SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Adam

Kilka słów o Adamie...

31 października 2022
Udostępnij

„Adam nas spajał, rozładowywał atmosferę, łagodził konflikty, był głosem rozsądku i spokoju. (…) Rozsądny, silny, opanowany, mądry, elastyczny, optymista, zawsze panował nad emocjami, nie dawał się wyprowadzić z równowagi. Nie krzyczał, rozwiązywał konflikty, zamiast je napędzać”. 7 listopada miną dwa miesiące od niespodziewanej śmierci Adama Florczyka, wieloletniego redaktora miejskiego miesięcznika „Co, gdzie, kiedy” i portalu cgk.czestochowa.pl.

Ten tekst powstaje od blisko dwóch miesięcy. Ciągle jednak nie znaleźliśmy właściwych słów. Może poza tymi, że Adama nam brakuje. I to codziennie, a jego redakcyjne biurko pozostaje puste. Okres listopadowego święta sprzyja wspomnieniom. I na ten termin wyznaczyliśmy sobie deadline, którego się trzymamy.

W CGK to Adam pilnował deadline’ów i ze swoją słynną cierpliwością dopytywał, czy materiał jest już może gotowy. W tych pamiętnych sytuacjach tekst powinien był trafić do niego już dawno. Terminem nieprzekraczalnym był ostatni dzień miesiąca.

Jest 31 października. Zmieściliśmy się w czasie. O pomoc poprosiliśmy autorów i autorki związane z Festiwalem Dekonstrukcji Słowa „Czytaj!”, który Adam współorganizował. Stąd anegdoty, wspomnienia i znacznie więcej niż tych kilka tytułowych słów. Wśród wspominających nie brakuje reprezentantki naszej redakcji – Sylwii Góry.

To nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych.

_____________________________________________

middle-ORBIT_k.jpg

Łukasz Orbitowski

pisarz

Adama poznałem jakieś dwadzieścia lat temu, na konwencie fantastycznym w Częstochowie.

Spotkanie autorskie wyznaczono mi na dziesiątą rano, w niedzielę. Nie wydałem jeszcze żadnej książki, puściłem tylko parę opowiadań w prasie branżowej, więc na spotkanie nie przyszedł nikt poza garstką organizatorów. Był wśród nich Adam, wbity w jakiś ciemnoniebieski uniform, siedział sobie i słuchał z wyrazem zmęczonego zachwytu na pysku.

Pogadaliśmy trochę. Poszliśmy na piwo. Poznałem jego narzeczoną. Urzeczony przyjęciem, ciepłym charakterem całej imprezy (który wynikał z charakteru Adama), obiecałem, że przyjadę do Częstochowy zawsze, kiedy zaproszą, nieważne, w jakim miejscu się znajdę. Umowa okazała się wiążąca. Adam zapraszał. Ja przyjeżdżałem.

W tych dawnych czasach dużo rozmawialiśmy przez sieć i odwiedzaliśmy się wzajemnie. Przyjeżdżałem z byłą żoną do Częstochowy, a Adam ze swoją rodziną odwiedził mnie w Krakowie, niedługo potem, jak urodził się mój syn. Piliśmy piwo, wydurnialiśmy się, gadaliśmy o książkach, bo Adam uwielbiał książki - wzruszał się, gdy widział u kogoś regał z fantastyką.

Był jasnym, uważnym, ciekawym ludzi człowiekiem. Biło od niego jakieś czyste, wewnętrzne światło. Wierzył w ludzi i kochał ich mocno. Wydawał się, mówiąc szczerze, lepszym człowiekiem ode mnie, jakby ciemność, z którą borykałem się ja i moje otoczenie, straciła dostęp do niego. Zastanawiałem się, kiedy trudy życia złamią Adama i zduszą to światło.

