażeniem powstałego w 1985 roku szwajcarskiego zespołu Young Gods.


Ostatnio pojawiło się kilka Twoich materiałów wideo, szukasz innego formatu do prezentowania sztuki?


Wideo od bardzo dawna jest mi bliskie. Gdy byłem mały, w domu pojawiła się kamera wideo. Tata zakupił jakiegoś super – jak na tamte czasy – Handycama. Sprzęt szybko znalazł się pod moją stałą opieką. Nagrywałem wszystko, bawiąc się przy tym doskonale. Wychowałem się też na kablówce. Sporo naoglądałem się tego i owego: RTL, PRO 7, MTV, SAT1 oraz wiele innych kana - łów. Magnetowid był jedną z moich ulubionych zabawek, szybko odkryłem, ile frajdy dostarczyć może nagrywanie kablówkowego spektrum na kasetę wideo. Myślę, że tu właśnie ukrywa się źródło mojego pociągu do fotografii, filmowania, montażu. Tym bardziej, że w mojej rodzinie nikt się wcześniej tym nie zajmował. Twórczość plastyczna z fotografią i filmowaniem zawsze szły w parze. Powstawały przeróżne filmowe, eksperymentalne formy, najczęściej jakieś dziwadełka dla domowej publiczności. Wideo – jako niezależne medium – traktuję lekko, bez presji. Kiedy mam ochotę coś nagrać, poskładać, robię to, dając sobie dużo luzu. Skończę, kiedy skończę. Przykładem takiego filmu może być forma pt. „Nic Złego”, którą znaleźć można na moim kanale YT. Traktuję ten klip jako samodzielny, filmowy twór. Powstawał ponad rok. Film składa się ze zbieranych od lat materiałów. Wybrałem formę wideoklipu, typowo pod muzykę, ponieważ w ten sposób możliwe jest udokumentowanie różnych zjawisk i interesujących mnie procesów zachodzących w mieście. Tu dobrze sprawdziła się technika poklatkowa. „Nic Złego” ma też ważny wymiar osobisty. Podczas robienia zdjęć odwiedziłem bardzo istotne dla mnie miejsca w Częstochowie. Niektóre są dla większości znane, inne zupełnie gdzieś ukryte, ale wszystkie związane z mocnymi, osobistymi przeżyciami. Film powstawał, gdy w moim życiu zachodziły duże zmiany, w związku z czym jest formą podsumowania i wejścia w następny etap. Jednym z zawartych w filmie symboli zmian jest dość dramatyczne wyburzenie starej chłodni kominowej na terenie dawnej częstochowskiej huty, która przez wiele lat była wpisana w krajobraz południowej części Częstochowy. Inna sytuacja jest wtedy, kiedy wideo wiąże się ściśle z działaniem plastycznym, staje się formą dokumentacji. Bardzo lubię utrwalać proces twórczy. Technikę i kontekst. To doskonały pretekst, żeby zrobić wideo. Ostatnio poskładałem i opublikowałem dwa takie dokumenty z wykonania grafik na papierze. To jest bardzo wdzięczne i dość ważne, zwłaszcza w czasach, kiedy nasze życie toczy się równolegle w „multimedialnych internetach”. Tak, wideo jest dla mnie istotnym, często zupełnie niezależnym formatem. Mocno wiąże się przy tym z plastycznymi działaniami i staje się formą dokumentacji.


Kiedy i gdzie będzie można zobaczyć Twoje prace?


Aktualnie publikuję prace na moich profilach na Instagramie czy Facebooku. Tam sobie żyją. Jednak pełnowymiarowy kontakt z pracami plastycznymi odbywa się na wystawie, np. w galerii sztuki. I realizacja takiego wydarzenia jest moim celem. Niektóre plany i zalążki wystawienniczych projektów niestety zniknęły wraz z pojawieniem się wirusa i znanych nam wszystkim obostrzeń. Mimo to, myślę o wystawie, której kształt już jest. W powietrzu wisi też wielkoformatowa realizacja zewnętrzna. Zapraszam do zaglądania na moje social media.