SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Poetka Irit Amiel
3/2021

Pobierz PDF

ZOSTANĄ ŚLADY NA PIASKU I KRĘGI NA WODZIE

16 lutego w Ramat Gan w Izraelu zmarła Irit Amiel, wybitna poetka, pisarka i tłumaczka.


Na świat przychodzi w roku 1931 w Częstochowie jako Irena Librowicz, jedyne dziecko w zasymilowanej rodzinie żydowskiej, w której na co dzień mówi się w języku polskim. Jidysz mała Irenka podsłuchuje u swej pobożnej, pochodzącej z pobliskich Rędzin babci Udl, z którą czuje bliską więź. „Irka to żydowskie dziecko” ma w zwyczaju komentować babcia, widząc wzruszenie w oczach wnuczki, kiedy zapala szabatowe świece. Irit do końca życia będzie posługiwać się zapożyczonymi od babci zwrotami i przysłowiami. Jidysz nie był jednak nigdy jej językiem. Stawiana na krzesełku przed gośćmi, recytowała: „Stoi na stacji lokomotywa...”. W wieku pięciu lat nauczy się sama czytać i pisać.


„Polski mnie uratował” powie po latach. Czysta polszczyzna, nabyta również z audycji radiowych, książek, piosenek, których w domu na patefonie słuchali rodzice, bez wątpienia przyszła jej w sukurs, kiedy na aryjskich papierach ukrywała się w wioskach, czy kiedy w Warszawie wychodziła na zakupy, wysyłana przez członków rodziny jako jedyna z tzw. „dobrym wyglądem”.


W autobiografii „Życie - tytuł tymczasowy” pisze o sobie: „odświętna dziewczynka”. Nieposyłana do szkoły,żeby nie nabawiła się chorób i nie nauczyła nieodpowiednich zwrotów i zachowań. Przywiązana do polskiej opiekunki, Wikci. Rozpieszczona i wychuchana, jedyna, bo - jak wierzyła jej mama - nie da się kochać więcej niż jedno dziecko. Po latach przyzna, że w ogóle nie była przygotowana na życie. A ono trzymało dla niej w zanadrzu wiele wyzwań i trudnych zwrotów akcji.


Szczęśliwe życie jedynaczki dobiega końca wraz z wybuchem drugiej wojny światowej, która zastaje rodzinę Librowiczów na wczasach. Irenka ma osiem lat. Na początku rodzina łudzi się, że to chwilowe, że przeczeka się trudności, a potem wszystko wróci do normy. Nawet pierwsze chwile w getcie nie są dla Irenki traumatycznym przeżyciem: prawdopodobnie - osamotniona jako izolowana jedynaczka - cieszy się, że cała rodzina jest wreszcie razem.


Niedługo potem przychodzi jednak kres. Nadchodzi moment, który kształtuje całą późniejszą Irenę/ Irit. Moment, o którym nigdy nie będzie mogła mówić, do którego powracanie pamięcią będzie wiązało się z niewysłowionym bólem i nierzadko potrzebą sięgnięcia po tabletkę na uspokojenie, niezależnie od upływającego czasu. Moment, po którym już nigdy nie poczuła się w życiu jak w domu. Po latach nazwie go „drugimi narodzinami”, pisząc: „Od tej chwili jesteś już kimś innym”. Przez dziurę w ścianie komórki graniczącego z gettem żydowskiego szpitala, ukochany tatuś przekazuje córkę polskiej kobiecie, a ta zabiera dziewczynkę na wieś do opłaconej rodziny. Na pożegnanie jedenastoletnia Irenka słyszy obietnicę, że rodzice dołączą do niej tego samego wieczora lub następnego dnia.


Nigdy więcej ich nie zobaczy. Zginą, wywiezieni najbliższymi transportami do Treblinki, wraz z większością rodziny Librowiczów i Hassenfeldów.


