Przyjaźń liczona na tony piasku
Tomasz Lubaszka i Waldemar J. Marszałek przyjaźnią się od kilkunastu lat. Łączą ich pasje i poglądy, choć malarstwo uprawiają zgoła inne (i nagość także odgrywa tu rolę). Wystawa w Konduktorowni, która właśnie dobiega końca, jest drugą wspólną w ich dorobku. W rozmowie dla portalu CGK, zapewniają, że przygotowali ją bez żadnej sprzeczki.
Liczyliście, ile lat już się znacie?
Waldemar J. Marszałek: To był 2007 albo 2008 rok. Plener w Mikołowie. Nasze pierwsze spotkanie i pierwszy wspólnie wypity alkohol (bo w ogóle alkohol sami już piliśmy).
Tomasz Lubaszka: 2007, czyli to już 17 lat. Pamiętam, że wtedy namalowaliśmy wiele fajnych obrazów.
W.M.: Namalowaliśmy, za to często nie orientowaliśmy się, która jest godzina, bo te nasze dyskusje się kończyły nad ranem.
O czym rozmawiają malarze?
W.M.: O książkach, muzyce, filozofii, filmach, dziewczynach, nowych zdobyczach medycyny. O wszystkim.
Zostając przy muzyce, słuchacie podobnej?
W. M. Tomek mnie bardziej inspiruje, bo ja jestem monotematyczny – oglądam balet i słucham Yes.
T.L.: Ja na muzyce na pewno znam się lepiej niż na malarstwie.
W.M.: To temat na dłuższą dyskusję, ale chyba nie mamy tyle czasu. Nie wiadomo, czy na malarstwie człowiek powinien się znać. I ono, i muzyka to kwestia stanów emocjonalnych, a nie wiedzy.
T.L.: Malarstwo jest albo dobre, albo złe. Ale miało być o muzyce… Ja np. od kilku lat malując, słucham opery. Mam oczywiście ulubione, ale słucham też jazzu, muzyki rockowej, rock’n’rollowej, polskiej klasyki, poezji śpiewanej. Zakres mam szeroki - od Skaldów i Grechuty po ostatnią płytę Spiętego. Jedynie disco polo unikam.
Wróćmy do tego pierwszego spotkania. Szybko „zaiskrzyło?
T.L.: Po 15 minutach. Jestem gadułą, a Waldek jest raczej refleksyjny, małomówny.
W.M.: Zamieniłem się w słuchacza, spowiednika. Najważniejszych jego grzechów – niestety- jeszcze nie poznałem. Już ma mi je wyznać, ale zawsze robi długą pauzę, patrzy w niebo i mówi, że jeszcze pogadamy.
T.L.: Wiecie, co jest fajne? Jak patrzymy na obrazy, różne, nie nasze, w 95 proc. mamy o nich wspólne zdanie, czy nam się podoba, czy nie, czy to jest dobre malarstwo, czy złe.
W.M.: Czy obraz gra i czy chcemy go słuchać.
Sądząc po wystawie w Konduktorowni, Wasze malarstwo wspólnie gra.
W.M.: Tak, dlatego tej wystawy nie podzieliliśmy na zasadzie - połowa sali dla mnie, połowa dla Tomka, tylko zrobiliśmy ryzykowną mieszankę. W naszym mniemaniu - może zabrzmi to narcystycznie - wyszło genialnie. Skromnie mówiąc.
T.L.: Obrazy moje i Waldka są, jakie są, ale aranżacja to już następna forma sztuki. Bardzo nam przy niej pomógł Mateusz Pawełczyk.
Różnice między Waszymi obrazami są znaczące, a jak Wy je odbieracie?
T.L.: To są zupełnie dwa różne malarstwa, a my potrafimy o tym od lat rozmawiać i robić sobie wzajemne korekty. Pomagamy sobie, co jest fantastyczną sprawą.
W. M.: Wysunąłem niedawno taką teorię, że Tomek nie potrafi malować cycków, dlatego maluje bardziej abstrakcyjnie, a ja się poruszam w sferze realu.
Naprawdę nie umiesz?
T.L.: Umiem. Skończyłem przecież studia. Ja mam inną teorię, te dobre obrazy są jego, te ładne - moje.
W.M.: To absolutnie dwa różne światy, ale obaj jesteśmy wrażliwcami. Ta wrażliwość przekłada się na zupełnie inny język. Tomek to jest rasowy malarz, w moim przypadku mało brakowało, a moja kariera zaczęłaby się od… obsługi dźwigów budowlanych. Ojciec wybił mi to z głowy.
Przyznam, że zawsze potrzebowałem instrukcji obsługi dzieła, czyli żeby treść nie była poza obrazem, tylko w samym obrazie. Stąd te często pojawiające się anegdoty.
Wspólnie prezentowaliście prace na wystawach zbiorowych, poplenerowych i jednej wspólnej w Sannikach. Ta w Konduktorowni jest druga?
T.L.: Dokładnie. To było w Centrum Kultury Europejskiej im. Fryderyka Chopina w Sannikach. Mała, kameralna wystawa.
W.M.: To było jeszcze przed pandemią. Tomek od kilku lat wspominał, że trzeba to powtórzyć.
