SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Pawluskiewicz

W żel-arcie akompaniuje mi muzyka…

24 stycznia 2023
Udostępnij

- Idę ścieżką, na której pomyłki mogą być częste, ale po to są pomyłki, by je naprawiać, doskonalić warsztat, formę i to, czego jeszcze się nie nauczyłem. A podobno uczymy się przez całe życie – mówi Jan Kanty Pawluśkiewicz. Wystawę jego malarstwa żel-art do 29 stycznia prezentuje Miejska Galeria Sztuki.

middle-zoom-DSC_1169_637de9ba976e9.jpg

Czy często słyszy Pan pytanie: Żel-art to profesjonalna działalność, czy hobby?

Jan Kanty Pawluśkiewicz: Hobby to zbieranie znaczków, a malarstwo żel-art jest profesjonalnym tworzeniem obrazów w tej technice. Dlaczego to podkreślam? Żel-art jest powszechnie nieznany, nikt go nie uprawia poza mną, jestem więc na chybotliwej ścieżce. Mój eksperyment czasem jest udany, a czasem dwutygodniowe zajęcia idą do kosza.

To cena za bycie prekursorem?

- Z całą pewnością nim jestem. Nie mówię tego z dumą, choć może to tak zabrzmieć. Przypadki rządzą ludźmi, co jest frazą dość ograną, ale czasem przypadki, jeśli nie są namiastką jakiegoś zdarzenia, jakiejś krótkoterminowej rozpaczy, stają się przeznaczeniem. Żel to materiał bardziej piśmienniczy niż malarski. Z naturalnych składników stworzyli go Hindusi, a Japończycy umieścili w długopisach…

middle-zoom-DSC_1186_637e95f9efc45.jpg

A Pan pod koniec lat 90. XX. zaczął malować nim obrazy. Co było inspiracją?

- Wspominany przypadek. Mój serdeczny kolega, młodszy ode mnie o trzy i pół dekady, ale już będący wówczas scenografem Piwnicy pod Baranami, miał na koncie pierwszy wernisaż. Zadzwonił do mnie z pytaniem, czy nie zrobiłbym z nim kolejnego. Ciekawość mnie zdopingowała. Jestem absolwentem wydziału architektury, rysunku uczyłem się przez sześć lat u pani profesor Krystyny Wróblewskiej. Odpowiedziałem: tak. Ale o tym zapomniałem…

Dopiero dwa dni przed wernisażem, kiedy mieliśmy już wieszać prace, kolega przypomniał mi, że trzeba je mieć... W znacznym pośpiechu wykonałem ze cztery bałamutne prace plastyczne. Miały bardzo wyostrzone tytuły, jak choćby „Ściana rozpaczy i beznadziei”. Dołożyłem jakieś odbitki, powiesiliśmy prace. Prowadzący wernisaż Marek Pacuła, zawiadujący wtedy „Piwnicą”, ogłosił konkurs na to, by odgadnąć, ile prac Pawluśkiewicz wykonał naprawę. Tych prawdziwych, nie bałamutnych. Nikt nie wygrał.

Jestem człowiekiem powierzchownym, podoba mi się byle co, a potem się rozczarowuję. W sklepie piśmienniczym przy ul. Szpitalnej koło Małego Rynku w Krakowie zobaczyłem srebrne i złote żele firmy Pioneer. Tak się rozochociłem, że chwyciłem za nie i w efekcie zacząłem zaniedbywać nieco muzykę. Cenię sobie to, że mam zapalczywość, a moje niskie pochodzenie ze sfer niby-góralskich powoduje, że ambicje mam wysokie i konsekwencję również. Nie pozostałem przy tych dwóch żelach. Zacząłem rozglądać się za innymi.

To nie jest jak z malarstwem olejnym, tu możliwości jest znacznie mniej, stąd w kompozycji trzeba wiedzieć, co się chce namalować, żeby nie malować tego, co wyjdzie, zamiast tego, co chcemy. Podstawowych kolorów jest siedem. Są żele metaliczne, brokatowe i pastelowe. Do tego mamy to, co sprzedają na jarmarkach albo w podziemiach krakowskiego dworca kolejowego. Mam na myśli brokat, który kobiety wykorzystują, gdy idą na zabawę sylwestrową. Jeśli na brokat żelowy nałożymy ten kosmetyczny, zyskamy niesłychaną dynamikę kolorystyczną. Można rzec: czysty kicz.

middle-zoom-DSC_1260_637e97bcb4ca7.jpg

Rozmawiając o początkach, trudno pominąć postać Tadeusza Nyczka – krytyka literackiego, teatralnego i plastycznego, któremu malarstwo żel-art zawdzięcza swoją nazwę.

- Pan Tadeusz Nyczek, z którym mam przyjemność znać się od lat, przez dekadę prowadził z panem Maciejem Szybistem pierwszą prywatną galerię w Krakowie - Inny Świat. Znał się na temacie, więc pokazałem mu moje pierwsze prace. Nie dlatego, żeby mi je zrecenzował, bo wiedziałem, że jestem dopiero na początku. To on nazwał moją technikę żel-artem, a ja, jako osoba niesubordynowana, pomyślałam, że jeśli był pop-art, jeśli był op-art, pora na żel-art. Gdy jednak mówię to publicznie, nie słyszę życzliwych uwag.

Jaki jest odbiór wśród „tradycyjnych” malarzy?