Wraz ze zmieniającym się losem i narastającymi wyzwaniami okazuje się, że ta rozpieszczona jedynaczka potrafi jednak całkiem nieźle dać sobie radę sama. Przez sześć lat wojny ukrywa się na aryjskich papierach, zmienia nazwiska i miejsca zamieszkania. Przebywa we wsiach, w Warszawie, ucieka z getta, wraca do niego, by następnie znów opuścić go na zawsze. „Jestem pełna podziwu dla ciebie” napisze pod koniec życia w swojej autobiografii.


Kiedy wojna się kończy, Irena wraca do Częstochowy z bratem matki i jego żoną oraz siostrą ojca z mężem. Obie pary, bezdzietne, chcą zaadoptować czternastolatkę. Ta zaczyna naukę w liceum im. J. Słowackiego, gdzie po nieprzyjemnych doświadczeniach dochodzi do wniosku, że nic się po wojnie nie zmieniło, że antysemityzm ma się dobrze i tym samym nie wolno jej pozostać w Polsce. Postanawia wyjechać. Przyłącza się do powstającego kibucu, którego członkowie spotykają się na ulicy Berka Joselewicza. Poruszona po spotkaniu z Antkiem Cukiermanem, podejmuje ostateczną decyzję i po kilku dniach, pod osłoną nocy, przebrana dla niepoznaki za chłopca, w towarzystwie kolegi opuszcza Częstochowę.


Jej droga jest długa, prowadzi przez Niemcy, Włochy i obóz na Cyprze. Po drodze pisze pierwsze opowiadanie, które czyta starszym od siebie towarzyszom podróży, wzruszając ich do łez. Wędrówkę kończy, docierając do nowego kraju w grudniu 1946 r. Postanawia odłączyć się od grupy polskich przyjaciół, chce budować kibuc Palmachim. „Tu Irit buduje swój dom” pisze, już po hebrajsku, na piasku, zachwycona kolorami Morza Śródziemnego. Chce wtopić się w nowe życie, chce zostać wessana w nowy porządek, być jak najdalej od starego świata i zadanego przez ten świat bólu. Wychodzi za mąż za Chuzy’ego, marokańskiego Żyda. Rodzi dwoje dzieci, przeprowadza się do nowego domu w Ramat Gan, w którym będzie mieszkać do końca życia. Zwiedza świat, ima się różnych zajęć, od tworzenia biżuterii po pracę na lotnisku. Prowadzi bujne życie towarzyskie i żyje, przede wszystkim żyje, ciesząc się swoim wygranym losem.


Debiutuje późno, kiedy jest już dojrzałą kobietą, babcią sześciorga wnuków (po jednym za każdy milion spalonych, jak zwykła mówić). Bodźcem do pisania staje się rozmowa z najstarszą wnuczką, która prosi ją o pomoc w przygotowaniu się do sprawdzianu o Szoa, „a ty tam byłaś, babciu”. Irit przelewa na papier swoje doświadczenia najpierw w formie wierszy, po hebrajsku. Zaprasza saberskich znajomych na wieczór autorski u siebie w domu. Są łzy i wzruszenia, a przede wszystkim zdziwienie ze strony słuchaczy, którzy tłumaczą, że nie wiedzieli, jak bardzo był to dla niej ważny, bolesny temat. Wiersze przekłada na polski, ukazują się w dwóch skromnych tomikach: „Egzamin z Zagłady” i „Nie zdążyłam”, nakładem Oficyny Bibliofilów.


W drugiej połowie lat 90. XX w. na jej opowiadania drukowane w magazynie „Midrasz” natrafia Agata Patalas. Dzięki jej uporowi, w 1999 r. ukazuje się pierwszy zbiór opowiadań Amiel - „Osmaleni”, dziewięć lat później kolejny - „Podwójny krajobraz”. Oba zostają nominowane do Nagrody Literackiej Nike, plasując się w finałowej siódemce. Krytyka zachwyca się oryginalną formą opowiadań. Profesor Głowiński prorokuje, że termin „osmalony” wejdzie na stałe do słownika języka polskiego, opisując stan ocalonych z Zagłady. W roku 2013 Irit wydaje autobiografię pod doskonałym tytułem „Życie – tytuł tymczasowy”. Napisana w drugiej osobie, w postaci rozmowy ze sobą samą, w której Irena/Irit opowiada swoje życie. Ostatnia jej publikacja to dwujęzyczny (polsko – angielski, w tłumaczeniu Marka Kaźmierskiego) zbiór poezji „Spóźniona”.