Nigdy do tego nie doszło. Z czasem nasz kontakt się rozluźnił, z niczyjej winy, tak czasem bywa, ale Adam ciągle zapraszał do Częstochowy. Zmieniał się, a nawet potężniał. Rzucił robotę, której nienawidził. Wrastał w miasto, pisał o nim, organizował imprezy kulturalne. Wszyscy wokoło się rozwodzili, on utrzymał małżeństwo i mam pewność, że sercem i sensem życia była dla niego rodzina. Kochał ludzi, a ci lgnęli do niego, tak jak ja lgnąłem. Zmężniał, stwardniał, zmądrzał, ale płonęło w nim to samo światło, które dostrzegłem, kiedy się poznaliśmy.

_____________________________________________

Wit Szostak

middle-SZOSTAK_k.jpg

pisarz

Wobec śmierci nie ma dobrych słów. Śmierć jest zła, więc dobre słowa kłamią. Wszystkie słowa kłamią. Śmierć rozsiewa ciszę, którą trudno przełamać. Być może milczenie jest najodpowiedniejszą reakcją.

Ale można spróbować opowiedzieć o tym, który odszedł – o Adamie. Czy można mieć nadzieję, że tu słowa nie zawiodą? Słowa chcą być dobre, dobrze opowiedzieć o tym, jaki był Adam. Może jego Bliscy mają te właściwe. Te z prywatnych rozmów, te wyszeptane, te, które były słowami bez słów – bo przecież często wystarczy spojrzenie, uścisk, uśmiech – one mówią najwięcej. Nie znałem Adama tak dobrze. Więc moje słowa są dalekie i bezradne.

Zarażał swoim entuzjazmem. Radosny, uśmiechnięty, przejęty swoimi pasjami i gotów zrobić wiele, by inni doświadczyli tego samego, co on. Ale przecież to słowo – zarażać – kłamie. Bo w zarazie jest trwoga, bo rozprzestrzenianie się wirusów i bakterii, zwłaszcza w ostatnim czasie, nie może kojarzyć się dobrze. W zarazie jest też podstęp i przymus: zarażamy się wbrew woli i cierpimy z tego powodu. A Adam nie był podstępny. Emanował radością, która się innym udzielała i pozwalała wierzyć, że niemożliwe jest możliwe.

Był wulkanem energii. Tak się często mówi o osobach twórczych, aktywnych, organizujących wydarzenia i instytucje. Ale to słowo też kłamie. Bo wulkan wybucha i niszczy. Bo życie w cieniu wulkanu to ciągły niepokój. A przecież Adam nie niszczył. On tworzył, budował coś, co zostało i zostanie na długo. Sieć ludzi, połączonych wspólną pasją, dobrymi zobowiązaniami, przyjaźniami. To nie praca wulkanu, tylko robota troskliwego tkacza. Festiwal Czytaj!, którego Adam był i pozostanie dobrym duchem, udowadnia, jak bardzo kultura jest więzią, gęstym splotem międzyludzkich relacji, zaufania i zaangażowania, a nie tylko zbiorem dzieł, twórców i odbiorców. I jak bardzo tej więzi potrzebujemy my wszyscy, ludzie kultury.

Być może nie potrzeba słów. Być może bardziej stosowne jest milczenie. Ono jest zakłopotane i bezradne. Jak my wszyscy wobec tej utraty.

_____________________________________________

middle-SYLWIA_k.jpg

Sylwia Góra

pisarka, współorganizatorka Festiwalu Dekonstrukcji Słowa „Czytaj!”

Scena pierwsza – październik 2017 r. – Pub Szuflada

-Ale serio? Siódma edycja Festiwalu? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? W 2007 roku wyjechałam do Krakowa, ale przecież bywałam w Częstochowie dość często i nawet o uszy mi się nie obiło – przekonywałam uśmiechniętego chłopaka w czapeczce. Tak poznałam Adama.

Scena druga – 10 listopada 2017 r.

