SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Adam Markowski

Malarz pięknych teł

7 września 2023
Sylwia Bielecka
Udostępnij

Sam mówi o sobie, że sztukę ma w genach, po ojcu – rzeźbiarzu. Dlatego tworzy bez wysiłku, a natchnienie mu nie przeszkadza. Można go lubić albo nie, ale nie da się nie zapamiętać. Ważny jest dla niego kolor i kobiety. Także te święte. Zafascynowany Częstochową, twierdzi, że to z jej historii i metafizyki bierze barwy. Jacek Łydżba opowiada o swojej ostatniej wystawie w Galerii Dobrej Sztuki i o planach… malowania teł.

middle-20230517_LYDZBA_02a.jpg

Są artyści, którzy chwalą się, że pochodzą z Częstochowy, ale Ty od zawsze nie tylko mówisz, że stąd jesteś, ale jeszcze, że lubisz to miasto, i że to właśnie ono Cię bardzo inspiruje.

Jacek Łydżba: Ja zachwycam się Częstochową i całą sytuacją metafizyczną z nią związaną od zawsze. Stąd biorę barwy. Zawsze mnie fascynowała poprzez swoją historię, ale też ludzi, którzy tu żyli i żyją, wśród nich wielu świetnych artystów- i malarzy, i muzyków. Oczywiście starej Częstochowy jest coraz mniej, ale takie jest prawo miast. Potrzebujemy wind, garaży…

Czas się zmienia.

- W okresie międzywojennym Częstochowa była dobrze rozwijającym się miastem. Miała kolej – to nie było wówczas powszechne, gaz, prąd, sporo wybrukowanych ulic, mnóstwo małych i większych zakładów, papiernicze, włókiennicze, działała huta. No i był to ośrodek duchowy. Układ miasta był bardzo nowoczesny jak na tamte czasy. Oprócz Częstochowy taki miały tylko Paryż i Petersburg. Dobrze rozwijało się rolnictwo wokół miasta, no i oczywiście pielgrzymowanie jako forma turystyki.

middle-20230517_LYDZBA_03a.jpg

Wystawa, którą mogliśmy oglądać w Muzeum Częstochowskim, nawiązywała do tej duchowości. Pojawiły się tam Twoje kolorowe, gipsowe figurki Matki Boskiej i cały zastęp świętych kobiet. To Twoja ostatnia fascynacja?

- Tkwiła we mnie pewnie od dziecka. Jestem wychowany w tradycji chrześcijańskiej, tradycji Kościoła. Interpretuje to po swojemu. To zachwyt nad tym kiczem nawet, który ma swój urok i czarowność. Połączenie odpustu z Matką Boską, te kolory. Dla mnie to jak powrót do dzieciństwa.

Kolorowe są Twoje figury, sztuka sakralna nie wydaje się aż tak kolorowa i radosna…

- Do VI, VII wieku w sztuce chrześcijańskiej nie było elementów, które przerażały. Nie pokazywano ukrzyżowania Jezusa tylko jego zmartwychwstanie. Łazarza także nie pokazywano z trądem, tylko w momencie, kiedy już wrócił do żywych. Dopiero później sztuka poszła w inną stronę, a to, czego dokonał gotyk, to już samo cierpienie. Barok to złagodził.

Czyli barokowa Jasna Góra jest łagodniejsza.

- Tak. To nie jest prawdopodobnie powszechna wiedza, ale na Jasnej Górze są dwa naprawdę cenne dzieła sztuki. Jedno to znany wszystkim obraz Matki Boskiej, a drugie to krucyfiks z XV wieku, który jest obok. Pierwotnie był dużo bardziej przerażający, z czasem koronę cierniową zmniejszono i zmniejszono też ilość krwi u Jezusa…

middle-20230517_LYDZBA_04a.jpg

No fascynuje Cię to miejsce…

- Jasna Góra i jej fanfary, ja to lubię. Tam elementów do inspiracji jest mnóstwo.

Drugą częścią wystawy były święte. Skąd to zainteresowanie?

- Zaczęło się od tego, że moja przyjaciółka zamówiła u mnie obraz św. Teresy z Ávili. Zacząłem o niej czytać i okazało się, że to była kobieta zupełnie niezwykła, bardzo radykalna i surowa w swoich poglądach i działaniach. Spełniła wszystkie swoje marzenia z dzieciństwa, wiele podróżowała, zwiedziła cały świat, znała kilka języków… Miała ogromną moc, graniczącą wręcz z szaleństwem. Była pisarką, mistyczką, zaostrzyła reguły klasztorne, doprowadziła do rozłamu zakonu karmelitów, w końcu przez papieża Pawła VI została uznana doktorem Kościoła…

Potem zainteresowałeś się innymi świętymi. Choć wcześniej kobiety też bardzo często pojawiały się na Twoich obrazach, choćby te w formie aniołów.

- Tak. Przy cyklu świętych interesowała mnie też wartość malarska tych postaci. Habit, kaptur, a nie krawat, sukienka czy garnitur. To było wyzwanie, nowa umiejętność, problem malarski. I może ta forma malarska jest tu najbardziej istotna.

Podczas finisażu swojej wystawy, opowiadałeś, że Twoi koledzy czasem mówią do Ciebie „Jacek, jakie Ty malujesz piękne tła”. I że to byłby niezły tytuł kolejnej wystawy: Malarz pięknych teł. Będzie coś z tego?