Do Częstochowy wracała kilka razy, ostatnio w roku 2014, „żeby pożegnać się z nią po raz ostatni”. Została wtedy uhonorowana Nagrodą Miasta Częstochowy w Dziedzinie Kultury, otrzymaną z rąk Prezydenta Miasta, Krzysztofa Matyjaszczyka. Towarzyszyła jej córka, artystka, której prace znalazły się na okładkach wszystkich książek Amiel. Obie udały się na ulicę Przemysłową, do miejsca „drugich narodzin” Irit.


Nasze drogi splotły się w 2008 r. w Izraelu, w jednej z telawiwskich kawiarni, gdzie umówiła nas wspólna znajoma. Było to niezwykłe doświadczenie, spotkanie w pewnym sensie dwóch częstochowianek, bo w Częstochowie pracowałam i mieszkałam kilka lat (a dorastałam w nieodległych Szczekocinach). Podczas tego spotkania Irit, pełna wigoru i dobrego humoru, bezceremonialna i spontaniczna, zaproponowała mi pracę sekretarki, którą ostatecznie podjęłam w 2012 r., po przeprowadzce do Izraela. Był to tym samym kolejny powrót Irit do polskości, do początków jej życia, bo nasze rozmowy toczyły się przecież w naszym wspólnym ojczystym języku, nierzadko dotyczyły też jej przeszłości. Czasami nagle coś się jej przypominało, czy kojarzyło, często pod wpływem przeczytanych polskich książek. Lubiła włączyć sobie polskie tanga, często podśpiewywała polskie piosenki, a czasem i pieśni kościelne, których melodiami się zachwycała, a które zapamiętała z czasów, kiedy na Jasną Górę zaprowadzała ją ukochana niania, Wikcia.


Towarzyszyłam jej przy powstawaniu autobiografii, której pisanie przerwała w połowie, kiedy zachorował jej ukochany mąż. Pojawił się wtedy nowy rytuał – w każdy piątkowy poranek Irit zabierała ze sobą jeden z notatników, coś do pisania i udawała się do swojej ukochanej kawiarni, położonej nieopodal jej domu. Zamawiała wodę i filiżankę kawy, rozsiadała się wygodnie przy jednym ze stolików i pisała. Nigdy nie przestała pisać ręcznie, uwielbiała notatniki, wieczne pióra i pisanie samo w sobie. W owych notatnikach, zeszytach, na kartkach dużych i małych wypisywała sobie ukochane cytaty, zdania i fragmenty z książek, które zrobiły na niej wrażenie. Zachwycała się językiem polskim, jego bogactwem i możliwościami słowotwórczymi.


Kilka miesięcy przed śmiercią zapisała się na internetowy kurs pisania, prowadzony między innymi przez Etgara Kereta. Ciągle miała plany na tłumaczenia, na pisanie, tworzenie. Do końca życia była aktywna, nie przestawała czytać. Na półce przy jej łóżku została sterta najnowszych polskich książek, w tym książki uwielbianego przez Irit Twardocha, Bator, Grzegorzewskiej i Włodka Goldkorna.


Miała niegasnący apetyt na życie, była niezwykle ciepła, serdeczna, otwarta, prawdziwa, ze świetnym poczuciem humoru. Z łatwością zjednywała sobie ludzi, potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji. „Babcia kochała życie, nas i wódkę” napisał w pożegnaniu jeden z jej wnuków.


Odeszła nad ranem, we śnie, po cichu – tak, jak żyła. Przed kilkoma tygodniami napisała w swoim notatniku: „Jeszcze pokręcę się tu trochę między koronami, a potem odejdę jak każdy i zostaną po mnie tylko ślady na piasku i kręgi na wodzie. I shalom al Israel”.


Agnieszka Piśkiewicz-Bornstein