T.L.: Jestem członkiem Regionalnego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Częstochowie, zaproponowałem wystawę, wszyscy się zgodzili, bo znają profesora Marszałka.
Długo namawiałeś pana Waldemara?
T.L.: W ogóle nie musiałem go namawiać
W.M.: Marudziłem tylko w sensie terminowym, bo to już moja piąta wystawa otwarta w 2023 roku.
Dlaczego „Dwa w jednym”?
W.M.: Niby to wspólna wystawa, ale trochę indywidualna. Tomek ma swoje obrazy, ja swoje. Demonstrujemy siebie w pełni. „Dwa w jednym” to slogan reklamowy, który wykorzystaliśmy. I to hasło związane jest także z naszą przyjaźnią. Ostatnio nasza koleżanka zapytała nawet „kiedy ślub?”. Odpowiedziałem, że ślub już był, tylko "konsumpcję" odkładamy na później.
T.L.: Na tej wystawie nie ma granicy. Nasze obrazy wiszą obok siebie, chcieliśmy, żeby się wzajemnie podbijały.
Byliśmy razem na 30, a może nawet 40 plenerach malarskich. Na wystawach poplenerowych prace wisiały obok siebie. Już wtedy mówiłem: patrz, Marszał, super wyglądają, może się nie uzupełniają, ale gadają ze sobą, prowadzą dialog.
W.M.: Wystawa w Sannikach była grą wstępną, teraz to jest totalny erotyzm. Wyszło genialnie. Znowu zabrzmiało to nieskromnie.
A skąd, jesteście najbardziej skromnymi ludźmi, z jakimi rozmawiałam. Wróćmy jednak do samej wystawy, prezentujecie na niej niemal same nowe obrazy. Większość pochodzi z 2023 roku. To celowe?
T.L.: Generalnie są to obrazy maksymalnie sprzed dwóch lat. Może pojawiło się kilka nieco starszych, pięcio- czy siedmioletnich.
W.M.: To nie tak, że chcieliśmy pokazać tylko nowości, ale po prostu wszystkie pozostałe obrazy były sprzedane.
Jesteście aranżerami i kuratorami swojej wystawy, czyli upraszczając, mogliście robić, co chcecie?
T.L.: W sztuce nie ma demokracji. Może dlatego, że było nas tylko dwóch, a może dlatego, że bardzo się lubimy i odbieramy świat bardzo podobnie (i filozoficznie, i politycznie), udało nam się zrobić tę wystawę bez jednej sprzeczki.
W.M.: Mamy różne zdania, ale słuchamy się nawzajem. Najważniejsze, żeby się słuchać i wyłuskiwać z tego istotę.
Wasza przyjaźń jest nie tylko malarska. Czy jak, Tomku, jedziesz do Trójmiasta w odwiedziny, to przywozisz piasek? Przypomnijmy, że wykorzystujesz go w swoich pracach.
T.L.: Oczywiście, pan profesor Marszałek też zawsze przywozi mi piasek znad morza. A potem, np. na plenerach razem chodzimy po ten piasek do bagażnika.
W.M.:. Jak się cały plecak niesie, to naprawdę waży. Nasza przyjaźń liczona jest w kilogramach czy nawet tonach piasku. To ogromne poświęcenie.
T.L.: I w litrach wypitej… herbaty. Choć mówią, że trzeba zjeść razem beczkę soli. My ją chyba… wypiliśmy.
Jak Nowy Rok to i czas na pragnienia. Czego sobie życzycie?
T.L.: Zdrowia, bo błyskotliwy byłem od zawsze, a 15 października spełniły się moje marzenia polityczne i nadal się one spełniają.
W.M.: Zdrowia, a resztę się pożyczy.
Dziękuję za rozmowę.
Tomasz Lubaszka. Artysta urodzony w Lublińcu. Studiował w Wyższej Szkole Pedagogicznej (obecnie Uniwersytet Jana Długosza) w Częstochowie w Instytucie Wychowania Artystycznego. Dyplom z malarstwa obronił w pracowni profesora Wincentego Maszkowskiego w 1985 r. i w latach 1984 - 1986 pracował na macierzystej uczelni jako asystent. Jego obrazy były często nagradzane, brał udział w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych. Prace Lubaszki znajdują się w zbiorach prywatnych i w galeriach sztuki współczesnej.
Waldemar J. Marszałek. Urodził się w Dobrzycy na Pomorzu Środkowym. Jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (obecnie Akademii Sztuk Pięknych) w Gdańsku (gdzie dziś mieszka i pracuje). Zaraz po studiach rozpoczął pracę pedagogiczną na uczelni, najpierw jako asystent, obecnie – profesor. Od 1994 r. uprawia przede wszystkim malarstwo i rysunek. Autor ma na swoim koncie wiele wystaw indywidualnych i udział w ponad 200 ekspozycjach zbiorowych w kraju i za granicą.
Rozmowa odbyła się 15 grudnia 2023 r.
Fot. Łukasz Stacherczak
Galeria zdjęć
Cykle CGK - Autorzy
-
Adam Markowski
Podwójna ekspozycja
-
Magda Fijołek
Rozmowy
-
Od redakcji
Co, Gdzie, Kiedy w Częstochowie
-
Sylwia Góra
Kulturalny ferment