- Myślę o tym! Czasem ludzie w moich obrazach, w tłach właśnie, widzą fantasmagorie, postaci, których tam nie ma. Podobnie jest czasem, kiedy patrzymy na chmury. Może zacznę w tym nowym cyklu od przedstawienia elementu realistycznego, a potem go zamaluję, tak by tło zdeterminowało tę figurę. Każdy będzie mógł zgadnąć, co jest pod spodem.

middle-20230517_LYDZBA_01.jpg

Trafi, albo nie. Ale to będzie interesujący dialog z odbiorcą.

- Ze sztuką jest tak, że to czasem to czas jest twórcą, to co widzimy dziś, w niczym nie przypomina pierwotnego dzieła. Na przykład rysunki Michała Anioła stworzył czas, brudząc, mocząc papier. Podobnie jest z ikonami, na których wskutek zniszczenia farby, powstały charakterystyczne przetarcia. Kiedy Japończycy wyczyścili Kaplicę Sykstyńską, to okazało się, że jest pstrokata… Nasze wyobrażenia były zupełnie inne. Grecki antyk też jak się okazuje był kolorowy.

Czyli dzisiejsza wersja kreteńskiego Knossos, tak krytykowana przez współczesnych jest prawdopodobnie bliska prawdy.

- Dokładnie tak. To burzy nieco nasze wyobrażenia.

Ale Ty lubisz kolor, kojarzysz się z nim.

- Na początku, jeszcze na studiach, malowałem monochromatycznie, stosowałem rozbielenia. Wtedy jeden z moich profesorów na ASP zapytał mnie ile mam lat. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że dwadzieścia parę, a on mi na to, że wygląda, jakbym miał osiemdziesiąt. Popatrzyłem wtedy na farby i pomyślałem: po co je mieszać? Niech zielony będzie zielony, niebieski - niebieski, a czerwony – czerwony. Z kolorem jest związanych tyle emocji, trzeba tylko uważać na zestawienia, na proporcje.

middle-image00001.jpgMiasto też powinno być kolorowe? Nie przepadasz chyba za muralami?

- Miasto niesie ze sobą zbyt wiele informacji. Są znaki poziome i pionowe, bilbordy, niektóre nawet święcące, sam budynek jest też informacją, zwłaszcza kiedy jest to np. urząd, szkoła, kościół. Do tego ludzie trąbią, krzyczą, jeżdżą samochody. Jest tego za dużo, ulica jest przebodźcowana. Wolę architekturę, która sama w swojej formie jest czysta. Podoba mi się np. nowy budynek sądu, jest czysty, dobry w swoim rytmie i proporcjach. Nie dziwię się, że ludzie świrują i chcą wyjechać z miasta, tu wszędzie atakują ich obrazy i dźwięki. Pragniemy ciszy.

Z drugiej strony, wchodząc do własnego domu, od razu najczęściej włączamy muzykę albo telewizor, żeby coś do nas mówiło, migało… Nie chcemy ciszy, nie umiemy już w niej funkcjonować.

- To sedatofobia, lęk przed ciszą. Taka św. Hildergarda też może za nią nie przepadała i dlatego stworzyła sobie chór i już nie miała ciszy w klasztorze.

To jedna z Twoich ulubionych świętych?

- Była niezwykła! Mistyczka, uzdrowicielka, dyplomatka, muzyczka i reformatorka, która rozdzieliła żeński zakon od męskiego. Była bardzo inteligentna, miała mnóstwo talentów. W XII wieku zapisywała muzykę, co było zupełnie niezwykłe, dlatego dziś możemy słuchać jej kompozycji, tak ważnych dla historii muzyki.

middle-20230517_LYDZBA_05.jpg

Jest też jedna święta całkiem współczesna, którą widziałam na wystawie. Ma twarz Twojej żony, Elżbiety.

- Mówię, że w ramach pokuty małżeńskiej maluję św. Elżbietę...

Ładna odpowiedź. Na koniec chciałam Cię zapytać, czy nie żal Ci pracy na uczelni, dziś to już Uniwersytet?

- Nie. Tam musiałem dzielić czas pomiędzy sztalugi i komputer, i te wszystkie formalności, których wciąż przybywało. Zadecydował mój egoizm - pracując na uczelni, poświęcałem dużo czasu nie sobie. Postanowiłem być tylko malarzem, a nie nauczycielem akademickim. Sam narzucam sobie limity. W życiu można być podróżnikiem albo turystą. Ja wolę być podróżnikiem w sztuce, wyprawiać się w rejony, których nie znam.

Też bliska mi jest ta opcja. Nie lubię all inclusive.

- Właśnie - poznawać świat od strony ludzi, a nie hoteli.


Dziękuję za rozmowę.


Jacek Łydżba - ukończył wydział grafiki w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dyplom z malarstwa i plakatu z wyróżnieniem otrzymał w 1994 roku w pracowni plakatu profesora Macieja Urbańca. Wykładał w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie w pracowni projektowania graficznego. Kierował Instytutem Plastyki Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie i pełnił funkcję prezesa w Regionalnym Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych.

Z końcem sierpnia zakończyła się jego wystawa Panny Świetliste w Galerii Dobrej Sztuki. 6 października w częstochowskiej Galerii 4Arte pokaże „Prześwietlenie”, pod koniec listopada „Lux” w Quebec City, a w marcu będzie miał ekspozycję w polskiej ambasadzie w Hadze.

Fot. Adam Markowski, Sylwia Bielecka




Cykle CGK - Autorzy