- Nie szukam wśród nich koleżeństwa. Sadzę, że malarze mają ze mną kłopot. To przecież nie może im się podobać. Ja mam bardzo dobre nazwisko w muzyce. Tam się rozhuśtałem (powiem: ludowo) – piosenki, muzyka filmowa, teatralna, telewizyjna, nagrody za „Papuszę”... Czy można się z takim gościem kolegować? Chyba nie. To niedopuszczalne.

Padają pytania: czy robisz z tymi żelkami jeszcze? A ja mówię, że to tak, jakby ich zapytać: pędzelkujecie jeszcze? Żel jest jak farba. To coś innego niż żelki. W sensie technologicznym to posługiwanie się w malarstwie żelem hinduskim, dystrybuowanym przez japońskie korporacje dla uatrakcyjnienia zabaw dziecięcych. Równocześnie żel ma niewiarygodne i, mam wrażenie, nieodkryte jeszcze możliwości plastyczne. W sensie estetycznym żel-art jest połączeniem współczesnej ekstrawagancji z konwulsyjną klasyką. A akompaniuje mi w nim muzyka.

middle-zoom-DSC_1198_637e96b8c0cbe.jpg

Z pewnością to czasochłonna technika. Wyczytałam, że na 1 cm kw. przypada ok. 350-400 punktów...

- Tak było, ale 19 lat temu. Wówczas było to bardzo uciążliwe. Pokrywanie żelem większych fragmentów zajmowało zbyt wiele czasu. Zwierzyłem się więc mojemu znajomemu inżynierowi, który ma głowę nie od parady i on wymyślił coś dla mnie i żel-artu rewolucyjnego. Oczywiście to wiedza dla pełnoletnich, a technicznie wygląda to tak: w obnażony tył długopisu żel-artowego wsadzamy przednią część strzykawki jednorazowej pojemność 0,1, a następnie powolnymi ruchami wypychamy z przedniej części żel. Dzięki temu mogę pokrywać znacznie większe formaty jak np. 50 na 70 cm.

Skąd inspiracje? Obok abstrakcyjnych prac prezentuje Pan te przesiąknięte ludowością, jak np. te z lajkonikiem w roli głównej.

- Lajkonik nie jest pomysłem moim, tylko pani Katarzyny Cybertowicz, która prowadzi Galerię Żel-Art. Wydawało mi się, że tak oczywistych rzeczy nie należy robić. Aż do momentu, kiedy miałem przyjemność rozmowy z dyrektorem Muzeum Historycznego, które zajmuje się Świętem Lajkonika. Okazuje się, że to niebywała tradycja sięgająca XI w. Lajkoniki są w Nigerii, Nikaragui, Brazylii, Finlandii… Pomyślałem, że temat nie jest najprostszy, bo to nie tylko symbol Krakowa, ale i niebywała podnieta kolorystyczna. Pokłoniłem się „Boskiej komedii” i postanowiłem poszerzyć poetykę lajkonika. Efektem są lajkoniki rajskie, czyśćcowe i piekielne.

middle-zoom-DSC_1308_637e9841b1262.jpgLajkoników nie brakuje również w Częstochowie. Wystawa w Miejskiej Galerii Sztuki jest chyba największą w Pana dorobku?

- Miałem ponad 100 wernisaży. Pokazywałem żel-art m.in. w Sztokholmie i w Parlamencie Europejskim. Teraz czynię to w tej pięknej galerii z 45-letnimi tradycjami. To zdecydowanie największa wystawa w moim dorobku. Pani Katarzyna Cybertowicz udostępniła ponad 90 prac.

A jak ta ekspozycja jest odbierana? Jestem przyzwyczajony do nieprzychylnych komentarzy, nie ma to znaczenia. Idę ścieżką, na której pomyłki mogą być częste, ale po to są pomyłki, by je naprawiać, doskonalić warsztat, formę i to, czego jeszcze się nie nauczyłem. A podobno uczymy się przez całe życie.

Rozmawiała Zuzanna Suliga

Fot. Robert Jodłowski/Miejska Galeria Sztuki

Malarstwo żel-art gości w Sali Poplenerowej Miejskiej Galerii Sztuki od 19 listopada. Wernisaż wpisał się w obchody 45-lecia instytucji. Obszerna ekspozycja ukazuje Jana Kantego Pawluśkiewicza, wybitnego kompozytora i autora muzyki do setek filmów czy spektakli, z mniej znanej – malarskiej strony. Ta twórczość pozostanie w Częstochowie do 29 stycznia. Od wtorku do piątku galeria zaprasza od godz. 10.30 do 18.00, a w sobotę i niedzielę – od godz. 12.00 do 19.00. Bilety normalne kosztują 10 zł, ulgowe – 8 zł, w środę wstęp jest bezpłatny.


Galeria zdjęć

24 stycznia 2023
Robert Jodłowski/Miejska Galeria Sztuki
Malarstwo żel-art gości w Sali Poplenerowej Miejskiej Galerii Sztuki od 19 listopada. Wernisaż wpisał się w obchody 45-lecia instytucji. Obszerna ekspozycja ukazuje Jana Kantego Pawluśkiewicza, wybitnego kompozytora i autora muzyki do setek filmów czy spektakli, z mniej znanej – malarskiej strony. Ta twórczość pozostanie w Częstochowie do 29 stycznia.

Cykle CGK - Autorzy