-Pewnie już nie dotrzesz, co? – taką wiadomość dostałam od Adama, siedząc na SOR w szpitalu na Parkitce. – O matko! Zapomniałam zadzwonić i odwołać spotkanie z Adamem! Co ten chłopak sobie o mnie pomyśli? Że jestem niepoważna i nieodpowiedzialna. I tak ma się zacząć nasza współpraca przy pisaniu tekstów do miesięcznika „Co, gdzie, kiedy”? A co dopiero współpraca przy czymś tak dużym, jak Festiwal?!

Scena trzecia – 16 lipca 2018 r. – spotkanie z Manuelą Gretkowską – Ośrodek Promocji Kultury Gaude Mater

-Tylko proszę cię, rozmawiaj z nią o literaturze, a nie polityce. Nazwa zobowiązuje: literackie spotkania – przekonywał mnie Adam. Na samym wstępie zangielszczyłam rosyjski tytuł książki autorki. Po spotkaniu cały czas mnie pocieszał: „przestań, nikt nie zwrócił na to uwagi, potem było naprawdę bardzo dobrze i jestem pod wrażeniem, że jednak było o literaturze”.

Scena czwarta – wrzesień 2018 r. – moja pierwsza edycja Festiwalu Dekonstrukcji Słowa Czytaj!

- Ale myślicie, że będzie dużo ludzi? Przyjdzie chociaż 50? Cały czas przejmowałam się frekwencją na naszych spotkaniach, a Adam przekonywał mnie, że to nie jest najważniejsze, że to również dla nas ma być po prostu świetna zabawa. Była. Nerwy w trakcie i świetny czas przed i po. Każda kolejna edycja Festiwalu Czytaj! to były setki, jeśli nie tysiące, przegadanych godzin, wypitych kaw, kieliszków wina, butelek piwa, zjedzonych obiadów i deserów. Z każdym kolejnym rokiem wiedzieliśmy o sobie coraz więcej, lubiliśmy się coraz mocniej i ufaliśmy sobie coraz bardziej. Adam nas spajał, rozładowywał atmosferę, łagodził konflikty, był głosem rozsądku i spokoju. Należał do ludzi, którymi zawsze chciałam się otaczać, do których lgnęłam. Rozsądny, silny, opanowany, mądry, elastyczny, optymista, zawsze panował nad emocjami, nie dawał się wyprowadzić z równowagi. Nie krzyczał, rozwiązywał konflikty, zamiast je napędzać. Ale też marzyciel. Wierzył w moc słowa, jednak zawsze w działaniu. „Nie popełnia błędów, kto nic nie robi”. „Nie płaczemy nad rozlany mlekiem, idziemy dalej”. „Nie rozgrzebujmy tego – wyciągnijmy nauczkę na przyszłość”. Adam nie odmawiał. Rozciągał dobę, jeśli było trzeba. Zainicjował i prowadził tyle projektów, że można byłoby je spokojnie rozdzielić na kilka osób. Nigdy się nie chwalił, nie mówił „ja”, ale zawsze „my”. Był superbohaterem dla wielu młodych ludzi, których „wychował” i „wypuścił w świat”, nawet o tym nie wiedząc. Ba! Adam na pewno wywaliłby mi to zdanie w redakcji, twierdząc, że jest ckliwe i że jednak trochę dramatyzuję. Cóż… mam tendencję do wyolbrzymiania, ale Adam przymykał na to oko. Często bronił moich głupich pomysłów, bo nie chciał, żeby było mi przykro, ale potrafił też szczerze powiedzieć, co myśli. Bo tak właśnie robią przyjaciele. Zawsze dawał mi się wygadać i odbierał wszystkie telefony. Nikt nie przeczytał tylu moich tekstów, co Adam i od nikogo nie usłyszałam tyle razy: „w tym miesiącu mam dla ciebie niesamowite wyzwanie, tylko bądź na nie otwarta”. Adamowi trudno było odmówić, bo sam nikomu nie odmawiał, dlatego słuchałam hip hopu, którego nie znosiłam, poznawałam streetart, uczyłam się nazwisk autorek i autorów fantastyki, które wciąż mi się mylą. Dlatego błagałam Adama, żeby wymyślił mi kilka pytań na tegoroczną Bitwę Umysłów i konsultowałam z nim parę kwestii. Na kilka dni przed Festiwalem pisałam do niego:

- W tym roku jestem podła, mam kategorię hard, czyli kim z zawodu jest/był…

- Lem tutaj to mina, on ostatecznie nie dostał dyplomu i nigdy nie pracował w zawodzie – odpisał.

- No, ale przecież to nie o to chodzi – przekonywałam.

- Czyli jaki miał zawód?

- No był lekarzem…

- No nie był.

- Ale tak się przyjęło.

- Ale nie miał papierka, bo nie przystąpił do ostatecznych egzaminów, więc nie mógł uprawiać tego zawodu.

- Myślisz, że ludzie to wiedzą?

- Ja bym wiedział. Jak ktoś czytał biografię, to też by wiedział.

Przejrzałam całą historię naszej konwersacji. Prowadziliśmy takie rozmowy prawie codziennie od 2017 roku. Znałam Adama tylko pięć lat. Albo aż pięć lat. W sierpniu tego roku moja mama zapytała: „co tam u reszty twojej rodziny?”. Miała na myśli Czytajową ekipę, naszą ósemkę – Agnieszkę, Emilkę, Paulinę, Agatę, Tomka, Marcina i Adama. To z tymi osobami spędziłam najwięcej czasu w ciągu ostatnich kilku lat. To z nimi dzieliłam się moimi sukcesami i problemami. To oni często dodawali mi otuchy i studzili moje emocje. A Adam był w tym mistrzem.

Scena ostatnia – 7 września 2022 r. – 12. edycja Festiwalu Dekonstrukcji Słowa Czytaj! – Ośrodek Promocji Kultury Gaude Mater

I jeszcze jedno. Adam ciągle mnie wkręcał. A ja cały czas dawałam mu się wkręcać. 7 września przez kilkadziesiąt bardzo długich minut ciągle wierzyłam, że tym razem też mnie wkręca.

_____________________________________________

Kasia Sienkiewicz-Kosik

wydawczyni, redaktorka

Poznałam Adasia wiele lat temu, na urodzinach kumpla. Czasem tak jest, że kogoś spotykamy, chwilę rozmawiamy i zaraz wydaje się, że znamy się już całe życie.

Nasze kontakty nie były ani częste, ani szczególnie bliskie, ale było w Adasiu coś tak niezwykłego, że zawsze miałam poczucie znajomości szczególnej. Adam emanował tym rodzajem ciepła, życzliwości i wrażliwości, które przełamywały granice. Był jak niezwykle delikatny lodołamacz, rozmrażał dystans, obłaskawiał uśmiechem, celnym słowem.

Adaś jako jeden z pierwszych dostrzegł nasze wydawnictwo, zauważył Powergraph. Miał jakiś radar na ciekawą literaturę. Jeszcze prawie nic nie wydaliśmy, a on już mówił, że robimy dobrą robotę, że nas ceni. Mieliśmy podobny gust literacki, podobną wrażliwość. Obydwoje uwielbialiśmy Wita Szostaka. Śledziłam, kogo zaprasza na Czytaj!, bo jeśli on zauważył te pisarki i tych pisarzy, to znaczy, że warto ich czytać. I co ciekawe, zwracał na nich uwagę, dostrzegał ich, zanim zrobiły to salony i rzesze czytelników. Miał ten dodatkowy zmysł, który pozwalał mu wyławiać wartościową literaturę. Był punktem odniesienia mojego wewnętrznego rankingu.

To nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych.

Fot. Adam Markowski, Justyna Kwasek

Cykle CGK - Autorzy